Przykład Daniego Ceballosa pokazuje, że droga od bycia piątym kołem u wozu do otrzymania owacji na stojąco nie jest wcale taka długa. W pewnym momencie pracował na miano przeterminowanego talentu. Nie rozwijał się w oczekiwanym tempie i można było uznać, że na nazwisku tego zawodnika pojawiła gruba warstwa kurzu, którą może zedrzeć już tylko zmiana otoczenia. Jednak Carlo Ancelotti sprawił, że dziś o wspomnianym kurzu nie ma już mowy. Zamiast niego widać błysk, na który przez wiele lat czekali sympatycy Realu Madryt.
Kariera Daniego Ceballosa przez wiele lat nie toczyła się po jego myśli. Szybko trafił do potężnego klubu, który dawał mu ekspozycję na tytuły, błysk fleszy i globalną rozpoznawalność. Z wielu powodów nie potrafił wyjść z cienia i kolejne sezony przelatywały mu przez palce. Każdy wiedział, że Hiszpan potrafi grać w piłkę, ale nie był w stanie przekuć potencjału w sukces i spełnić rozdmuchanych oczekiwań. Teraz zaczęła tlić się iskierka nadziei, że wszystko, co najgorsze już za nim i może wejść na nowy, zdecydowanie wyższy poziom.
Jak Dani Ceballos zapracował na owacje na stojąco?
Zderzenie z rzeczywistością
W 2017 roku trafił do Realu Madryt i kupiono go tak naprawdę za grosze. Władze Realu Betis miały Ceballosowi za złe, że nie przedłużył umowy i przez to był do wyjęcia za około 15 milionów euro. Jak na realia rynkowe były to śmieszne pieniądze. Florentino Perez niczym nie ryzykował. Wziął piłkarza, na którym sztuką byłoby stracić, a mógł naprawdę wiele zyskać.
Problem polegał na tym, że już wtedy obsada środka pola Królewskich była bardzo mocna i Ceballosowi trudno było walczyć o miejsce w pierwszej jedenastce. Przegrał rywalizację, ale i trzeba uczciwie przyznać, że Zinedine Zidane nie potrafił tego piłkarza zbudować. Wręcz mówiło się o tym, że Francuzowi na tym nie zależało. Dużym echem odbiła się sytuacja, gdy wpuścił Hiszpana za Kovacicia na ostatnie dwadzieścia sekund meczu z Leganes, zamiast dać mu poważną szansę pokazania się z dobrej strony. Więcej szkody z takiego wejścia niż pożytku.
Być może obok konkurencji problemem Ceballosa była jego charakterystyka, która nie odpowiadała Zidane’owi. Ceballos cały czas zabiega o piłkę, chce być ciągle pod grą i skupia na sobie – świadomie lub nie – uwagę reflektorów. Hiszpan gra na takiem luzie, który łatwo można pomylić z nonszalancją. Luis Enrique kiedyś celnie zauważył, że to piłkarz, któremu nigdy nogi nie będą drżeć z nerwów.
Może i Ceballos, gdy podejmuje ryzyko nie drży ze strachu, ale niektórym trenerom serducho ma prawo mocniej zabić.
Do pewnego stopnia za Ceballosem ciągnęły się grzeszki przeszłości. Kiedyś zyskał łatkę krnąbrnego chłopca, który potrafi nabroić. Kilka lat temu pisał obraźliwe komentarze pod adresem FC Barcelony i Katalonii, czym być może wówczas zamknął sobie drogę do tego klubu, ale to mniej istotne.
Drugi sezon w Realu miał stanowić dla Ceballosa nowe rozdanie. Zinedine Zidane postanowił odejść, co dawało hiszpańskiemu pomocnikowi nadzieję na regularne występy. Wówczas pomocnik podkreślał, że Zidane miał swoje „jasne pomysły” i w nich nie ma było miejsca na Daniego Ceballosa, więc gdyby Francuz pozostał, musiałby szukać dla siebie nowego klubu.
I faktycznie Ceballos miał niezły okres w Realu Madryt za kadencji kolejnego trenera. Zdecydowanie lepiej dogadywał się z Julenem Lopeteguim i miało to przełożenie na boisko.
Może nikt z powodu występów hiszpańskiego pomocnika nie musiał zbierać szczęki z podłogi, ale grał na miarę bycia zawodnikiem Los Blancos. W derbach Madrytu otrzymał nawet nagrodę gracza meczu, ponieważ po wejściu z ławki odmienił losy spotkania. Nawiązał wówczas do MME z 2017 roku, podczas których brał na swoje barki ciężar rozgrywania akcji, dzięki czemu zrobiło się o nim naprawdę głośno.
Julen Lopetegui wierzył w niego, Santiago Solari również dawał mu szanse, ale gdy wrócił do klubu Zidane, ponownie Ceballos poszedł w odstawkę. Nie dziwi, zatem że latem 2019 roku szukał innego klubu. W gronie zainteresowanych jego usługami wymieniano przede wszystkim AC Milan, ale ostateczenie przeniósł się do Arsenalu.
Atomowy start i zejście na ziemię
Dużą rolę w jego wypożyczeniu do angielskiej drużyny odegrał Unai Emery, który bardzo chciał mieć Ceballosa w swoim zespole. Jednak Hiszpan nie wykorzystał w pełni szansy, którą otrzymał swojego rodaka. Jego najlepszym występem był debiut dla Kanonierów. W meczu z Burnley zaliczył dwie asysty, biła od niego pewność siebie i kreatywność. Piętki, przekładki, zastawki, ruleta, żonglerka z rywalem na plecach. Kibice szybko go polubili. Błyskawicznie stworzyli na jego cześć przyśpiewkę “He drinks Estrella, he eats paella, the boy’s f*cking magic”.
Jednak z każdym miesiącem Hiszpan popadał w przeciętność. Co prawda, przedłużono jego wypożyczenie o kolejny rok i po zamianie Emery’ego na Artetę nadal grał regularnie, ale wciąż nie potrafił zbliżyć się do szczytów swoich możliwości. Coś tam nie grało. Być może nie pasował mu do końca angielski klimat, może charakterystyka ligi. W każdym razie przez dwa lata spędzone na Emirates Stadium mógł uznać za dość rozczarowujące.
Miał przecież wykonać lekki krok w tył, żeby zrobić dwa do przodu. A właśnie tych kroków świadczących o progresie zabrakło. Mógł jedynie żartować, że wypadł lepiej niż Denis Suarez, ale to raczej marne pocieszenie.
Powrót do Realu i od razu kłopoty
Świeżo po zakończeniu wypożyczenia nabawił się poważnego urazu. Pojechał na Igrzyska Olimpijskie i już w meczu otwarcia poczuł przeszywający ból. Wydawało się, że wróci względnie szybko, ale w Madrycie przebadano go dokładnie i okazało się, że czeka go dłuższa przerwa.
Podczas rehabilitacji odciął się od mediów i zaczął pracować w ciszy – ciężej niż do tej pory. Nie szukał poklasku i nie próbował się skarżyć na pecha, który go dotknął. Z problemami ze stawem skokowym uporał się w pół roku. Po powrocie do zdrowia nie grał tak wiele, jak pewnie tego oczekiwał, ale się nie zrażał. Towarzyszył mu uśmiech na twarzy, nie omijała go harówka i krok po kroku pracował na swoje szanse. Stopniowo zbierał minuty. Tu dwadzieścia, tam pięć, innym razem osiem.
Ancelotti bardzo doceniał postawę i zaangażowanie 26-latka. W zamian poświęcał mu dużo uwagi, więc relacja pomiędzy trenerem a zawodnikiem była zdrowa.
Został, choć nie musiał
Latem mówiło się o tym, że Ceballos niebawem może opuścić Estadio Santiago Bernabeu. Pytały o niego inne kluby, ale według „Relevo” Carlo Ancelotti przekonał go do pozostania. Obiecał mu, że swoje szanse dostanie, tylko ma pracować tak ciężko, jak do tej pory. A kolejka do gry w środku pola nadal była długa. Odszedł Casemiro, ale wciąż przed Caballosem byli Kroos, Modrić, Valverde, Camavinga i świeżo sprowadzony Tchouameni.
W pierwszej rundzie Ceballos grał z podobną częstotliwością, jak w drugiej części minionego sezonu, ale futbol ma to do siebie, że wiele może się zmienić w krótkim czasie.
Po mundialu słabo wygląda Fede Valverde.
Luka Modrić nie przekonuje.
Toni Kroos gra w kratkę.
Camavinga z konieczności występuje na lewej obronie.
Tchouameni przez trzy tygodnie był wyłączony z gry.
Zbieg wielu zdarzeń otworzył Hiszpanowi drogę do pierwszej jedenastki. I w takich okolicznościach Ceballos w czterech z ostatnich pięciu spotkań ligowych Realu wychodził od pierwszej minuty. A ogólnie nie zagrał tylko w jednym spotkaniu po przerwie mundialowej. I nie są to mecze, które tak sobie odhacza i wpisuje do zeszytu. Prawdą jest, że z nim w składzie Real wygląda bardzo dobrze. Ceballos przyspiesza grę. Zwalnia, gdy jest taka potrzeba. Przerzuca akcenty ofensywne w odpowiednie strefy. Wymusza na kolegach ruch. Dobrze zarządza drugą linią.
W taki oto sposób rozgościł się w składzie w trudnym momencie i pokazał, że może wnieść naprawdę dużo. Na ten moment jest jeszcze takim Nacho środka pola, ale kto wie, czy na dłuższą metę nie stanie się liderem środka pola.
Cała sytuacja stanowi cenną lekcję. Łatwo jest kogoś skreślać, ale tak na dobrą sprawę piłkarze w różnym wieku dojrzewają. Luka Modrić dopiero w wieku Ceballosa dołączył do Realu Madryt i potrzebował sporo czasu, by zacząć się tam rozpychać łokciami i stać się ważnym piłkarzem.
Nie zrozumcie nas źle. Nie chodzi o to, żeby teraz wróżyć Ceballosowi usłaną różami i spuentowaną Złotą Piłką, ale raczej zauważyć, że każdy dojrzewa w swoim tempie. Jeden szybko, drugi wolniej a trzeci wcale. Może mamy do czynienia z drugim typem?
Złośliwi mogą powiedzieć, że zwyżka formy Hiszpana zbiega się z końcówką kontraktu. Ale w przypadku Ceballosa jest to grubymi nićmi szyte. Wręcz krzywdzące. U niego postęp w ostatnich miesiącach był liniowy. Nie nastąpiła nagła eksplozja formy, która mogłaby uwiarygodnić krzywdzącą dla niego tezę. Jest konsekwencją logicznego postępowania i podejmowania właściwych decyzji.
Warto dać mu nowy kontrakt
Co więcej, według relacji hiszpańskich mediów miał w ostatnim czasie kilka ofert angielskich klubów na stole. Za każdym razem podkreślał, że jest w najlepszym klubie na świecie i nie ma zamiaru się nigdzie ruszać.
Na ten moment rozsądną decyzją dla obu stron byłoby przedłużenie kontaktu z Hiszpanem. Skoro Ceballos stara się po cichu wejść w buty Modricia i nieźle mu to wychodzi, to warto w niego zainwestować. Taki ruch nie wiąże się żadnym ryzykiem. Ancelotti potrafi nim tak zarządzać, że nawet jeśli na dłuższą metę nie stanie się liderem, to może być pierwszym zmiennikiem i gościem, który w trudnych chwilach odmieni losy meczu.
Wczoraj Hiszpan został nagrodzony przez kibiców owacją na stojąco, co było dla niego nagrodą za cierpliwość i rzetelną pracę. Takie momenty powinny go tylko napędzić.
Ceballos w ostatnich latach spokorniał, o czym świadczy wczorajszy wywiad dla DAZN, w którym rzetelnie ocenił swoją sytuację:
– Prawda jest taka, że zagrałem trzy mecze z rzędu w LaLidze, czego nie miałem od momentu przyjścia do Realu Madryt. Jednak wciąż muszę uczyć się od Luki i Toniego. Ja mam trzy występy z rzędu, a oni mają po 10–12 sezonów. I ciągle wymaga się od nich, by byli wśród najlepszych. Muszę się od nich uczyć i powoli dostosowywać do mojej roli. Najważniejsze, że możemy grać razem i cieszyć się futbolem. Oby moja kariera w Realu trwała tak długo, jak ich.
Jak potoczą się dalsze losy Ceballosa w Realu Madryt? Z pewnością w ostatnich tygodniach zapracował na kolejne szanse i rozbudził nadzieje. To jego najlepszy okres w tym klubie. W tym momencie jest w najlepszej formie spośród wszystkich piłkarzy środka pola Los Blancos, a to już jest spore osiągnięcie. O ile jeszcze kilka miesięcy temu trudno było sobie wyobrazić tego zawodnika jako ważnego w układance Carlo Ancelottiego, o tyle teraz Hiszpan powoli staje się asem w talii włoskiego szkoleniowca.
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
Fot. Newspix.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS