Na Mazurach mówią, że to się nie mogło skończyć inaczej. Bo choć kradzieże na stacjach benzynowych to rzecz powszechna – mają miejsce głównie w piątki i weekendy, kiedy masowo wynoszone są alkohole i papierosy – to na Mazurach, niezależnie od dnia tygodnia, masowo kradli też paliwo.
– Stacja stała we wsi od kilkudziesięciu lat, ale w końcu było już tak źle, że właściciel nie miał innego wyjścia, jak tylko zwinąć interes – mówi wiceprezes Stowarzyszenia Forum Dialogu Gospodarczego Maciej Faliński, były dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
W małej wsi na północy Polski górą okazali się paliwowi złodzieje. Podobnych kradzieży jest w kraju coraz więcej.
“Dzida ze stacji”
Właściciel kilku stacji na Mazowszu Piotr Krupiński przykładami sypie jak z rękawa. – Nocą młody mężczyzna podjeżdża pod dystrybutor, jak najdalej od sklepu, uchyla tylne drzwi i tankuje do beczki, która mieści nawet 200-250 litrów. Potem, jak gdyby nigdy nic, wsiada do samochodu i odjeżdża. Inna sytuacja: podjeżdża, tankuje do pełna, tyle że zostaje zauważony. Rzuca się za kółko, nawet nie widzi, że ciągnie po asfalcie pracownika stacji, który chciał mu przeszkodzić w ucieczce. Są i tacy, którzy zaleją bak do pełna, wejdą do sklepu i krzykną: “Dziś nie płacę” albo “Zapłacę, jak będą miał” i dzida spod dystrybutora – opowiada Krupiński.
Kierownik stacji w Polsce wschodniej Marek Uszyński pytany o najbardziej bezczelną kradzież paliwa, mówi: “Kierowca podjedzie, zatankuje do pełna, zakręci się na stacji. Pójdzie do łazienki, a czasem nawet kupi hot doga”. – Wróci do auta i odjeżdża – dodaje. Konrad Skolimowski ze stacji na południu kraju wspomina: “Jednemu nawet pomogłem nalać paliwo – pod korek, a dodatkowo do kanistra. Łącznie wyszło tego za blisko 800 zł. Zamówił kawę i odjechał bez płacenia”.
Pracownicy stacji przykłady wyliczają jak nazwy i ceny promocyjnych zestawów. Że na stacji przy obwodnicy Trójmiasta dochodzi do szarpaniny między złodziejami a kierowcą, “samochód omal nie traci drzwi pasażera, ale zniszczony za to zostaje dystrybutor”. Albo na stację podjeżdża auto z otworem imitującym wlew paliwa, który prowadzi jednak do zbiornika, znajdującego się w miejscu zdemontowanego siedzenia tylnego. A że tankowanie się przeciąga, wzbudza to podejrzenia pracownika stacji, który wzywa policję. Potem rozpoczyna się pościg za 34-letnim złodziejem, który omal nie doprowadza do dachowania samochodu.
– Musiał widzieć, że nie uda mu się zgubić mundurowych, porzucił więc auto i zaczął uciekać najpierw pieszo, potem wpław przez pobliski staw – wspomina aspirant Marcin Ruciński, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Świebodzinie. Ze statystyk, które przytacza, wynika, że tylko w 2022 r. na jego terenie doszło do 361 kradzieży paliwa, które zakwalifikowano jako wykroczenie (wartość ukradzionej benzyny nie przekroczyła 500 zł) i do 21, które uznano za przestępstwo. – Analogicznie w 2021 roku było to odpowiednio 213 i 15 zdarzeń – dodaje.
W powiecie świebodzickim jest jedynie 18 stacji paliw, więc w zeszłym roku – statystycznie – każda z nich była okradana ponad 21 razy.
Zdarza się, że klienci zapominają zapłacić, płacą nie z tego dystrybutora (oczywiście za mniejszą kwotę) lub tankują LPG+PB95, a płacą tylko za LPG… Jeśli numery są czytelne, sam szukam gościa (bo koncernowi nie podoba się takie postępowanie wobec klientów, że niby zapomniał, a my ucieczkę przebijamy).
“Peruki i okulary też wchodzą w grę”
Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w ubiegłym roku w całym kraju doszło do ok. 8200 kradzieży paliwa o wartości przekraczającej 500 zł. To około 30,5 proc. więcej niż w 2021 roku. Z kolei kradzieży poniżej progu 500 zł było 93400, czyli o ponad 26,5 proc. więcej. Z szacunków KGP wynika też, że paliwo skradzione w 2022 roku warte było nawet 21,3 mln zł. Rok wcześniej było to 13,5 mln zł.
– Średnia jednostkowa kradzież paliwa w ostatnich miesiącach wyniosła ok. 250 zł. Przyjmując średnią cenę paliw na poziomie 7-7,50 zł, to jest to między 30 a 35 litrów – szczegółowymi wyliczeniami dzieli się też Jan Fabisiak, dyrektor ds. operacji detalicznych Anwim. Do tej firmy należy sieć stacji MOYA, licząca ok. 80 punktów w całym kraju. Kradzieży w 2022 roku było dwa razy więcej niż rok wcześniej.
– U nas wzrost sięgnął co najmniej 25 proc. Przy czym są rejony, gdzie problem jest większy. To głównie Dolny Śląsk – mówi wiceprezeska innej sieci paliw, która chce pozostać anonimowa. Moja rozmówczyni zwraca uwagę, że co do zasady na kradzieże paliwa najbardziej narażone są stacje benzynowe położone przy głównych trasach. W większości przypadków mechanizm jest taki sam. – Pod dystrybutor podjeżdża samochód z kradzionymi numerami rejestracyjnymi i zasłoniętym kodem homologacyjnym na szybie. Z auta wysiada kierowca (lub pasażer) obowiązkowo ubrany w czapkę, kaptur, czasem też maseczkę, choć te nie są już wymagane. Po zatankowaniu szybko wsiada do pojazdu i odjeżdża – opisuje. Tak, peruki i okulary też wchodzą w grę.
Złodziej wybiera albo bardzo wczesne godziny poranne, albo pojawia się późnym popołudniem, już po zapadnięciu zmroku, kiedy ruch jest większy. Bywa też, że zjawia się z większą grupą i robią sztuczny tłok, wtedy sprzedawca dopiero po jakimś czasie zauważy kradzież i powiadomi policję. – Złodzieje wykorzystują też najchętniej te okresy w roku, kiedy i tak mamy większy ruch, czyli wakacje, długie weekendy, święta, Nowy Rok albo ferie – relacjonuje Konrad Skolimowski.
W wakacje miałem taki przypadek, że w ciągu tygodnia trzy razy mi odjechali, wszystkie przypadki na mojej zmianie… Gliniarze dziwnie zaczęli na mnie patrzeć.
“Mam kradzione numery, to mogę już jechać”
Sposobów na uśpienie czujności pracowników jest sporo. Zdarza się, że złodzieje stawiają się na stacji ze skąpo ubraną kobietą, która ma odwrócić uwagę kasjera. Jest podjeżdżanie pod dystrybutor bez tablic rejestracyjnych, co brane jest często za skutek zdarzenia losowego. Nawet jeśli pracownik zauważy złodzieja i do niego podejdzie, to zdarza się, że usłyszy: “Jak wiecie, że mam kradzione blachy, to mogę już jechać”.
W zmniejszeniu liczby kradzieży nie pomaga obciążenie odpowiedzialnością finansową pracowników stacji. Jeśli właściciel nie ma podpisanego ubezpieczenia, brakująca kwota ściągana jest z ich pensji. – Co z tego, że mamy polisę, skoro ona i tak bardzo szybko wygasa. Jest limit kradzieży na daną lokalizację – żali się wiceprezeska sieci stacji. Bywa, że taki limit wynosi jedynie dwa-trzy tys. zł rocznie.
Moja rozmówczyni zastrzega też, że stacje paliw są na straconej pozycji, także ze względu na wysokie koszty procesów. Na potwierdzenie podaje przykład batalii sądowej z mężczyzną, która okradł ok. 30 stacji. Nałożono na niego 300 zł grzywny i nakazano naprawę szkody. Tyle że po pierwsze mężczyzna ma już komornika na karku – czytaj: kolejna egzekucja może być nieskuteczna. Po drugie – firma, do której należą stacje, musiałaby zapłacić na początek – tylko w tej jednej sprawie – blisko 160 zł kosztów postępowania komorniczego. Podobnych spraw jest sporo, więc koszty by rosły. – Skórka niewarta wyprawki. Już nie wspominając o tym, że jak chcieliśmy opublikować w sieci zdjęcia tego mężczyzny, to okazało się, że nie możemy. Bo prawnie mamy związane ręce – dopowiada.
Piotr Krupiński, który regularnie publikuje w sieci wizerunki złodziei paliwa, odpowiada krótko: “Są telefony i jest straszenie, że nie wolno, że do sądu mnie podadzą”. – Szczerze? Zapraszam. Skoro go nie stać na paliwo, to zobaczymy, za co adwokata zapłaci! – mówi.
Głupio było zgłaszać ucieczki za 30, 50 zł. Nie jesteśmy w stanie patrzeć na plac, pilnować ludzi i obsługiwać, robiąc przy tym kawę, hot doga i sprzątając kible. Od jakichś czterech miesięcy zgłaszamy każdą, nawet błahą kwotę, ostatnio nawet kolega zgłosił ucieczkę za pięć zł. Opis zawsze się wymyśli, albo że jakiś w czapce z daszkiem starym oplem na numerach SJ 53… A dalej nie widziałem, albo że na żółtych tablicach, bo innego wyjścia nie ma.
“Złodziej okradł złodzieja”
Przedstawiciele stacji benzynowych wskazują, że obecnie złodzieje paliw mogą czuć się jeszcze bardziej bezkarni. Nie tylko za sprawą niskiej skuteczność policji. – Co z tego, że zgram im monitoring z kradzieży i zawiozę na komendę, skoro nie mają oprogramowania do jego przejrzenia. Poza tym małych kwot i tak się w gruncie rzeczy nie opłaca zgłaszać. Trzeba zabezpieczyć obraz z kamer, wypełnić protokół, a potem jeszcze pojechać na komendę i się tłumaczyć: jak to ukradł?! Lekko licząc, trzy godziny pracy – punktuje Piotr Krupiński.
Sytuacja stanie się jeszcze korzystniejsza dla okradających stacje przez podniesienie do 800 zł progu, od którego kradzież traktowana jest jak przestępstwo, a nie wykroczenie. Za przestępstwo grozi do pięciu lat więzienia, za wykroczenie – 30 dni aresztu. – To wina rządu, który przyzwala na to, by kraść więcej! Nic innego jak żywa mafia. A sam przepis wymyślił jakiś głupek albo złodziej – komentuje Krupiński. I argumentuje, że jak dzieciak z matką wszedł do sklepu i wziął lizaka, to zrobił to nieświadomie i go nie zamkną. – A dorosły jak ukradł, to co? Świadomości nie miał?! To albo zezwalamy na kradzieże, albo nie – zżyma się.
Jak mówi, dla niego błędem jest w ogóle ustalanie wartości ukradzionego produktu. – Kradzież to kradzież. Podam jeden przykład. Wyobraża sobie pani, że idzie do urzędu skarbowego i kradnie im 300 zł z podatku, i to zostaje umorzone. Nie, dojadą człowieka nawet za złotówkę. A tu mamy sytuację, że każdy może zajechać na stację i kraść paliwo – podkreśla.
Czym jeszcze można tłumaczyć wzrost kradzieży na stacjach? Maciej Faliński ze Stowarzyszenia Forum Dialogu Gospodarczego wskazuje na trzy czynniki. To rekordowa inflacja, ubożenie społeczeństwa oraz coraz wyższe ceny paliw. A im wyższa ich cena, tym i liczba kradzieży rośnie. Potwierdza to Jan Fabisiak ze stacji MOYA. – Jest to szczególnie widoczne od końca lutego 2022 r., kiedy rozpoczęła się wojna w Ukrainie – dopowiada. Tylko od 24 lutego 2022 roku przeciętna cena detaliczna benzyny bezołowiowej 95 skoczyła z 5,72 zł za litr do nawet 6,56 zł za litr pod koniec minionego roku.
– Swoje zrobił też spadek dyscypliny społecznej, co sprowadza się teraz do populistycznego zaklęcia: ponieważ jestem biedny, to więcej mi wolno – zastrzega także Faliński. Efekt? Coraz więcej klientów pod koniec miesiąca tankuje paliwo – nawet za niewielkie kwoty – i odjeżdża spod dystrybutora bez płacenia. Wraca na stację w kolejnym miesiącu i ze skruszoną miną informuje, że chcieliby jednak uregulować rachunek. – Widać, że pensja już przyszła – ironizuje Marek Uszyński. W jego ocenie o rozluźnieniu norm świadczą też komentarze pod informacjami o kolejnych kradzieżach typu: “Tak powinni robić wszyscy”, “Stacje paliwowe to dopiero nas okradają”. “Złodziej okradł złodzieja”, “Niedługo to będzie normalne zachowanie każdego, jak paliwo będzie po 10 zł”.
U mnie jest pełno kamer, każde stanowisko jest monitorowane, ale i tak są kradzieże przynajmniej raz w tygodniu. Znajdzie się taki, który po prostu wie, że za 20 zł nikt go nie będzie ścigał i niestety my za takich musimy płacić
Progi, blokady, mobilny kasjer
Jeśli zapytać właścicieli stacji, czy mają nadzieję, że wygrają ze złodziejami paliwa, odpowiadają, że niektórzy ostro próbują. Od kilku tygodni jedni inwestują w progi zwalniające za dystrybutorami, podczas gdy inni w metalowe blokady sterowane pilotem. Są też tacy, którzy zdecydowali się wprowadzić system przedpłat, obowiązkowy między godz. 24 a 6 rano.
Jak podkreśla prezeska Polskiej Izby Paliw Płynnych Halina Pupacz, lista rozwiązań jest jednak o wiele dłuższa. – Właściciele i dzierżawcy stacji, a skupiamy ponad 320 podmiotów, wprowadzają także m.in. mobilnych kasjerów, dystrybutory samoobsługowe, rozbudowane systemy monitoringu i szkolenia przede wszystkim pracowników podjazdów. A także prowadzą szczegółowe analizy dotyczące nietypowych sytuacji, przy “odmierzaczach paliw” podczas tankowania pojazdów – wylicza.
W branży żartują nawet, że teraz na stacji będzie jak na lotnisku – prześledzą każdy twój ruch, a jeśli zajdzie tak potrzeba, natychmiast zjawi się pracownik i ustawi klienta do pionu.
Piotr Krupiński jest sceptyczny. Jak tłumaczy, większość z tych inwestycji pochłonie 50-80 tys. zł, a pieniądze zwrócą się dopiero za dobrych kilka lat. Dlatego osobiście jest za samoobsługowymi dystrybutorami i system przedpłat – całodobowo. – W Norwegii czy na Islandii od lat funkcjonuje to z powodzeniem. Zajeżdżam na stację, wkładam kartę do dystrybutora i dopiero wtedy tankuję. Proste i szybkie – przekonuje.
– Dlaczego w takim razie to rozwiązanie nie jest powszechne w Polsce? – pytam.
– I to tym bardziej, że i tak trzy czwarte transakcji wykonywanych jest już kartą. W czym problem? Wyobraźmy sobie, że Kowalski przyjeżdża na stację i musi najpierw u mnie zapłacić, co robi? Jedzie na tę, gdzie normalnie najpierw tankuje. “Krupiński zgłupiał!” – będzie przy tym komentował. To wciąż niepopularne związanie, bo nie weszło w życie odgórnie. A przecież można by wprowadzać je stopniowo i ogłosić, że na przykład od godz. 18 “drodzy klienci, możecie zatankować tylko po wcześniej opłacie”. Jaki to problem?! – pyta retorycznie. Podkreśla, że to ostatni dzwonek na wprowadzenie takich rozwiązań.
Analitycy BM Refleks wskazują, że hurtowe ceny paliw rosną od początku roku. Jeśli trend się utrzyma, to kolejne podwyżki na stacjach są nieuniknione; tym bardziej że od lutego wchodzi też w życie unijne embargo na import paliw z Rosji.
– Dla nas to oznacza tylko jedno: jeszcze większą liczbę osób, które będą się próbowały urwać spod dystrybutora bez płacenia – podsumowuje Konrad Skolimowski.
* Imiona i nazwiska niektórych bohaterów zostały zmienione na ich wyraźną prośbę.
** Cytaty między śródtytułami pochodzą z forum dla pracowników stacji benzynowych.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS