A A+ A++

Najgłośniejszy spór polityczno-sądowy ostatnich miesięcy znalazł swój elegancki finał. Brawo dla obu stron!

Sikorski przyjął przeprosiny Kaczyńskiego

Jarosław Kaczyński wypisał bloczek pocztowy i przelał 50 tysięcy złotych na konto Banku Centralnego Ukrainy. Z dopiskiem „na rzecz funduszu wsparcia sił zbrojnych”. Radosław Sikorski napisał na Twitterze, że przyjmuje ten rodzaj przeprosin i nie będzie dochodził sądowego ściągnięcia z Prezesa PiS 708 tys. złotych zasądzonych wcześniej kosztów publikacji przeprosin.

Polecamy:

Chodziło – jak większość pewnie pamięta – o wywiad, którego Kaczyński udzielił kilka lat temu Onetowi i w którym oskarżył Radosława Sikorskiego o „zdradę dyplomatyczną”. Sikorski poczuł się urażony i Kaczyńskiego zaskarżył. Spór toczył się długo, bo tak to zwykle w sądach bywa. Skończyło się wyrokiem, który zaskoczył chyba wszystkie strony. Bo te 700 tysięcy złotych na pokrycie kosztu opublikowania przeprosin, którymi obciążono Jarosława Kaczyńskiego to był jednak kosmos. Kaczyński – jak na zwierza politycznego przystało – zwietrzył w tym pewną szansę i udzielił głośnego wywiadu, w którym powiedział, że „nawet jak sprzed dom, to nie będzie go stać na wykupienie tych przeprosin”.

Co to za dyktator, co musi sprzedać dom, żeby przeprosić?

Na to zmitygował się Sikorski i jego otoczenie. Zobaczyli bowiem, że tamten kuriozalny wyrok totalnie przeczy ich własnym politycznym narracjom. Snutym wszak wokół przekazu głoszącego, że PiS buduje w Polsce system autorytarny z Jarosławem Kaczyńskim w roli stojącego ponad prawem demiurga, który wszystkim ręcznie zarządza. No więc jak to jest? Co to za dyktator, który musi sprzedać dom, żeby zapłacić odszkodowanie politykowi opozycji przyznane przez sąd w kraju, w którym miałby pociągać za wszystkie sznurki? Przecież to się kupy nie trzyma. Wyobrażacie sobie na przykład Benita Mussoliniego, który płaci kary finansowe za zniesławienie któregoś ze swoich oponentów i krytyków. Powiedzmy komunisty Antonia Gramsciego? No nie bardzo. Bo we Włoszech Mussoliniego Gramsci siedział w więzieniu od 1926 do śmierci w 1937. A nie skarżył Duce przed sądami Italii.

Koniec końców spór Kaczyńskiego z Sikorskim był jednak nie na rękę obu stronom. Ani prezes PiS nie miał zamiaru sprzedawać domu. Ani europoseł PO nie chciał uchodzić za tego, który pognębił Kaczyńskiego finansowo. W tym sensie trzeba przyznać, że wymyślony przez nich kompromis jest doprawdy imponujący. I trochę przypomina różne XIX-wieczne historie z czasów, gdy spory honorowe rozstrzygano jeszcze na pistolety. Wtedy też niewielu miało tak naprawdę ochotę naprawdę się strzelać (nie mówiąc już o gorszych scenariuszach). Często szli więc na umówione miejsce i obaj celowali tak trochę niżej. Żeby było trochę huku, trochę prochu, ale żeby jednak można było wyjść z tego bez szwanku. I kontynuować swój spór przy użyciu bardziej retorycznych środków.

Sikorski i Kaczyński. I wilk syty, i owca cała

Sikorski i Kaczyński też tak zrobili. Ten pierwszy może się szczycić sądowym zwycięstwem nad samym „Kaczorem”. Na dodatek te 50 tysięcy złotych nie jest suma mała (nie mówiąc już o 700 tysiącach, które były przez chwilę w grze). Może więc prezes PiS (albo inni uczestnicy debaty publicznej) następnym razem trochę bardziej się zastanowią zanim zaczną miotać poważnymi oskarżeniami.

Z kolei ten drugi też wyszedł ze zdarzenia z twarzą. Zamiast kupować miejsce na przeprosiny u niemiecko-kandyjsko-amerykansko-szwajcarskiego koncernu przekazał okrągłą sumkę na dużo bardziej patriotyczny cel. Mianowicie na wsparcie Ukrainy w jej walce z rosyjskim agresorem.

Dobra robota Panowie. Szacuneczek. I niech inni biorą z nich przykład.

Rafał Woś

Czytaj dalej:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCatan: Console Edition PS5, XSX, PS4, XONE
Następny artykułWielopole Skrzyńskie: Ferie, ferie i… po feriach