A A+ A++

​Rosnąca popularność samochodów elektrycznych przyczynia się do wzrostu składek ubezpieczeniowych. Ale to niejedyny problem związany z samochodami na baterie.

Analitycy z Europy i Stanów Zjednoczonych biją na alarm. Rosnąca popularność samochodów elektrycznych w połączeniu ze sposobem budowy aut na prąd oraz niechęcią producentów do dzielenia się danymi diagnostycznymi sprawiają, że nie tylko rosną ceny ubezpieczeń, ale same auta elektryczne mogą emitować więcej CO2 niż… samochody spalinowe. Jak to możliwe?

Baterie do aut elektrycznych są drogie i zasobochłonne

Problemem są oczywiście akumulatory. Ich produkcja jest droga, energo- i zasobochłonna. W efekcie koszt baterii może stanowić nawet połowę kosztu wyprodukowania samochodu elektrycznego. Przykładowo, kosztująca w USA 43 tys. dolarów Tesla Model 3 jest wyposażona w akumulator o wartości 20 tys. dolarów. Jednocześnie emisja CO2 podczas produkcji baterii, a w efekcie samochodu elektrycznego, jest znacznie wyższa niż w przypadku samochodów spalinowych.

To oczywiście nie przekreśla sensu samochodów elektrycznych, które podczas jazdy nie emitują CO2 w ogóle. By jednak zysk z zerowej emisji przeważył na wyższą emisją podczas produkcji samochód elektryczny przed zezłomowaniem musi przejechać sporo kilometrów. 

Najmniejsze uszkodzenie podwozia to decyzja o złomowaniu

Problem polega na tym, że nawet niewielka stłuczka najczęściej kończy się decyzją o zezłomowaniu samochodu. Wystarczy niewielkie nawet uszkodzenie podwozia, zarysowanie obudowy baterii, by ubezpieczyciel podejmował decyzję o wymianie całego akumulatora. A ponieważ jest on drogi (często na rynku wtórnym kosztuje więcej niż płacą producenci) naprawa samochodu staje się nieopłacalna. W efekcie ubezpieczyciel pokrywa kosztu zakupu nowego samochodu, który oczywiście trzeba wyprodukować, emitując przy tym CO2. Z kolei uszkodzony samochód, często młody i z niewielkim przebiegiem, trafia na złomowisko.

Wszystko w rękach producentów samochodów

Eksperci branżowi wskazują, że to nie ma nic wspólnego z ekologią. Sytuację można zmienić, ale wymaga to współpracy ze strony producentów samochodów. Muszą oni wykonać trzy kroki. Pierwszy to takie montowanie baterii, by można je było w sposób łatwy i nieskomplikowany wymienić. Część producentów już poszła tą drogą, ale np. Tesla w Modelu Y z baterii uczyniła strukturalny element samochodu, przez co jest niewymienialny. 

Drugi krok to udostępnienie protokołów i metod diagnozowania baterii podmiotom zewnętrznym. A trzeci to produkowanie baterii z ogniw, które mogłyby być wymieniane pojedynczo. Dopiero wówczas po kolizji warsztat mógłby łatwo zdiagnozować, czy bateria została uszkodzona, a jeśli tak – ile ogniw wymaga naprawy. A to spowodowałoby mniejsze marnotrawienie materiałów i obniżenie cen napraw, a w konsekwencji – ubezpieczenia.

Eksperci wskazują, że powyższe kroki powinny zostać wdrożone jak najszybciej. Samochodów elektrycznych bowiem przybywa, a tym samym rośnie liczba kolizji i wypadków.

Najbardziej absurdalne historie z życia wzięte

Media … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUWAGA! MPWiK informuje o możliwych brakach wody
Następny artykułSikorski reaguje na wyrok sądu: Oczywiście się odwołam