Dzisiaj, 11 marca (12:50)
Małgorzata Lorentowicz – jedna z najwybitniejszych polskich aktorek – przez kilkanaście lat patrzyła, jak mężczyzna, który był miłością jej życia, walczy z demonami zatruwającymi mu umysł. Aby opiekować się cierpiącym na cyklofrenię Tadeuszem Janczarem, zrezygnowała z kariery… Była przy nim do końca.
Scena z komedii “Kogel Mogel”, w której babcia Piotrusia mówi o niesłychanie przystojnym “stryjecznym wuju szwagra jej drugiego męża”, zapewniła wcielającej się w postać Wolańskiej Małgorzacie Lorentowicz filmową nieśmiertelność i przyniosła ogromną sympatię widzów.
Zobacz też: Małgorzata Lorentowicz: Życie w poświęceniu
Podziwiając aktorkę na ekranie, niewiele osób zdawało sobie sprawę, że za zamkniętymi drzwiami jej domu rozgrywa się prawdziwy dramat. Jej mąż, Tadeusz Janczar, u którego w latach 60. zdiagnozowano chorobę afektywną dwubiegunową, tracił już wtedy zmysły i z dnia na dzień stawał się coraz bardziej nieobecny.
“Stał się zastraszonym zwierzątkiem, które bało się nawet dzwonka do drzwi” – wyznała po śmierci ukochanego w jednym z wywiadów.
Małgorzata Lorentowicz miała zaledwie 15 lat, gdy dołączyła do Armii Krajowej, a niespełna 17, gdy jako sanitariuszka-łączniczka walczyła w Powstaniu Warszawskim. “Duda”, bo taki miała pseudonim, przez dwa miesiące dowodziła zespołem kilkunastu łączników. Pod koniec powstania musiała ukrywać się w wypalonej kamienicy na Solcu, bez jedzenia, bez wody, bez nadziei na przeżycie…
Pewnego dnia, gdy razem z przyjaciółmi próbowała przedostać się na Czerniaków, gdzie walczył jej oddział, wpadła w ręce esesmanów. Całą jej grupę ustawiono pod murem. Padły strzały. Zobaczyła, że jej towarzysze leżą na ziemi w kałuży krwi.
“Podszedł do mnie esesman i kazał mi odwrócić się twarzą do ściany. Wiedziałam, że chce mnie zabić i powiedziałam, że się nie odwrócę. Wtedy kazał mi podnieść ręce do góry… Nagle spostrzegł, że mam na szyi złoty krzyżyk. Odwrócił się, a ja spokojnym krokiem odeszłam do grupy ludności cywilnej” – opowiadała, gdy w 1947 roku stanęła przed warszawskim sądem jako świadek zbrodni popełnionych przez Niemców na Czerniakowie.
“Duda” cudem uniknęła egzekucji. Trafiła do nazistowskiego obozu przejściowego w Pruszkowie, gdzie spędziła kilka miesięcy.
O tym, że zostanie aktorką, Małgorzata Lorentowicz (wtedy jeszcze Damięcka) zdecydowała natychmiast po zakończeniu wojny. Od dziecka marzyła, by grać. Do szkoły teatralnej dostała się dosłownie z marszu.
“Byłem już od pięciu lat na scenie, gdy w 1950 roku na próbie “Don Juana” w Teatrze Polskim pojawili się studenci IV roku PWST. Od razu zwróciłem uwagę na śliczną, smukłą, pełną uroku blondynkę, która wkrótce miała rozpocząć karierę w teatrze jako liryczna amantka. Była to Małgorzata Lorentowicz” – wspominał ją na łamach “Gazety Wyborczej” Witold Sadowy.
Małgorzata Lorentowicz miała już na koncie spory dorobek i… rozwód na koncie (pierwszemu mężowi – reżyserowi Lechowi Lorentowiczowi – zawdzięcza nazwisko, którym posługiwała się do śmierci), gdy w 1956 roku poznała Tadeusza Janczara i zakochała się w nim bez pamięci. Dwa lata później byli już po ślubie.
To właśnie Małgorzata Lorentowicz jako pierwsza zauważyła, że z jej mężem dzieje się coś dziwnego.
“Pewnego dnia obudził się i powiedział, że jest już kimś innym” – wyznała “Przyjaciółce”.
W ciągu kilku lat po diagnozie Janczar aż cztery razy próbował popełnić samobójstwo. Gdy całkowicie stracił radość życia i zaczął na całe dnie zamykać się w swoim pokoju, Małgorzata postanowiła zrezygnować z etatu w teatrze, by być przy nim.
“Choroba bardzo utrudniała mu życie. Cierpiał na bezsenność, bał się własnego cienia, a jednocześnie tęsknił za sceną. Nie mógł się pogodzić z tym, że wegetuje” – opowiadała autorowi książki “Tadeusz Janczar. Zawód: aktor”.
Choć Małgorzata Lorentowicz przeszła gehennę, zajmując się chorym mężem, nigdy na nic się nie skarżyła. Gdy z Tadeuszem było już naprawdę źle, namówiła go, by wzięli ślub kościelny. Niedługo po uroczystości została wdową.
Tadeusz Janczar, oprócz tego, że miał bardzo poważne problemy psychiczne (latami cierpiał na cyklofrenię, czyli patologiczne zmiany nastroju), chorował też na raka jelita grubego. To właśnie rak go zabił. Aktor odszedł 31 października 1997 roku. Małgorzata Lorentowicz po pogrzebie powiedziała, że wraz z nim pochowała cząstkę siebie.
Po śmierci męża aktorka podupadła na zdrowiu. Nigdy nie pogodziła się ze swoją stratą. Mężczyznę, dla którego zrezygnowała z kariery, przeżyła o niespełna osiem lat. Zmarła nagle 8 maja 2005 roku.
“W kondukcie żałobnym płynie niesiona poduszka pełna odznaczeń i medali, za odwagę, za walkę w AK, za udział w Powstaniu Warszawskim. Była wspaniała, zachwycająca, kochaliśmy się w niej wszyscy…” – napisała po pogrzebie swej starszej koleżanki Krystyna Janda.
“Była wielką damą. Do końca nią pozostała” – stwierdził z kolei Witold Sadowy, wspominając przyjaciółkę na łamach internetowej “Encyklopedii Teatru Polskiego”.
Małgorzata Lorentowicz spoczywa obok męża na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Zobacz też:
Dariusz Siatkowski był gwiazdą filmu “Kogel mogel”. Dlaczego do dziś nie są znane przyczyny jego śmierci?
Ewa Kasprzyk pokazała prawdziwą mamę Piotrusia z “Kogla-mogla”! Kim jest pani Róża?
Grażyna Błęcka-Kolska powoli otrząsa się z tragedii! Śmierć córki, do dziś śni się jej po nocach
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS