W jakim celu Jan Klata sięgnął po sławny dokument Oppenheimera? Być może chciał odsłonić mechanizmy wytwarzania się zła w zwykłych ludziach i wygodne moszczenie się tychże ludzi w sprzyjających im okolicznościach politycznych. No i odsłonił, tyle że na poziomie oczywistości i ogólności.
Scena służąca odsłanianiu mechanizmów zła jest surowa: szara, pusta, w głębi wejście, po bokach zasłony z bambusowych mat, kilka mebli wnoszonych w razie potrzeby: stół, krzesła, drewniany fotel. Pod sufitem wiatraki, na razie nieruchome, czekające na finał jak strzelba u Czechowa.
Jesteśmy w Indonezji, ale teatralnej. Bohaterowie spektaklu ustawieni w rządku przedstawiają się kolejno z indonezyjskiego imienia i nazwiska. Każdy z nich mówi: „Jestem Indonezyjczykiem” – znacząco zawieszając głos i popatrując na widzów, żeby złapali tę grę poziomami i tożsamościami. Przecież to nasi, krakowscy aktorzy (Jan Peszek, Jacek Strama, Tadeusz Zięba, Sławomir Rokita, Tomasz Międzik, Jerzy Światłoń, Marcin Kalisz, Marcin Sianko, Tomasz Wysocki), grający w jakimś celu Indonezyjczyków. Którzy w filmie Oppenheimera też grają – odtwarzają siebie z lat 60., z czasów, kiedy mordowali komunistów. Potem aktorzy mówią chórem, patrząc na widzów: „Jesteśmy Indonezyjczykami”, więc my też mamy mieć udział w tej grze.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS