Radosław Paczocha: Według mnie dramaturgia romantyczna ma ogromną siłę i emocje, które są jak wulkan, czasami uśpiony, ale za to zawsze gotowy do wybuchu. „Kordian” sięga do samego jądra polskich emocji, jest gorący, drażniący, arcypolski. Może nie jest tak, że wszystkie poruszane przez Słowackiego tematy i problemy przetrwały próbę czasu, nie wszystkie zapisane tam spory są dziś dla nas czytelne, ale najważniejsze arcypolskie, a nierzadko też egzystencjalne pytania tam są. Małgorzata Dziewulska, moja profesor ze szkoły teatralnej, powtarzała nam, że dramaturgia romantyczna potrzebuje dodatkowych okoliczności społecznych i politycznych, by ujawnić całą swoją moc. Tak było na przykład ze słynnymi „Dziadami” w 1968 roku. Dlatego my, twórcy, musimy wiedzieć, po co sięgamy dziś po takie dramaty jak „Kordian”, po co je konfrontujemy z dzisiejszymi widzami. Bo tak zwane wystawianie „po literkach” tej mocy raczej nie ujawni.
Na które wątki z dramatu zwracasz uwagę i wyciągasz na pierwszy plan?
– Interesuje nas niemal wszystko to, co wydarza się przed zamachem, i sam zamach. A więc interesuje nas portret psychologiczny głównego bohatera, niespełnionego młodocianego maksymalisty marzącego o wielkości, dodajmy: jakiejkolwiek wielkości, artystycznej czy politycznej, wszystko jedno. Wreszcie portret niedoszłego samobójcy. Interesuje nas nihilistyczne tło jego działań, ruina w życiu osobistym i zbudowane na glinianych nogach przeistoczenie się w samozwańczego zbawcę narodu wbrew woli narodu. A więc wszystko to, co sprawia, że Kordian wybiera zabójstwo głównej osoby w państwie, również jako najgłośniejszy rodzaj samobójstwa. Słowacki działania Kordiana podsumowuje w słowach: „To modlitwa turecka, jednym rogiem zabija wroga, drugim siebie…”, co jest jako żywo definicją współczesnego terroryzmu. Z perspektywy filologiczno-historycznej zainteresował mnie też spór Słowackiego z Mickiewiczem, spieranie się o sens izolacjonistycznych, niebaczących na wolę społeczeństwa i pachnących samozagładą zrywów czy pięknoduchowski mesjanizm, który nie był realną odpowiedzią na problemy polskiego społeczeństwa, szczególnie w obliczu przegranych powstań. Słowacki świadomie krytykował „Kordianem” Gustawa-Konrada i Konrada Wallenroda. Możemy powiedzieć – stare sprawy. A tymczasem z romantyzmem jest tak, że on się u nas jakby nie może skończyć. To dziwna epoka, dziwny styl myślenia, niby się skończył, a jakoś genetycznie się w nas nie wyczerpał.
Przeciwko czemu buntuje się wasz Kordian? Kto czy co jest dla niego carem, na którego podnosi rękę?
– Pytanie o cara jest kluczowe, bo przecież nie wystawiamy Kordiana w realiach historycznych. Zadaliśmy sobie pytanie, kto dziś w Polsce jest carem. I doszliśmy do wniosku, że carem jest dziś przeciwnik polityczny czy ideowy, nasz oponent, ktoś, kto się z nami nie zgadza, kto żyje w innej Polsce, nie naszej. Ktoś, kogo można odczłowieczyć i odpolszczyć, nazwać zdrajcą, sprzedawczykiem czy kim tam jeszcze. Tak, by na końcu można było dojść do morderczego wniosku, że taki człowiek nie zasługuje na to, by żyć. No i wtedy na takiego „nieczłowieka” i „nie-Polaka” można podnieść rękę dla dobra nam podobnych. Kordian zapewnia spiskowców, że zabijając, składa siebie w ofierze, i zachowuje się tak, jakby w to wierzył, co jest bardzo niebezpieczne, bo daje pozornie altruistyczne alibi dla zbrodni. Co istotne, w zamiarze Słowackiego dramat był krytyką powstania listopadowego, które finalnie umocniło władzę księcia Konstantego w Polsce i żadnych polskich problemów nie rozwiązało, wbrew gorącym zapewnieniom powstańców. A jeśli pytać, przeciw czemu buntuje się Kordian… Myślę, że Kordian najbardziej walczy o samego siebie, a narracje polityczne i historyczne, które wiszą w powietrzu, służą mu jedynie za stelaż, kostium jego działań. Kordian się tymi ideami uszlachetnia, bo sam, wbrew temu, co mówi, nie wydaje się zbudowany z aż tak szlachetnych kruszców. Parafrazując Heinera Mullera, można by powiedzieć, że Kordian zasiewa ideę, która ma kaleczyć ciała, i to jest niewątpliwie jego dzieło.
Młodsze i najmłodsze pokolenie polskich reżyserów zwykle podchodzi do romantycznej tradycji z dużą dozą dezynwoltury i krytycyzmu: Radosław Rychcik kilka lat temu przepisał „Dziady” na język kultury masowej, Radek Stępień symbolicznie każe Słowackiemu umierać. Czy wasz spektakl dyskutuje z tym współczesnym dystansem i krytycyzmem? Bronicie tradycji czy raczej podważacie ją po swojemu?
– Przede wszystkim nie wystawiamy całego „Kordiana”. Zatrzymujemy się w miejscu, w którym Kordian idzie zabić i… zabija. Poza tym Kordianów mamy kilku, dialogują oni ze sobą, spierają się, czasami współpracują, są jak Kordiany wyrosłe z naszej romantycznej tradycji, awatary Kordiana funkcjonujące w dzisiejszej rzeczywistości. Dorosłe dzieci świadomie wpajanego obłędu, uczniowie romantycznej tradycji, w którą każe się nam bezkrytyczne wierzyć, mimo zmieniającego się świata. Czasami dla precyzyjniejszej wymowy konkretnych scen inkrustujemy dramat fragmentami innych dzieł Słowackiego, jak choćby „Horsztyńskim”. Poszliśmy też w swoim myśleniu dalej, zastanawialiśmy, się czy Kordian doczekał się realizacji swoich idei w naszej historii, i dostrzegliśmy zrealizowany projekt „Kordian” w Eligiuszu Niewiadomskim. Dlatego też pozwoliliśmy sobie, za zgodą autora, na cytat z dramatu Stefana Chwina „Wieczór z Panią Terror”, a konkretnie mówię tu o scenie, w której Eligiusz rozmawia ze swoją ofiarą, prezydentem Gabrielem Narutowiczem, o Polsce. O owocach swoich czynów i ich społecznym i politycznym odbiorze. Gabriel i Eligiusz rozmawiają dziś, blisko sto lat po zabójstwie Narutowicza, które zdarzyło się blisko 90 lat po napisaniu „Kordiana” przez Słowackiego. Jak widać, romantyzm jest u nas wiecznie żywy, można powiedzieć, „po czynach go poznacie”… Myślę zresztą, że o tym też jest nasz spektakl, to znaczy nie tyle o romantyzmie i tradycji, ile o ich nieślubnych dzieciach, które żyją dziś i żywią się romantycznymi skojarzeniami i ideami, jak chcą i jak jest im wygodnie.
Polski zwyczaj inscenizacyjny nakazuje wystawianie wielkich dramatów romantycznych z wielką pompą i paradą. Czy wasz spektakl też będzie taki, czy przygotowujecie raczej kameralne przedstawienie skupione na bohaterze i jego emocjach?
– W naszym przedstawieniu liczba Kordianów jest ponadnormatywna, jest ich pięciu, ale za to wszystkich aktorów grających w spektaklu jest siedmiu, co lokuje nasze przedsięwzięcie po stronie raczej tych kameralnych. Ale tak na dobrą sprawę niemal wszystko, co najważniejsze w dramacie, dzieje się albo w pobliżu Kordiana, albo w jego głowie. Zresztą problem Kordiana ze światem czy świata z Kordianem polega na tym, że on nie potrzebuje zbyt wielu partnerów, by realizować swoje cele. Najgłębsze rozmowy i tak prowadzi sam ze sobą, a jak rozmówcy się z nim nie zgadzają, tym gorzej dla nich. Jest to bohater zdecydowanie narcystyczny i choćby z tego powodu warto być wobec niego czujnym i krytycznym.
***
„Kordian”, Juliusz Słowacki, reżyseria: Adam Orzechowski, dramaturg: Radosław Paczocha, scenografia: Magdalena Gajewska, muzyka: Marcin Nenko, obsada: Magdalena Gorzelańczyk, Piotr Biedroń, Michał Jaros, Marcin Miodek, Robert Ninkiewicz, Grzegorz Otrębski, Paweł Pogorzałek, Teatr Wybrzeże, Duża Scena, Gdańsk, ul. św. Ducha 2, premiera: piątek 10 stycznia, godz. 19, bilety: 100 zł, kolejne spektakle: sobota–niedziela 11–12 styczna, godz. 19, bilety: ulgowe: 35 zł, normalne: 45 zł.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS