Centrum Praw Kobiet to pierwsza działająca w Polsce fundacja feministyczna. Pracowniczki i wolontariuszki organizacji oskarżają o mobbing szefową i założycielkę fundacji Urszulę Nowakowską. Z relacji osób poszkodowanych wynika, że w fundacji miało dochodzić do przemocy psychicznej i ekonomicznej.
Sprawę opisano w Onecie i “Gazecie Wyborczej”. Urszula Nowakowska według relacji osób, które z nią współpracowały, miała m.in. nazywać swoje pracowniczki “idiotkami” i krytykować ich wagę, nie wypłacać wynagrodzenia oraz sabotować ich pracę, regularnie ją krytykując, nie odpowiadając na próby kontaktu i nie zapewniając odpowiedniego sprzętu. W tekście Onetu pojawił się także wątek przemocy fizycznej, której jedna z pracowniczek miała doświadczyć od Grażyny Bartosińskiej, jednej z członkiń zarządu Centrum Praw Kobiet. Jak relacjonuje poszkodowana, “Gdy chciałam wstać, Grażyna złapała mnie za nadgarstek i przycisnęła do fotela. Nie mogłam się ruszyć, a nie chciałam się z nią szarpać”.
– To, że to wszystko dzieje się w organizacji feministycznej, której misją jest przeciwdziałanie przemocy, która pozyskuje pieniądze na taką działalność, pokazuje monstrualną hipokryzję – komentowała w TOK FM Monika Młynarczyk, pracowniczka Centrum Praw Kobiet i związkowczyni z Komisji Zakładowej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego “Inicjatywa Pracownicza”.
Jak podkreśliła gościni “Biuletynu rewolucyjnego”, decydenci zarządzającymi przede wszystkim organizacjami działającymi od bardzo wielu lat, “cały czas funkcjonują w starej mapie mentalnej”. – Nie przyjmują do wiadomości, jak prezeska Urszula Nowakowska, że czasy się zmieniły – mówiła.
“Pułapka ważnej pracy”
Rozmówczyni Anny Piekutowskiej zwróciła uwagę na to, że pracownice i pracownicy organizacji pozarządowych – takich jak Centrum Praw Kobiet – znajdują się w tzw. pułapce ważnej pracy. Pomimo trudności zaciskają zęby, ponieważ przyświeca im ważny cel. Jak podkreśliła Młynarczyk, Urszula Nowakowska to wykorzystywała.
– Wiele byłyśmy w stanie poświęcić, żeby pomagać, działać na rzecz tej fundacji, wartości, ideałów. Prezeska Urszula Nowakowska z tego korzystała, a wręcz żerowała na tym. Korzystała z darmowej pracy setek wolontariuszek i wolontariuszy. W końcu po raz pierwszy w historii CPK powiedzieliśmy “dość”. Chcemy dać przykład, bo wiemy, że takie sytuacje dzieją się w innych organizacjach pozarządowych – stwierdziła.
Do niedopuszczalnych zachowań w działającą od blisko 30. lat organizacji miało dochodzić od bardzo dawna. – Znam historię trzech procesów sądowych, które wytoczyły pracowniczki Urszuli Nowakowskiej z tytułu m.in. mobbingu, ale i różnych naruszeń pracowniczych. Ale to wszystko zostało zamiecione pod dywan, a Urszula nawet nie wyciągnęła z tego wniosków. Nie widać tu żadnej autorefleksji. Jak była przemocowa 20 lat temu, tak jest przemocowa teraz – oceniła gościni “Biuletynu rewolucyjnego”.
Stara gwardia działaczek feministycznych “tolerowała, albo wręcz umacniała te patologie”
Działaczka oceniła, że temat nadużyć w CPK był w środowisku feministycznym “tajemnicą poliszynela”. – Wiele koleżanek mówiło mi, że na jakichś feministycznych spotkaniach pytano je, czy Urszula już je mobbowała. Na Centrum Praw Kobiet, mówiono, niby w żartach, “Centrum Gnębienia Pracownic”. Naprawdę bardzo dużo osób wiedziało. Mamy ogromne pretensje do tzw. starej gwardii działaczek feministycznych, które wiedziały o tym i nic nie zrobiły. Niektóre albo tolerowały, albo wręcz umacniały te patologie. I to też wymaga jakiegoś rozliczenia – uważa Młynarczyk.
Rozmówczyni Anny Piekutowskiej przytoczyła jedną ze spraw, która wydarzyła się przed wieloma laty. – Ze 20 lat temu Urszula zwolniła sekretarkę, która zaszła w ciążę i wówczas cały warszawski zespół – psychologowie i prawnicy zwolnili się w geście solidarności. Wtedy pewna ważna, w tej chwili już feministyczna ikona, jedyne co zrobiła, to znalazła pracę tej sekretarce w innym miejscu – wspominała.
Co dalej z Centrum Praw Kobiet?
Pracowniczka CPK uważa, że mimo bardzo trudnej sytuacji, w jakiej znalazła się organizacja, to fundacja ma szanse dalej działać. Ale wymagać to będzie poważnych zmian.
– Pierwszym warunkiem jest rezygnacja z funkcji prezeski Urszuli Nowakowskiej, a także odejście drugiej członkini władz – Grażyny Bartosińskiej. To one są odpowiedzialne za całą patologię. Fundacja na pewno wymaga reform, mówiłyśmy to przynajmniej dwa lata temu. Zabiegałyśmy o spotkania i rozmowy, zarząd te prośby ignorował. Co pokazuje, że Urszula Nowakowska kompletnie nie jest zainteresowana żadną reformą, ona po prostu chce utrzymać władzę – oceniła gościni TOK FM.
Zdaniem Moniki Młynarczyk “Urszula Nowakowska teraz zrobi wszystko – wytoczy działa, procesy przeciwko mediom – byleby utrzymać się przy władzy”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS