Wczoraj, 27 lutego (19:14)
Sebastian Kościelnik po ogłoszeniu wyroku, który zapadł dziś w Sądzie Okręgowym w Krakowie powiedział, że nie czuje satysfakcji. Sąd uznał, że kierowca seicento, który zderzył się z rządową limuzyną, jest winny nieumyślnego spowodowania wypadku, ale nie poniesie kary. Wyrok jest prawomocny.
Kościelnik pytany, czy czuje się winny wypadku, odparł: “Trudno ocenić”. – Na pewno nie czuję tej winy, która jest mi zarzucana, ponieważ też częściowo została skierowana na innego uczestnika ruchu. Czy na właściwego? Tak akurat sąd stwierdził, natomiast w mojej ocenie nie do końca – mówił w rozmowie z dziennikarzami.
W jego sprawie sąd odwoławczy w poniedziałek utrzymał częściowo wyrok pierwszej instancji.
– W tym prawomocnym już wyroku sąd orzekł, że jest pan winny, czy spełni pan sugestie prokuratury i przeprosi premier Szydło? – zapytał jeden z dziennikarzy.
– To trudne pytanie, ale odpowiedź będzie prosta: nie widzę takiej potrzeby – odparł.
– Satysfakcji po dzisiejszej publikacji jest brak całkowity. Czy coś będzie się dalej toczyć, to kwestia rozważań – komentował wyrok.
Kościelnik z zadowoleniem przyjął jednak decyzję sądu o tym, że kosztami postępowania zostanie obciążony Skarb Państwa. – Do tej pory nie poznaliśmy (wysokości) całej tej kwoty. Koszty mogą obyć ogromne. Powątpiewam, czy byłbym w stanie spłacić to do końca życia – powiedział.
W poniedziałek sąd odwoławczy utrzymał częściowo wyrok pierwszej instancji, ale uznał, że wypadek z udziałem rządowej limuzyny byłej premier przebiegał inaczej.
– Oskarżony zrezygnował z pierwotnie powziętego zamiaru skrętu w lewo – powiedział Sławomir Noga sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie.
Sąd odwoławczy orzekł, że kierowca seicento, widząc zbliżający się samochód z niebieskim kogutem zjechał na prawo i się zatrzymał. Gdy przepuścił auto, stał na prawym krawężniku i stamtąd zaczął ponownie skręcać w lewo. – Jednocześnie włączał się do ruchu – wyjaśnił sędzia Noga.
W takiej sytuacji należało zachować szczególną ostrożność. – Każdy uczestnik ruchu, gdyby usłyszał z tyłu głowy sygnały dźwiękowe, to zastanowiłby się kilka razy, czy na pewno ruszyć – powiedział dziennikarzom Kościelnik.
Ale sygnałów dźwiękowych nie było – podkreślał wielokrotnie podczas uzasadnienia wyroku sąd. – Jeśli kolumna rządowa nie używała sygnałów dźwiękowych, to nie miała pierwszeństwa przejazdu – powiedział sędzia.
Sąd uznał, że gdyby syrena była włączona, do wypadku mogło w ogóle nie dojść. Dlatego uznano, że do zdarzenia przyczynił się funkcjonariusz BOR-u, kierowca ostatniego pojazdu z kolumny.
– To, co wysłuchałem, jest w dalszym ciągu przyjęciem przez sąd jednej z wersji – powiedział prok. Rafał Babiński z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
– Stopień winy tego funkcjonariusza umniejsza winę mojego klient … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS