– Pracuję na dwa etaty. Inaczej nie miałabym za co wyżyć – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Kasia, mieszkanka Ostrołęki i mama dwójki dzieci.
Jeszcze rok temu jej sytuacja finansowa była znacznie lepsza. Dziś – ciężko jej nawet o tym mówić. Na co dzień pracuje na umowę zlecenie jako rejestratorka medyczna. Miesięczna pensja, jaką otrzymuje z tej pracy, wynosi zaledwie 2200 zł. Patrząc na bieżące koszty, związane z opłatami za mieszkanie, zakupami i bieżącymi potrzebami swoimi i dwójki dzieci – nie dałaby rady, gdyby nie podejmowała się dodatkowej pracy.
– Zanim znalazłam stałą pracę w przychodni, żyłam głównie ze sprzątania domów, sprzedawania ubrań i obsługi wesel. W pewnym momencie to było jednak za mało, więc musiałam poszukać jakiegoś stałego dorobku. Dzisiaj go mam, pracuję na umowę zlecenie, ale mimo to nie mogłam porzucić pozostałych “etatów” – opowiada Kasia.
– Moją dodatkową pracą jest sprzątanie biur i przychodni, po zamknięciu lub przed otwarciem. Nie ma z tego może jakichś “kokosów”, ale w tygodniu jestem w stanie dorobić do pensji od 200 do 400 zł. W sezonie ślubno-weselnym też “łapię” zlecenia i zajmuję się obsługą kelnerską bądź pracuję na zmywaku. Dzięki temu mam spokojną głowę, że będę miała za co opłacić wynajem mieszkania i zakupy spożywcze – mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Według najnowszych danych opublikowanych przez Główny Urząd Statystyczny, pensje Polaków w ciągu roku wzrosły o 13,6 proc. Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w lutym 2023 roku miało wynosić natomiast “aż” 7065 zł brutto, wraz z czym mogłoby się wydawać, że żyje nam się coraz lepiej. Ile jest w tym prawdy? Raczej niewiele. W portfelach Polaków z miesiąca na miesiąc pieniędzy jest niestety mniej. Inflacja w lutym wyniosła 18,4 proc.
“Pieniędzy i tak mam coraz mniej”
Kasia zaznacza w rozmowie z Wirtualną Polską, że mimo pracy na dwa etaty, alimentów na dzieci i 500+, czuje, że wcale nie jest w dobrej sytuacji pod względem materialnym.
– Rok temu miałam ok. pięć tys. zł na miesiąc. Teraz mam ledwo cztery tys. zł. Ceny rosną w zatrważającym tempie, a pracodawcy ograniczają wynagrodzenie, bo “mamy kryzys”. Szukam nowych zleceń, ale wiele osób proponuje głodowe stawki, najczęściej poniżej 20 zł za godzinę – oznajmia.
– Po opłaceniu mieszkania, które wynajmuję – bo nie stać mnie na kupno własnego, zostaje mi na życie ok. dwa tys. zł. Przy dwójce dzieci to akurat na “skromne” przeżycie. Dużo pracuję, a nie mam żadnych oszczędności. Nie widzę perspektyw na lepsze życie. Męczy mnie to bardzo, bo gdyby pojawił się u mnie problem w postaci np. zepsutej pralki, nie wiem, co bym zrobiła. Nie mogę sobie pozwolić na taki wydatek – podsumowuje.
Zobacz także: Zażądał 2 tys. zł za wynajem. “WC nie było nawet podłączone do ścieków”
“Co to jest trzy tys. zł na rękę?”
Ola, która na co dzień mieszka w Kielcach, jest w trakcie poszukiwania dodatkowej pracy. Jak mówi, nie jest to wcale takie proste. W sieci pojawia się mnóstwo ofert, w których możemy przeczytać, że za kilka godzin pracy zdalnej w tygodniu zarobimy nawet sześć czy osiem tys. zł. Najczęściej są to jednak oferty “nabierające” ludzi, którzy faktycznie szukają zarobku, a zderzają się ze ścianą. Ola wyznaje, że właśnie tak się teraz czuje.
– Od poniedziałku do piątku pracuję w biurze, więc to raczej typowe. Zajmuję się rekrutacją osób do pracy. I mimo, że nie jest to praca fizyczna, a takie też wykonywałam, bywa ciężko. Praca z ludźmi w ostatnim czasie nie należy do najlżejszych. Przez sytuację na rynku, która teraz panuje, same rekrutacje też nie są łatwe. Wiele osób denerwuje się, że proponowane pensje są za małe. Doskonale ich rozumiem, bo sama szukam teraz drugiej pracy, ale nie jesteśmy w stanie z tym nic zrobić – tłumaczy.
Zarobki Oli od samego początku nie były duże. W rozmowie ujawnia, że miesięcznie zarabia obecnie “niewiele więcej niż najniższa krajowa”. Zapotrzebowanie na dodatkowe pieniądze pojawiło się u niej w połowie zeszłego roku.
– Zaczęłam sobie zadawać pytanie: “co to jest trzy tys. zł na rękę?”. Ciężko jest się z tego utrzymać, a co dopiero odkładać, żeby mieć jakiekolwiek oszczędności na “czarną godzinę”. O wakacjach już nie wspomnę, bo od kilku miesięcy z większości rzeczy raczej rezygnuję – zdradza.
“Mało kto nie musi dorabiać”
Ola wciąż poszukuje dodatkowej pracy, ale nie jest jedyna. Jak przyznaje, wśród jej znajomych i koleżanek z pracy również jest wiele osób, które muszą sobie “dorabiać” i albo już to robią, albo są w trakcie poszukiwań dodatkowej pracy.
– Z takim problemem spotyka się bardzo dużo moich znajomych, a stanowiska i pensje mają najróżniejsze. Wiele zależy od tego, w jakim mieście się mieszka, bo inaczej jest przecież w małym miasteczku, a inaczej w Warszawie czy w Krakowie – stwierdza Ola.
Jej słowa potwierdza Lena, która rekrutuje do jednego z warszawskich barów. To właśnie bary, kawiarnie czy restauracje są w większych miastach jednymi z miejsc, w których można sobie “dorobić” – zarówno, jeżeli pracuje się gdzieś “na stałe”, jak i np. studiuje.
– Chętnych nie brakuje. W szczególności młodych osób. Ostatnio opublikowałam post na jednej z grup na Facebooku, że szukamy osób do pracy na wieczory. I tak, jak jeszcze z dwa lata temu pewnie bym chwilę poczekała, tak teraz od razu miałam wiadomości w skrzynce. Ludzie potrzebują takich możliwości. Mało kto nie musi dorabiać – tłumaczy.
Zobacz także: Żyją z jednej pensji. Single w czasach inflacji ledwo wiążą koniec z końcem
“Płace realne Polaków spadły”
Damian Szymański, ekspert z money.pl podkreśla, że coraz częstsze poszukiwania dodatkowego zarobku przez Polaków nie są już żadnym zaskoczeniem. Rekordowa, ponad 18-proc. inflacja w lutym tego roku, była silnym uderzeniem w portfele Polaków.
– Inflacja osiągnęła szczyt na poziomie ponad 18 proc. Musimy jednak pamiętać, że jest to wynik, który porównujemy względem lutego 2022 roku, a wtedy to ceny wzrosły o 8,5 proc. To 18 proc. jest więc bardzo silnym uderzeniem w portfele Polaków – mówi.
– Co więcej w zeszłym miesiącu płace realne Polaków (wzrost wynagrodzeń vs. inflacja) spadły najbardziej od lat – ponad 4 proc. Obserwujemy też znacznie większe spadki sprzedaży detalicznej, co oznacza, że nasi rodacy zaczęli oszczędzać i ograniczać konsumpcję. To wszystko układa się w trudny obraz dla naszych kieszeni. Szczególnie osób uboższych, których wzrost cen dotyka najbardziej. W takim środowisku nie dziwi więc, że Polacy szukają dodatkowego zarobku – dodaje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Czy nie ma więc szans, aby sytuacja finansowa Polaków w najbliższym czasie się poprawiła? Zdaniem eksperta, dopiero 2024 rok może przynieść lekkie wytchnienie dla budżetów. Według Narodowego Banku Polskiego inflacja ma wtedy spaść do 5,7 proc.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB – #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS