Dzisiaj, 1 marca (13:08)
“Nie mam czym karmić ludzi” – załamuje się Monika Misiak. Polka jest szefową kuchni, mieszka w Aylesbury w Wielkiej Brytanii. Okoliczne hurtownie gastronomiczne świecą pustkami, a w marketach w jej mieście wcale nie jest lepiej. – To koszmar – mówi w rozmowie z Interią. Przez braki musi nieustannie modyfikować menu.
Brytyjczycy mają problem. W niektórych miastach sklepy świecą pustkami, wprowadzane są też limity na warzywa, owoce i jajka.
Z czym jest to związane? O tej porze roku Wielka Brytania importuje produkty głównie z Hiszpanii i Afryki Północnej. Niestety, obecne dostawy z Hiszpanii są znacznie mniejsze, gorsza pogoda wpłynęła na uprawy. Sztormy natomiast utrudniają transporty z Maroka.
Co więcej, w Wielkiej Brytanii i Holandii rolnicy ograniczyli wykorzystanie szklarni do uprawy warzyw. Wszystko przez wysokie ceny energii. Ich również dotknęły warunki pogodowe – fale upałów w czerwcu, a następnie ostre, długotrwałe mrozy w grudniu.
Tim O’Malley, dyrektor zarządzający Nationwide Produce, jednej z największych brytyjskich firm zajmujących się świeżymi produktami, ostrzegł w BBC swoich klientów, że może to oznaczać “poważne niedobory” również w uprawach krajowych. Zła pogoda wpłynęła szczególnie na brytyjskie uprawy marchwi, pasternaku, kapusty i kalafiora.
O’Malley dodał: – Największym problemem, jaki mamy teraz jako branża, nie jest inflacja, ale matka natura.
Braki szczególnie odczuła Monika Misiak, która od siedmiu lat mieszka w Aylesbury w hrabstwie Buckinghamshire. Jest szefową kuchni w lokalu, w którym stołują się pracownicy okolicznych firm i fabryk – od pracowników najniższego szczebla po dyrektorów. Organizuje też posiłki na różne spotkania biznesowe, które odbywają się w pobliskich budynkach.
– W związku z tym używam w pracy bardzo różnych produktów, aby każdy gość mógł znaleźć coś dla siebie. Co więcej, nasze menu zmienia się niemal codziennie, a układane jest z miesięcznym wyprzedzeniem – mówi w rozmowie z Interią.
Już dwa miesiące temu zauważyła pierwszy problem – brak jajek. – Bywały dni, że u nikogo w hurcie nie były dostępne. Jeździłam rano po mieście i szukałam ich w marketach i lokalnych sklepach, dosłownie wszędzie się zatrzymywałam i o te jajka pytałam – opowiada Monika.
W marketach są jednak limity – dwa opakowania na osobę. – To mnie nie urządzało. Lokalne sklepy też nie miały ich tyle, ile potrzebowałam. Większą liczbę można było dostać tylko u rolników, a i tam zaczęło jajek brakować. To była pogoń. Jajka to podstawa naszych angielskich śniadań, ale nie tylko. To produkt, którego w kuchni nie może zabraknąć – wskazuje szefowa kuchni. W ciągu tygodnia zużywa około tysiąca jajek.
Później pojawił się problem z innymi produktami. – Od kilku tygodni pieczarki nie przychodzą mi w ogóle. W sklepach są, ale też nie zawsze. Pomidory, ogórki, tych produktów w ogóle nigdzie nie ma. Ostatnio zauważyłam też braki cytrusów – wymienia Monika.
– Ja nie jestem w stanie codziennie objeżdżać sklepów w poszukiwaniu produktów, których nie mogę dostać w hurtowniach – wskazuje kobieta. Problem z jajkami rozwiązała tak: umówiła się z lokalnymi sklepami zamawiającymi je od rolników – kupują ich więcej, a ona odkupuje je od nich. Z warzywami i owocami rozwiązania nie ma. – Jeśli te produkty nie są sprowadzane do Wielkiej Brytanii, to po prostu ich brakuje i nic na to nie poradzę – podkreśla.
W związku z tym musi modyfikować m … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS