Ostatni dzień HME dopełnił udaną imprezę dla reprezentacji Polski. Mieliśmy pierwszy medal „w drużynie” – autorstwa mocno osłabionych Aniołków Matusińskiego. Mieliśmy też pierwszy „męski” krążek – który wyskakał Piotr Lisek. I w końcu pierwsze podium zawodnika urodzonego w XXI wieku, czyli Jakuba Szymańskiego! Trudno było o lepsze zakończenie zawodów w Stambule.
Łącznie Polacy ze tureckiej metropolii przywiozą siedem krążków – w tym cztery srebrne i trzy brązowe. Żadnemu członkowi naszej kadry nie udało się niestety zostać mistrzem Europy, choć Adrianna Sułek zrobiła praktycznie wszystko, żeby tego dokonać, bijąc na kilka sekund rekord świata (dopóki jeszcze lepszego wyniku nie wykręciła Nafissatou Thiam). Biorąc jednak pod uwagę wszystkie absencje, okoliczności – trudno z takiego dorobku naszej kadry nie być zadowolonym.
A jak dokładnie wyglądało to dzisiaj?
Aniołki zawsze dają radę!
To już norma, że zespół Aleksandra Matusińskiego przywozi z halowej imprezy medal. Tym razem jednak w Stambule sztafeta 4×400 była bardzo, a to bardzo osłabiona. Jeszcze przed zawodami w Stambule było jasne, że do grupy nie dołączą Natalia Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart-Witan, Małgorzata Hołub-Kowalik czy nawet Kinga Gacka. Generalnie z zawodniczek, które miały jakiekolwiek doświadczenie z biegania na seniorskich imprezach w sztafecie, zostały nam tylko Anna Kiełbasińska oraz Aleksandra Gaworska.
Sęk jednak w tym, że… uraz wykluczył też Gaworską. Skład zespołu wyglądał zatem tak, że zdecydowana liderka, czyli Kiełbasińska, była otoczona Anną Pałas, Alicją Wroną-Kutrzepą, a także Mariką Popowicz-Drapałą – której akurat doświadczenia nie brakowało, ale w poprzednich latach startowała przede wszystkim na krótszych dystansach niż 400 metrów.
Finał sztafet 4×400 (eliminacji nie było) przebiegł wokół znajomego scenariusza. Biegnąca na pierwszej zmianie Lieke Klaver dała Holenderkom prowadzenie. Chwilę po niej pałeczkę przekazywała jednak Kiełbasińska, która zbudowała sporą przewagę nad Włoszkami, Czeszkami, Irlandkami oraz Brytyjkami. Był to zapas, którego – jak się okazało – specjalnie nie zmarnowaliśmy. Świetnie pobiegła przede wszystkim Popowicz-Drapała (niewiele gorszy międzyczas od Ani: 51.39 a 51.76!), a pozostałe dwie zawodniczki z Polski nie dały rady tylko Włoszkom.
Reprezentantkom Italii przypadło zatem srebro, Aniołkom brąz, a Holandii – oczywiste, pewne – złoto. Femke Bol i spółka zanotowały rekordowy czas imprezy (3:25.66, przy 3:29.31 Polek).
Miało go nie być, a zdobył medal
Piotr Lisek długo zastanawiał się, czy w ogóle przyjechać do Stambułu na HME. Ostatecznie do występu w tej imprezie przekonała go dobra forma na treningach – która była ponad to, co prezentował na zawodach. A z racji, że w Turcji nie pojawił się Armand Duplantis, a także paru innych mocnych zawodników – wiedzieliśmy, że Piotrek naprawdę może powalczyć o dobry wynik.
Ostatecznie kluczowy okazał się skuteczny atak na 5.80. Polak nie skoczył 5.70 i postanowił przełożyć pozostałe próby na wyższą wysokość. I cóż – okazało się to strzałem w dziesiątkę. Wyżej od Liska nie skakał dzisiaj tak naprawdę nikt. Sondre Guttormsen też zanotował 5.80 – ale miał mniej strąceń na niższych wysokościach, więc zdobył złoto. W ten sposób do polskiego tyczkarza – podobnie jak do Emmanouila Karalisa – trafiło srebro. Gorzką pigułkę musiał przełknąć Torben Blech, który skończył na 4. miejscu, mimo tego, że też zaliczył 5.80.
– Cieszę się, że tutaj jestem i udowodniłem, że dalej mogę zdobywać medale. Wydaje się wam, że nie mam hejterów w sieci, ale to nieprawda, bo pojawiają się komentarze, po co ja w ogóle startuję. Ale nie zawsze można wygrywać złote medale, taki jest sport. Przyjechałem tutaj walczyć o krążęk, o to chodzi w takich imprezach. I jestem znowu drugi w Europie. Wiedziałem, w jakim miejscu jestem, wiedziałem, jaka jest moja forma i trzeba było to poukładać. Dzisiaj się udało – mówił po zawodach przed kamerami TVP Sport Lisek.
Niespodzianka czy też nie?
Jakub Szymański to – przynajmniej przed dzisiejszą rywalizacją – było dość anonimowe nazwisko dla niedzielnych kibiców lekkoatletyki w Polsce. Nasz zawodnik przyleciał jednak do Stambułu z trzecim wynikiem wśród startujących. I jak najbardziej mógł liczyć się walce o medal na 60 metrów przez płotki. Po cichu liczyliśmy też na Damiana Czykiera oraz Krzysztofa Kiljana.
Ostatecznie pierwszy z nich nie zdołał zakwalifikować się do finału. W tym mieliśmy jednak dwójkę pozostałych Polaków. I jak się ta rywalizacja potoczyła? Pewnie złoto wywalczył faworyt, czyli Jason Joseph, który zaliczył rewelacyjne 7.41 (a więc „tylko” dwanaście setnych powyżej rekordu świata). Na ogłoszenie dalszych wyników musieliśmy chwilę poczekać, bo zawodnicy wbiegli na metę w miarę równo, ale wreszcie stało się jasne – Szymański wybiegał srebro (7.56), a Kiljan był szósty (7.63)!
20-latek wypowiedział się dla TVP Sport po zawodach:
– Nie pamiętam nic z biegu. To jeszcze do mnie nie dociera, że jestem drugi w Europie. Dziękuje za to, że wszyscy mnie wspierają. Nawet pomoc przy takich błahych sprawach mi potem pomaga. Widziałem, że Joseph mi odjeżdża. Marzyłem o życiówce, ale wiedziałem, że będzie o nią trudno. To bieganie turniejowe, mieliśmy w nogach już dwa biegi. Do tego impreza mistrzowska, presja jest większa. Mogę z całym sercem powiedzieć – tego sezonu nie mogliśmy sobie lepiej wyobrazić. Wszystko wychodziło, a teraz jestem wicemistrzem Europy!
Fot. Newspix.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS