„Jest rywalizacja, kłopot dobrobytu!” – usłyszał trener Majewski w przedmeczowej rozmowie z reporterem Canal+. Temat? Obsada pozycji wahadłowego, konkretnie rywalizacja Fabiana Hiszpańskiego z Maciejem Wolskim. Ach, to jest dopiero bitwa tytanów o miejsce w składzie. Trener Stali przytaknął i się uśmiechnął, ale mamy wrażenie, że to była dobra mina do złej gry. Panie trenerze, absolutnie nie krytykujemy takiego optymizmu, ba, życzymy go w każdym aspekcie życia codziennego. Ale jeśli jest dramatyczna bryndza, warto powiedzieć, że jest dramatyczna bryndza.
Dziś Wolski wkopał drużynę, dając rywalom rzut karny. Poważnie podpadł, bo – jak wiadomo – Stal ma konkretne wyzwanie na rundę wiosenną: utrzymać się w lidze bez pokonywania bramkarza drużyny przeciwnej. Takie hasło widnieje na tablicy taktycznej w szatni mielczan, nie zmyślamy. Zapomnieli wziąć ją do Krakowa, dlatego tam Hinokio się zapomniał i złamał zasadę. Całe szczęście, to nie wybiło Stali z rytmu. Znowu nie strzelają, ba, dziś nawet nie uderzyli celnie w prostokąt. Myślicie, że to proste? Śmiejecie się? Ha, zobaczycie – trener Majewski zamknie wam wszystkim usta, kiedy w maju odtrąbi utrzymanie w Ekstraklasie.
Stal jest takim dziadem, że włącza się do walki o spadek mimo 9. miejsca w tabeli
A tak zupełnie serio: ja pierdzielę, to jest przecież dramat. 6 meczów, jedna strzelona bramka, sześć straconych. Nawet jednego solidnego napastnika czy skrzydłowego, nawet już brak ratującego jesienią raz za razem Mrozka, który mógłby obronić chociaż 0:0. I ta defensywa złożona z parodystów, którzy może i mają przebłyski, nie są przecież kompletnymi dziadami, ale częściej niż rzadziej swojemu bramkarzowi po prostu nie pomagają. Dziś znów to zrobili. Odprawiali sabotaż, a Flis to już w ogóle powinien wylecieć z boiska za drugą żółtą kartkę.
Fajnie, że po wznowieniu rozgrywek Stal zatrzymała Raków i Lecha. Włożyć kij w szprychy topowym zespołom w Ekstraklasie to przecież nie lada wyzwanie. Sęk w tym, że nic z tego nie wynika. Jeśli dostajesz w łeb od Radomiaka, Cracovii, Górnika i Piasta, a w ogólnym rozrachunku na wiosnę jesteś największym rozczarowaniem obok Wisły Płock, kogo obchodzi fakt, że zdobyłeś dwa mierne punkciki? Właśnie, nikogo.
Nie strzelasz goli – nie licz na farta. Stal nie ma ani tego, ani kogoś, kto mógłby zmienić złą tendencję. Kim atakować? Na kim opierać ofensywę? Maku? Lebedyńskim? Ratajczyku? Sappinenie? Nie wymagajmy zbyt wiele. Najpierw niech każdy z wymienionych czysto trafi w piłkę w prostych sytuacjach pod bramką, a dopiero wtedy pogadamy o trafianiu do siatki.
Nie można wiecznie się ślizgać z klasy do klasy
Stal cierpi na poważną chorobę i naprawdę nie widzimy perspektyw, żeby to miało zmienić się wyraźnie na plus. O ile w takich ekipach jak Piast czy Zagłębie jakość z przodu mają i trzeba było ją należycie uporządkować, o tyle w Mielcu zwyczajnie brakuje narzędzi. Mówiąc wprost, Adam Majewski wchodzi na budowę goły. Owszem, przyzwyczaił do lepienia własnymi rękami form cudopodobnych, potrafił robić coś ponad stan, ale ile można?
Tak jak można obawiać się o Stal, tak coraz mniejsze wątpliwości może sprawiać praca trenera Vukovicia. Piast gra i punktuje lepiej, dzięki czemu – przynajmniej na razie – oddalił się od strefy spadkowej na w miarę bezpieczny dystans. Oczywiście za chwilę to może wywrócić się do góry nogami, wystarczy przecież jeden słabszy miesiąc, ale mamy więcej pozytywnych symptomów niż w kilku innych ekipach w dolnej części tabeli. No i w Gliwicach przynajmniej ma kto strzelać bramki. Kamil Wilczek ma już ich prawie tyle samo (8), co Hamulić (9), kiedy odchodził zimą ze Stali. To może być czynnik decydujący.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS