Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
AC3: E oficjalnie wyszło w Europie i US, ale nie w swojej prawdziwej postaci. Najbardziej ambitna część serii, owszem została wydana poza Japonią, jednak w drastycznie okrojonej postaci. Zachód został ograbiony z ponad połowy zawartości oryginału, który dziś obrósł kultem.
“>
Zaczniemy od klasycznej prywaty, rodem z internetowych przepisów kulinarnych.
“>
(muzyka dla klimatu. Ja mam zawsze ciarki słuchając tego.)
Ace Combat gościło w naszym domu od pierwszej części. Jedynkę, Air Combat, potrafiliśmy przejść na jednym posiedzeniu, ale nie była to też jakoś bardzo wymagająca gra. Dwójka natomiast to inna bajka- wszystko lepsze no i rozbudowana (przynajmniej względem jedynki) fabuła, nadająca kontekstu i dramaturgii. Mój tata znał ją na pamięć i dziś można by jego gameplay nazwać „speedrun techniques”. Gry pożyczał nam wujek, który regularnie jeździł za granicę i często graliśmy w niemieckie lub francuskie wersje, niekiedy trafiały się nawet japońskie czy ze Stanów. Mieliśmy chyba z cztery przejściówki NTSC/PAL i drugie tyle przewodów, żeby obraz nie był zielony. I razu pewnego przywiózł AC3- dwie płyty CD, gruba książeczka, wszystko w języku japońskim, ale dla nas to żadna przeszkoda!
Kompletnie nic nie rozumieliśmy, ale wsiąknęliśmy na dobre- gampelay był płynny, a setting gry, fascynująco różnił się od poprzednich części, a wszystko podkręcone doskonałą muzyką, zasługującą na osobny artykuł. Ace Combat 3 miał również wstawki anime z voice actingiem!
“>
Jako dojrzewający nerd/weeb, nie mogłem się oderwać i byłem wniebowzięty. Mimo, że nie wiedziałem co się dzieje na ekranie, przeszedłem grę i bawiłem się doskonale. Było mi mało, więc odpaliłem ponownie. Tym razem robiłem zwariowane manewry, próbowałem innych sposobów, szukałem bugów i skrótów. W jednej z misji, „tej w nocy”, którą znałem z poprzedniego sejwa, pojawia się wielki, czerwony napis „DECIDE”. Za pierwszym razem po prostu leciałem prosto. Jednakże za drugim razem zrobiłem coś inaczej. Nie pamiętam już co, może skręciłem w drugą stronę albo zacząłem robić beczki albo całkiem zwiałem. Najważniejsze, że nagle pojawiły się inne cutscenki.
Nigdy nie zapomnę tej chwili. Stałem jak wryty, mając w ustach smak kompotu jabłkowego, patrząc tępo w hiraganę, zachodząc w głowę, co się stało.
I w ten właśnie sposób odkryłem, że Ace Combat 3 ma kilka linii fabularnych.
Próbowałem jak się dało zrozumieć drugą ścieżkę fabularną. Byłem zdeterminowany i grałem dalej, bo odblokowałem misje, które widziałem pierwszy raz na oczy! Gdy skończyłem kolejny raz, z zupełnie innym zakończeniem i cutscenką, wiedziałem, że coś jest mocno nie tak- ton głosu postaci, brak muzyki, krzyki bohaterów. Słowem atmosfera była gęsta. Poszedłem do antykwariatu i wróciłem ze słownikiem japońsko- niemieckim i niemiecko-polskim. Nic to nie dało oczywiście, a poziom skupienia uwagi jedenastolatka również nie pomagał. Poddałem się na tym froncie, ale od czasu do czasu odpalałem grę dla frajdy.
Przeskakujemy kilka lat naprzód, na następną generację konsol. Przeszedłem Ace Combat 4 i będąc skonfundowany wydarzeniami i chronologią w grze, postanowiłem wrócić do trójki, ale tym razem stwierdziłem, że zagram w języku angielskim. Gra miała premierę w Japonii 27 Maja 1999, w Europie 21 Stycznia 2000, a w USA 2 Marca 2000. Dorwałem platynową edycję jakoś w 2005. Jakież było moje zdumienie gdy otwieram pudełko, a tam jedna tylko płyta. Po dosłownie kilkunastu minutach krzyknąłem „Co to kulbit ma być?!”. I tak oto odkryłem jedną z największych zbrodni wyrządzoną na grach wideo.
Ace Combat 3, to gra osadzona w 2040 roku fikcyjnego świata, zwanego potocznie przez fandom Strangereal (od słów „Strange” i „Realm”. Dziwneina? Kraiwna?), gdzie gigantyczne korporacje, przy użyciu niewiarygodnie zaawansowanych samolotów bojowych, toczą wojnę zbrojną między sobą jak i z całymi narodami. Konsorcja maszyn wojennych podbijają państwa i zakładają własne kraje-fabryki. Konflikt zaczyna być prowadzony nawet w przestrzeni kosmicznej. Prywatne serwisy informacyjne opłacane są przez koncerny, tworzą własną rzeczywistość, serwując propagandę pod dyktando tego, kto da więcej. Technologia jest tak rozwinięta, że Internet można przeglądać podpinając swój umysł, pływając w wirtualnej rzeczywistości. To w niej hakerzy i wojownicy o wolność, toczą bitwy, kuszeni wizją Electrosphere- koncepcji przeniesienia ludzkiej świadomości w cyfrowy świat. Tak, Ace Combat 3, to cyberpunk. Wypełniony moralnymi rozterkami, nierównościami społecznymi i ekonomicznymi, bezduszny, pełen niesprawiedliwości, napędzany maniakalną rządzą zemsty, świat. Estetyka doskonale to maskuje- jasne kolory, dynamiczne i wystylizowane kształty niczym futurystyczna gra sportowa. Na myśl przychodzi WipEout. No i w rytmach electro/jazzu/core… czy czymkolwiek jest boski OST.
Ale to wszystko znajdziemy tylko w wersji japońskiej. O wszystkich zawiłościach fabularnych i różnicach między grami, dowiedziałem się dopiero kilka lat później. Niemal cała warstwa fabularna, wszystkie wstawki anime, dialogi, dwie trzecie misji, rozwidlenia fabularne dzięki wyborom podczas gry, a co za tym idzie, wszystkie zakończenia, łącznie z tym „Prawdziwym”- to wszystko zostało wycięte z wersji „zagranicznej”. Dla tego wydania napisano nową historię, prowadzoną za pomocą ściany tekstu, o dzielnym pilocie walczącym ze złą organizacją. Stuprocentowy badziew. Całe szczęście zachowali estetykę i obłędną muzykę. Intro nadal jest świetne.
“>
Kulisy game devu tamtych czasów były… ciekawe. Okrojone lub czasami całkiem zmienione gry trafiały na inne rynki i nigdy tam nie dojrzewały. Wiecie, że Spyro w Japonii biega wolniej, wydaje z siebie okrzyki, kamera wolniej się porusza? I skacze ciut wyżej. Wszystko przez beta testerów, którzy stwierdzili, że tytułowy smok i kamera za szybko się poruszają i gra jest za cicha. Ale nie wycięto z niej sześćdziesięciu procent gry!
Seria Ace Combat mogła umrzeć na Zachodzie, zapamiętana jako przeciętniaki. Do dziś nie do końca wiadomo dlaczego tak się stało, ale najbardziej wiarygodna wydaje się teoria o klapie finansowej. Namco dołożyło wszelki starań, by grą zainteresowało się jak najwięcej osób, także poza granicami Japonii. Hucznie ogłaszano nadchodzącą premierę. Studio Frognation miało być odpowiedzialne za lokalizację, dziś znane z lokalizacji Fromsoft i ich Dark Souls oraz nadchodzącego Armored Core 6, do czego przejdziemy. Na pokładzie mieli legendarną tłumaczkę Agness Kaku (Metal Gear Solid 2, Final Fantasy 14: Realm Reborn). Nagle otrzymali wiadomość, by przerwać pracę i wysłano im nowe wytyczne, na kilka miesięcy przed premierą na Zachodzie.
Nigdy nie zostało to oficjalnie wyjaśnione. Firma nabrała wody w usta, zapewne nie chcąc przyznać się do niskich zysków ze sprzedaży tytuł, w który pokładali duże nadzieje. To było Namco świętujące sukces Tekkena 3 i Ridge Racer 4 (kolejne gry z doskonałą muzyką)! Choć w samej Japonii AC3:E sprzedało się w ponad milionie sztuk. Jest to wyższy wynik niż poprzednik, lecz nie były to liczby jakich spodziewało się Namco. Śmiem zaryzykować tezę, że z powodu nadchodzącego PlayStation 2 te ostatnie lata przed 2000 były gilotyną dla ambitnych tytułów. Odnoszę wrażenie, że studia chciały wejść z przytupem w nową generację, oddelegowując zespoły do pracy nad grami na PS2. Moje ukochane Vagrant Story też zostało ogolone z zawartości, właśnie przez przyspieszoną fuzję Square z Enix.
Szczęście w nieszczęściu: powstał Projekt Nemo, praca entuzjastów AC3:E i przetłumaczyli na angielski, tą lepszą, japońską wersję! Project Nemo to praca kochających i dbających o grę (ekhu Namco) pasjonatów. Chylę czoła i dziękuję im, że parę dni temu, mogłem zagrać w tę grę, nic nie tracąc!
https://projectnemo.net/wiki/index.php/ProjectNemo/Home
Kilka tygodni temu pisałem o tym, jak kultowe Xenogears zostało drastycznie obcięte przez Square. Wspominałem także o tym „znaku czasów”. Gry z tamtego okresu, podejmowały trudne tematy, zwłaszcza te odnośnie zderzenia ludzkości z super technologią. O odpowiedzialności za nią i z niebezpieczeństwami jakie ona niesie. AC3:E nosi te znamiona końcówki lat 90. Jako entuzjasta całej serii, uważam, że to dobry moment w dobie sukcesów gier gatunku cyberpunk, ze wszystkimi tematami, które ze sobą niesie. Bandai Namco po ogromnym sukcesie AC7: Skies Unknown, wstrzeliłoby się idealnie wydając remake Electrosphere. Dodając nawet ścieżki fabularne z perspektywy innych bohaterów, byłaby to doskonała szansa na rozszerzenie świata. Nie chcę zdradzać szczegółów, bo plot twisty w tej grze, potrafią zjeżyć włos na głowie, ale łamanie czwartej ściany, pytania o tożsamość, ludzkość i pacyfizm, w ciężkim militarnym klimacie, nie są obce tej grze i to nie domena wyłącznie MGS czy Deus Ex. Naprawdę liczę na to i fandom także, bo kilka maszyn, emblematy i kosmetyczne pierdoły w AC7, nie wystarczą.
Gdy Electrosphere pojawi się ponownie na naszym growym nieboskłonie, będzie to w ryku chwały, z prędkością ośmiu machów. Na horyzoncie zbliża się część serii, której nie sądziłem, że jeszcze zobaczę, Armored Core 6- również od Bandai Namco. Król mecha osadzony w bezlitosnym i beznadziejnym świecie wojen korporacji. A każdy wie, że jak oni coś wydają, to świat gier wideo idzie za ich ciosem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS