Kryzys psychiczny może dotknąć każdego. Jest miejsce, gdzie cierpiąca osoba lub ktoś, kto chce jej pomóc, może uzyskać pierwszą istotną pomoc. Dowiedz się, jak dyżurujący tam specjaliści pomogli dzwoniącym na darmowy telefon dorosłym i dzieciom.
Numerów telefonów, pod które mogą zadzwonić ludzie w kryzysie jest wiele. Dyżurują pod nimi różni specjaliści – dyspozytorzy służb (pogotowia, policji, straży pożarnej), psychologowie, terapeuci, lekarze, a nawet prawnicy czy pracownicy socjalni. Jednym z nich, działającym przez całą dobę, jest numer Centrum Wsparcia dla osób w stanie kryzysu psychicznego: 800 70 2222. Centrum Wsparcia jest prowadzone przez Fundację Itaka, W naszym mieście polecamy OPOUiIR – Ośrodek Pomocy Osobom Uzależnionym i Ich Rodzinom w Chorzowie, tel.: 32 241 19 73, e-mail: [email protected]
Specjaliści przeprowadzili już 88 interwencji, w których bezpośrednio zagrożone było czyjeś życie. Innych interwencji, które polegały na udzieleniu wsparcia, poszukaniu najbliższej placówki (gdzie dzwoniący mógł znaleźć bezpośrednią pomoc specjalisty), udzieleniu porady prawnika czy pracownika socjalnego, było oczywiście znacznie więcej.
Telefon, który ratuje życie
– Były na przykład sytuacje, że ktoś już połknął leki w celu odebrania sobie życia i do nas zadzwonił. Utrzymaliśmy na linii tę osobę, a jednocześnie współpracowaliśmy ze służbami, które mogły ją namierzyć, dotrzeć do niej i ją uratować – opowiada Sulimir Szumielewicz, psychotraumatolog, koordynator merytoryczny Centrum Wsparcia.
Wspomina swoją rozmowę z kobietą, która zażyła leki i zadzwoniła stojąc na balkonie, zamierzając z niego skoczyć.
– Prowadziłem z nią pertraktacje, by nie wyskakiwała. Zażyte leki zaburzały już jej świadomość, ale byłem z nią do czasu, gdy nie usłyszałem, że odpowiednie służby zdejmują ją z tego balkonu – mówi Sulimir Szumielewicz.
Podczas rozmowy dyżurujący w Centrum w razie potrzeby kontaktują się z odpowiednimi służbami, które mogą dotrzeć do dzwoniącej osoby.
Sulimir Szumielewicz dobrze pamięta też rozmowę, podczas której przez długi czas pomagał mężczyźnie w dotarciu do szpitala. Mężczyzna zadzwonił będąc w stanie silnego lęku.
– Taki paniczny lęk zaburza funkcje poznawcze i ruchowe, człowiek nie wie, co się nim dzieje, nie wie, jak sobie poradzić, może mu być trudno oddychać. Ten mężczyzna nie wiedział już, co zrobić, drętwiały mu ręce, nogi, nie potrafił się ruszyć – opowiada Sulimir Szumielewicz.
Wyjaśnia, że dzwoniący był w restauracji w małej miejscowości i obawiał się „naznaczenia” w sytuacji, gdyby wezwał karetkę. Jak podkreśla, to dość częsta obawa wśród mieszkańców małych społeczności.
– Rozmawialiśmy, ćwiczyliśmy oddech, wydawałem mu konkretne polecenia. Poprosiłem go, żeby powiedział mi, gdzie jest, na jakiej ulicy, żeby założył kurtkę, nacisnął klamkę, po czym „ruszyliśmy” w drogę do szpitala, który znajdował się mniej więcej 500 metrów dalej. To trwało długo, bo ten pan przystawał, czasem musiał usiąść. W szpitalu oddał słuchawkę lekarzowi, któremu wyjaśniłem, co się dzieje i ten pan został otoczony opieką, której potrzebował. To była półtoragodzinna rozmowa – mówi psycholog.
Dodaje, że człowiek ten dużo przeżył: rozstał się z kobietą, która wcześniej poroniła ich dziecko, zmarła mu mama, miał problemy w pracy. Miał samobójcze myśli, bo wydawało mu się, że nie jest już w stanie dalej żyć.
– Człowiek w kryzysie suicydalnym często wysyła sygnały o tym, że potrzebuje pomocy. Trzeba być na nie uważnym. Mogą pojawić się różne znaki ostrzegawcze, niekoniecznie wyrażone wprost, np. słyszymy: „Beze mnie będzie ci lepiej”, albo następuje istotna zmiana zachowania, jak wycofanie się z relacji, porządkowanie swoich spraw urzędowych, finansowych czy zaniedbywanie swojego wyglądu zewnętrznego. To nie jest tak, że ci ludzie nie chcą żyć, oni dalej nie potrafią już żyć tak jak dotychczas. Nie widzą już drogi wyjścia ze swojej sytuacji innej niż śmierć. Są w tunelu negatywnego myślenia, poczucia beznadziei, bezradności. Te osoby nie wytrzymują olbrzymiego cierpienia psychicznego – tłumaczy psycholog.
Niejednokrotnie ludzi w kryzysie samobójczym ratują też dyspozytorzy numeru alarmowego 112. Są oni w stanie szybko wysłać odpowiednie służby na miejsce. Dyżurujący w Centrum Wsparcia również mogą skontaktować się odpowiednimi służbami.
O takiej sytuacji opowiada Izabela Jezierska-Świergiel z Fundacji Itaka.
Człowiek w kryzysie suicydalnym często wysyła sygnały o tym, że potrzebuje pomocy. Trzeba być na nie uważnym. Mogą pojawić się różne znaki ostrzegawcze, niekoniecznie wyrażone wprost, np. słyszymy: „Beze mnie będzie ci lepiej”, albo następuje istotna zmiana zachowania, jak wycofanie się z relacji, porządkowanie swoich spraw urzędowych, finansowych czy zaniedbywanie swojego wyglądu zewnętrznego. To nie jest tak, że ci ludzie nie chcą żyć, oni dalej nie potrafią już żyć tak jak dotychczas.
– Zadzwoniła kobieta z informacją, że mąż zamyka ją w domu i bije. Po krótkiej rozmowie rozłączyła się. Próbowaliśmy cały czas skontaktować się z nią, ale nikt nie odbierał już telefonu. Kolega zadzwonił na pobliski komisariat, przekierowano go do innego. Policjanci przyjęli od nas zgłoszenie, ale wydawało się nam, że potraktowali to jako zwykłe nieporozumienie rodzinne – dawali do zrozumienia, że pani pewnie przesadzała, a państwo się pewnie już pogodzili i dlatego kobieta już nie odbiera. Mimo to pojechali sprawdzić, co się tam dzieje. Na szczęście. Policjant po godzinie zadzwonił, żeby poinformować, że pan leży skuty na podłodze, a pani jest w ciężkim stanie i zabiera ją do szpitala karetka. Gdyby nie przyjechali, być może doszłoby do zabójstwa. Wygląda na to, że sprawca na chwilę wyszedł z domu i wtedy ta kobieta zadzwoniła do nas, ale wrócił i znowu zaczęło się piekło – mówi.
Pierwszy kontakt – bezpieczny, bo anonimowy
Dyżurujący w Centrum Wsparcia pod numerem 800 70 2222 nie odbierają jednak telefonów jedynie od osób, które są w kryzysie samobójczym. Celem działania Centrum jest zapobieganie nie tylko samobójstwom, lecz także depresji, działaniom destruktywnym (np. uzależnieniom), pomoc we wszelkich ciężkich sytuacjach życiowych oraz psychoedukacja. Telefon działa przez całą dobę i jest bezpłatny.
– Jesteśmy często pierwszym kontaktem dla osób, które nigdy nie korzystały z pomocy psychologa czy psychiatry – podkreśla Sulimir Szumielewicz.
Wskazuje, że niektórzy boją się kontaktu z psychologiem, psychiatrą, terapeutą i bywa, że dla nich jest to pierwszy kontakt z tego rodzaju specjalistą; anonimowy, zatem bezpieczny, pozwalający się oswoić z nową sytuacją. Na dodatek nie trzeba czekać na wizytę, potrzebujący sam decyduje o tym, kiedy się skontaktuje.
Dyżurujący starają się na wszelki sposób pomóc dzwoniącej osobie, dobierając indywidualne wsparcie. Próbują zbadać sytuację takiej osoby, sprawdzić, jakie są możliwości, jakie ma otoczenie, na co może liczyć, jak dotychczas radziła sobie z problemami, co jej pomagało. Bywają rozmowy trwające ponad godzinę. W razie potrzeby pracownicy Centrum są w stanie sprawdzić, gdzie jest najbliższa poradnia zdrowia psychicznego, sprawdzić na stronach NFZ, jakie są terminy oczekiwania na wizytę.
– To mit, że na darmową psychoterapię czeka się przez wiele miesięcy, ponadto do gabinetu lekarza psychiatry można dostać się bez skierowania. Nawet jeżeli czas oczekiwania bywa niekiedy dłuższy, kontakt z Centrum Wsparcia może pomóc w oczekiwaniu na wizytę stacjonarną – podkreśla psycholog.
Utrata pracy albo kłopoty w niej mogą spowodować taki samo poważny kryzys psychiczny jak utrata bliskiej osoby.
Można też pod numerem Centrum skontaktować się z pracownikiem socjalnym i dowiedzieć, do jakiej pomocy socjalnej jest się uprawnionym; w Centrum regularnie dyżurują też prawnik i psychiatra.
Więcej telefonów jest w nocy niż w dzień, a to z tego powodu, że ludzie borykający się z problemami, często w depresji, mają kłopoty ze snem. Częsta jest sytuacja, że chcą ukrywać swoje problemy przed bliskimi, a w nocy, kiedy wszyscy śpią można spokojnie porozmawiać.
– Dla nas nie ma problemów błahych – podkreśla Sulimir Szumielewicz, przy czym zastrzega, że wiele osób zaczyna rozmowę od tego, że dzwoni z błahym problemem. Tymczasem utrata pracy albo kłopoty w niej mogą spowodować taki samo poważny kryzys psychiczny jak utrata bliskiej osoby.
– Zawsze staramy się namówić dzwoniącą osobę na zwrócenie się o pomoc stacjonarną samodzielnie, jeżeli wskazana jest konsultacja w gabinecie specjalisty, a czasem musimy przeprowadzić interwencję, czyli wezwać służby ratunkowe, kiedy istnieje zagrożenie zdrowia lub życia – dodaje.
– Osoby zmagające się z problemami życiowymi kontaktują się również mailowo z Centrum Wsparcia. Czasem opór przed wypowiedzeniem swoich trudności jest tak duży, że łatwiej opisać swoją sytuację w wiadomości tekstowej. Ludzie często boją się lub wstydzą mówić o swoich problemach. Myślą, że muszą radzić sobie sami. Obawiają się, że zostaną odebrani jako „słabi”. W kontakcie mailowym mogą poczuć się bezpiecznie i przelać swoje emocje na tekst . Często po otrzymaniu mailowej odpowiedzi, następuje kolejny krok, czyli rozmowa telefoniczna z naszym Centrum – mówi Sulimir Szumielewicz.
Dzieci także mogą mieć kryzysy
Sporo jest też telefonów od nastolatków, które kontaktują się jednak nie tylko przez telefon, ale i na czacie. Od dyżurujących wymagana jest duża czujność. Zadzwonił na przykład kiedyś nastolatek informując, że ma problem polegający na tym, że ojciec schował mu drabinę. W trakcie rozmowy okazało się, że nie był to żart. Wchodząc na drabinę chłopiec radził sobie z psychicznie trudną sytuacją – zmarła mu mama, a jego ojciec dużo pracował.
Dyżurujący zawsze starają się rozeznać sytuację dzwoniącego dziecka, sprawdzić, czy możliwy jest kontakt z jego rodzicami, czy w otoczeniu nastolatka są dorośli, na których może polegać.
Echo Chorzowa, informacje, wiadomosci, aktualnosci
Podobne
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS