Mamy polskiego motocyklistę w top 20 rajdu! Maciek Giemza z ORLEN Teamu dotarł do mety 6. etapu na 23. pozycji, co pozwoliło mu przesunąć się w klasyfikacji generalnej na 17. miejsce. To dobry znak na dzień przed odpoczynkiem.
Najdłuższy jak dotąd etap tegorocznego Dakaru (477 km odcinek specjalny oraz 353 km dojazdówki) Giemza zaczął bardzo dobrze – awansował z 26. na 18. pozycję na początkowych waypointach. Później nieco zwolnił, ale uniknął przygód i metę osiągnął na dobrej pozycji.
Drugi z naszych, samotnie jadący, Krzysiek Jarmuż również popisał się stabilnością – do mety dotarł z 66. czasem, ale w swojej kategorii Original by Motul zajmuje znakomite 7. miejsce.
Dzisiejszy odcinek zdominowali zawodnicy Hondy. Ricky Brabec rozkręcał się w pierwszej części etapu (przez pierwsze 107 km), a potem pokazał popisową jazdę wygrywając drugi etap tegorocznego rajdu. Tym samym umocnił się na pozycji lidera klasyfikacji generalnej. Nad drugim Pablo Quantinillą ma już niemal 21 minut przewagi!
Drugi na mecie 6. etapu zameldował się Joan Barreda na Hondzie, a honoru KTM-a bronił Matthias Walkner zajmując najniższy stopień podium.
Toby Price jadący fabrycznym KTM-em podbudowany wygranym etapem nr 5 brawurowo ruszył na dzisiejszy bardziej piaszczysty oes. Niestety plany pokrzyżowała mu awaria motocykla. Na szczęście udało mu się z nią uporać i na mecie zameldował się na 11. pozycji tracąc do zwycięzcy ponad 16,5 minuty.
Po ostatnim etapie przed przerwą pierwsza trójka klasyfikacji generalne rajdu Dakar 2020 wygląda następująco:
- Ricky Brabec (Honda)
- Pablo Quintanilla (Husqvarna)
- Toby Price (KTM)
Mniej szczęścia od Price miał Kevin Benavides – 44 kilometry przed metą silnik jego fabrycznej Hondy odmówił współpracy. Z pomocą przyszedł mu jeden z konkurentów. Benavides przekroczył linię mety na holu z ogromną stratą wynoszącą ponad 3,5 godziny. Zawodnik nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i pewnie jeszcze zabłyśnie w drugiej części rajdu, ale przestał się liczyć w walce o zwycięstwo.
To nie koniec listy pechowców – Johnny Aubert jadący na fabrycznym Sherco wczoraj zaliczył groźnie wyglądającą glebę (patrz film). Na szczęście wstał, otrzepał się i pojechał dalej. Na trasie 6. etapu – na 2 (słownie: dwa!) kilometry przed metą spotkała go podobna przygoda – niestety tym razem zabrał go śmigłowiec.
Szczęścia nie miał dzisiaj również zwycięzca 2. etapu Ross Branch (KTM), który na 177 km przed metą złapał kapcia w tylnej oponie. Zawodnik zawziął się i postanowił dotrzeć do mety.
Pech znowu powrócił, ale przecież taki jest ten rajd – powiedział pochodzący z Botswany zawodnik. Dojechał do mety z 85 czasem. Stracił do lidera niespełna 2,5 godziny. Szacunek!
W Rijadzie, czyli stolicy Arabii Saudyjskiej zaplanowano dzień odpoczynku. W sobotę zawodnicy mają wolne, a mechanicy pełne ręce roboty. Wymęczone pojazdy trzeba przecież wyszykować na drugą, zgodnie z zapewnieniami organizatora bardziej piaszczystą część rajdu.
Z ciekawostek dzisiaj w górzystych okolicach gdzie rozegrano etapy nr 2 i 3 spadł śnieg!
zobacz galerię
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS