A A+ A++

Dostałem w prezencie ,,Widok przez scenę” obszerny zbiór felietonów teatralnych z lat 2008-2017 Jacka Sieradzkiego, wydany w ubiegłym roku przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego. Zatem rzecz stosunkowo świeża i nowa.  I nie wiem, co powiedzieć, chociaż mam tak ogromną potrzebę napisania czegoś o tych felietonach, że już sam się gubię, czy pisać, czy nie pisać, co robić?

W teatrze nie bywam, staram się za to być na bieżąco ze współczesną dramaturgią. Pomimo tego, że w teatrze nie bywam, to jednak kilka spektakli widziałem. A to, co widziałem, wynikało z tego, że w teatrze zawsze interesowało mnie to, co współczesne, eksperymentalne, jeżeli klasyka, to tylko czytana przez pryzmat współczesności/nowoczesności. Stąd, jak słyszę Krzysztof Warlikowski, to wiem, że warto, a jak słyszę nazwisko kogoś ze starej szkoły teatru, to wzruszam ramionami. Do teatru nie jeżdżę, a to, co czasami przyjeżdża do Wschowy, raz na rok lub jeszcze rzadziej, to teatr środka, mało wymagający, wpędzający wszystkich w dobre samopoczucie, bo – trawestując Sieradzkiego – nikt tutaj we Wschowie, w której łatwo nie jest, nie po to idzie na spektakl, żeby usłyszeć ze sceny, że na scenie też życie do łatwych nie należy.

Więc do teatru nie jeżdżę, spektakle, które pojawiają się we Wschowie omijam szerokim łukiem, chyba, że to rodzimy, autorski teatr Grzegorza Dolacińskiego. Co najwyżej Warlikowskiego, Lupę, Klatę lub innych reżyserów i ich spektakle kupuję w empiku, jeżeli akurat mam taką możliwość. Nie jest drogo, bo chyba nigdy nie wydałem więcej niż 30 złotych na płytę DVD. Chociaż i o to wcale nie jest łatwo, aczkolwiek nie mówię, że to niemożliwe.

Zatem już po tych dwóch akapitach widać wyraźnie, że wiedzę mam szczątkową, rozeznanie we współczesnym teatrze niemal żadne i prawdę mówiąc jestem typowym synem prowincji, do którego docierały w ostatnich dwudziestu latach najgorętsze nazwiska współczesnych reżyserów, kierując moją uwagę i wrażliwość w takim, a nie innym kierunku. Nie chcę przez to powiedzieć, że teatr i dramaturgia, stanowią w moim życiu jakiś wątpliwy przypadek. Bynajmniej. Chcę jednak zaznaczyć, że i moja wiedza i skromne rozeznanie wystarczą na spotkanie towarzyskie, gdzie mogę błysnąć jakimś nazwiskiem lub zjawiskiem, ale ta wiedza nie sprawdziłaby się już w konfrontacji z mieszkańcem Warszawy, Krakowa, Jeleniej Góry, czy Legnicy, który świadomie kilka razy do roku wybiera się do teatru i wie, co w trawie piszczy.

***

Jacka Sieradzkiego nie znam osobiście. Co zrozumiałe. Natomiast od drugiej połowy lat 90-tych namiętnie kupowałem ,,Dialog”, poświęcony współczesnej dramaturgii, którego do dzisiaj Sieradzki jest redaktorem naczelnym, z uwagą słuchałem też jego wypowiedzi w Tygodniku Kulturalnym przed 2010 rokiem. Zbiór felietonów, wydanych w 2019 roku, pochodzi z cyklu ,,Intermedia”, publikowanego od 2008 na łamach wrocławskiej ,,Odry”.

***

Teatr (…) ma targać sumieniami, wprawiać w metafizyczny niepokój, poszukiwać komunii dusz, budzić wrażliwość, tresować szare komórki (…). Aliści (…) ma także sprawiać przyjemność – pisze Jacek Sieradzki przy okazji pobytu w teatrze Krystyny Jandy, który znany jest raczej z tego ostatniego. Jedno i drugie jest do zaakceptowania, twierdzi naczelny ,,Dialogu”, a jednak nie sposób pominąć faktu, że autor uczył się teatru w latach 70-tych XX wieku i bliżej mu do sztuki, która wywołuje katharsis, niż do teatru, służącego za przechowalnię ludzkich ciał. A jednak, czytając ten słuszny zresztą postulat, a może nawet nie postulat, co gorliwą wiarę wyssaną z mlekiem mistrzów europejskiego dziedzictwa tak teatralnego, jak i dramaturgicznego, czytane dzisiaj te sumienia, te metafizyki, te wrażliwości i tresury szarych komórek, to nic innego, jak dzisiejsze spazmatyczne wołanie na puszczy o te demokracje, wolność słowa, o te braterstwo, konstytucję, dialog, debatę publiczną i co by tam jeszcze z tego przepastnego worka wartości wydobyć. Cokolwiek się tam jeszcze nie znajdzie, czegokolwiek tam jeszcze nie upchnąć, nie zmienia to faktu, że wszystkie te głosy nadal istnieją, tylko, że przybrały inne współrzędne, w innym miejscu mapy można je odnaleźć, nie sposób ich porównać, bo przypominają zupełnie inną opowieść, która tylko gdzieś w refrenie, a może w założeniach przypominają te odległe i nieco już archaiczne, zakonserwowane studia nad innym, lepszym światem, gdzie staruszkowie teatr i liberalna demokracja wyglądają jak ślepy i głuchy. Obaj niechybnie zmierzają tam, skąd nie ma już powrotu. Nad przepaść.

I Jacek Sieradzki poniekąd przygląda się tej podróży, wierząc zapewne, że w najgorszym przypadku, pozostanie tym jednym z niewielu, który odmawia pogańskie, sekciarskie modlitwy o deszcz, w najlepszym przypadku wszystko wróci do normy, ale będzie to triumf – jak pisze o sobie – konserwatysty, a chyba i na tym Sieradzkiemu nie za bardzo zależy. To znaczy nie w tym rzecz, aby współczesny teatr przypominał mu ten, z którego wyrósł. Widać to szczególnie w felietonach, które omawiają wydarzenia, wydobywające współczesny teatr z katakumb. Jeżeli ktoś teatrem się nie interesuje, to głośna medialnie ,,Klątwa” z 2017 roku i pośladki Joanny Szczepkowskiej wymierzone Krystianowi Lupie dobrze ilustrują Sieradzkiego stan odpowiedzialności za teatr i dramaturgię (może odpowiedzialność nie najlepiej oddaje tę postawę, być może lepiej by było, gdybym napisał stan gorących uczuć). I nie jest to postawa ani mentorska, ani jednoznaczna, ani też chłoszcząca jedną lub drugą stronę sporów w szeroko rozumianym środowisku teatralnym, medialnym, politycznym i społecznym.

W tego rodzaju felietonach, gdzie Sieradzki wychodzi poza mury teatru jego stanowisko jest widoczne chyba najpełniej, najpełniej się też odsłania Sieradzkiego konserwatyzm, który sprzeciwia się zmianom tak długo, aż staną się one nieuniknione, jak pisze we wstępie do zbioru felietonów. Otóż kiedy naczelny ,,Dialogu” zasiada na widowni widzi teatr na tle zmian, jakie zachodzą w kraju po 1989 roku. I wydaje się, że wszystko jest w stanie odpuścić – zidiocenie społeczeństwa, mediów, polityków, ale za wszelką cenę będzie bronić przed tym teatru. Nawet wtedy, kiedy teatr zmierza w tym samym kierunku. Nie szkodzi, zdaje się mówić Sieradzki, bo teatr ukochałem. Nie społeczeństwo, nie polityków, nie media, nie relacje, jakie między nimi zachodzą, ale teatr. I w tym sensie Sieradzki jest konserwatystą, ale w każdym innym sensie jest mędrcem, u którego warto pobierać nauki.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPamiętamy co 29 lat temu stało się w Wilnie
Następny artykułWielopokoleniowe kolędowanie w Oleśnie