Administracja prezydenta Bidena dwa tygodnie temu zwróciła się do Izraela z prośbą o przekazanie Ukrainie zestawów przeciwlotniczych MIM-23 HAWK. W Siłach Obronnych Izraela już ponad dziesięć lat temu wycofano je ze służby w systemie obrony powietrznej kraju i odstawiono do magazynów. Pomimo to Jerozolima odmówiła, jako uzasadnienie wskazując, że wyrzutnie po kilkunastoletnim składowaniu nie nadają się do użytku, ale co najwyżej na złom.
Jako pierwszy o sprawie poinformował informuje serwis Axios, powołujący się na trzech proszących o anonimowość urzędników, zarówno amerykańskich, jak i izraelskich. Według tych samych źródeł w izraelskich magazynach znajduje się obecnie nie tylko dziesięć baterii, ale także kilkaset pocisków.
Zestawy MIM-23 HAWK (dużymi literami, bo to skrótowiec: Homing-all-the-way killer) stały się jednym z najważniejszych wzmocnień ukraińskich sił zbrojnych w ostatnich miesiącach. Wraz z nasileniem się rosyjskiej kampanii ostrzału miast i infrastruktury krytycznej za pomocą pocisków manewrujących wzrosło znaczenie systemów przeciwlotniczych, niekoniecznie tych najnowocześniejszych, ale tych, które poradzą sobie z tak niewymagającym celem jak poddźwiękowy pocisk manewrujący i do których nie zabraknie zapasu amunicji.
Dziś byliśmy zresztą świadkami kolejnego takiego uderzenia. Według oficjalnych danych ukraińskich Rosjanie odpalili pięćdziesiąt pięć pocisków, z czego czterdzieści siedem udało się zestrzelić, z czego dwadzieścia w pobliżu Kijowa. Można założyć w ciemno, że większość z nich padła ofiarą rakietowych pocisków przeciwlotniczych.
Te liczby dobrze obrazują, dlaczego wsparcie Izraela w tym konkretnym przypadku tak bardzo by się przydało. Kiedy pod koniec ubiegłego roku pojawiły się informacje o możliwych dostawach HAWK-ów do Ukrainy, przewodniczący amerykańskiego komitetu połączonych szefów sztabów generał Mark Milley ujawnił, że to sami Ukraińcy poprosili o te „starsze, ale dość efektywne” systemy. Nawet jeśli wyrzutnie są w stanie wykluczającym remont, kilkaset pocisków stanowiłoby bezcenną pomoc.
HAWK-i trafiły do Izraela w pierwszej połowie lat sześćdziesiątych. Wówczas był to jeden z najnowocześniejszych systemów przeciwlotniczych na świecie, dopiero niedawno skierowany do służby liniowej w wojnie wietnamskiej. Obecnie wielowarstwowy system obrony powietrznej Izraela składa się z systemu Patriot oraz rodzimego – choć stworzonego z amerykańską pomocą – tercetu w postaci Żelaznej Kopuły, Procy Dawida i Strzały 2/3.
Kipat Bar’zel jest zdolna do przechwycenia pocisków rakietowych o zasięgu do 70 kilometrów. Kela Dawid przeznaczona jest do niszczenia pocisków balistycznych średniego i dalekiego zasięgu oraz pocisków artyleryjskich z odległości od 40 do 300 kilometrów od stanowisk systemu i na wysokości 50 kilometrów za pomocą pocisków przeciwrakietowych Stunner. Wreszcie Chece przeznaczone są do niszczenia pocisków balistycznych dalekiego zasięgu. Izrael podkreśla, że połączone systemy mają być bardzo szczelne, ale zwraca się uwagę, że w przypadku konfliktu z Hezbollahem nawet trzy warstwy obrony przeciwrakietowej nie zdołają zapewnić stuprocentowej ochrony.
Axios zwraca uwagę, że sekretarz obrony Lloyd Austin w wystąpieniu na konferencji organizacji lobbystycznej AIPAC (American Israel Public Affairs Committee) nawiązał do systemów HAWK, nazywając decyzję administracji Kennedy’ego o przekazaniu ich Izraelowi „echem, które słychać przez dziesięciolecia”. Austin przypomniał, że HAWK-i pomogły Państwu Żydowskiemu w wojnie sześciodniowej i wojnie Jom Kipur, oraz podkreślał, że teraz, choć daleko im do nowoczesności, wciąż mogą pomóc obronić inny demokratyczny kraj. Jeśli weźmiemy pod uwagę miejsce, w którym padły te słowa, nie ma wątpliwości, że Austin chciał, aby lobbyści AIPAC-u pomogli przygotować grunt pod oficjalną prośbę kierowaną do Jerozolimy.
Izrael angażuje się aktywnie w zapewnianie Ukraińcom pomocy humanitarnej, głównie za pośrednictwem hubu utworzonego w rumuńskiej Tulczy przez organizację pomocową IsraAID. Do Izraela trafiają zaś ciężko ranni Ukraińcy potrzebujący rehabilitacji lub protez. Niemniej Jerozolima konsekwentnie odmawia przekazywania Ukrainie jakiegokolwiek uzbrojenia, mimo wielokrotnie ponawianych próśb.
Sergey and Vasyl, two wounded Ukrainian soldiers, will arrive today to Adi Negev Medical Center in Israel for prosthetic and rehabilitation, as part of Israeli lifesaving humanitarian assistance to Ukraine #UkrainianArmy #Ukraine️ #humanitarian pic.twitter.com/l7xjkwvVYV
— Michael Brodsky (@michael_brodsk) January 24, 2023
Owszem, niektóre prośby mogły co najwyżej budzić zdziwienie – zwłaszcza te o Żelazną Kopułę. Ukraina prosiła o nią – chwilami wręcz rozpaczliwym tonem – od pierwszych tygodni wojny. Tymczasem każdy, kto choć trochę rozumie charakterystykę tego systemu, dziwił się, dlaczego Ukraińcom tak bardzo zależy na broni, która pomoże im jedynie w minimalnym stopniu, a do tego będzie straszliwie kosztowna w użyciu. Pojedynczy przeciwpocisk Tamir kosztuje ponad 50 tysięcy dolarów, a normą jest odpalanie do każdego celu dwóch efektorów (stąd w Izraelu taka presja na opracowanie laserowego uzupełnienia).
Do tego jedna wyrzutnia zawiera dwadzieścia pocisków, co oznacza, że nie byłaby w stanie zneutralizować jednej salwy z wyrzutni BM-30 Smiercz. Żelazna Kopuła dostosowana jest po prostu do konfliktu o zupełnie innym charakterze.
Z czasem wyszło na jaw, że Ukraińcy rozumieli te fakty, a wspominając o Żelaznej Kopule, chcieli po prostu zmobilizować Jerozolimę do udzielenia bardziej konkretnego wsparcia, na przykład udostępnienia innych typów uzbrojenia czy przynajmniej komponentów systemów przeciwlotniczych, takich jak stacje radiolokacyjne. Wszystko na nic.
Pociski do systemów HAWK byłyby z perspektywy izraelskiej najłatwiejszym darem. Ich brak nie osłabiłby obrony samego Izraela; gdyby Ukraina miała otrzymać baterię Żelaznej Kopuły, trzeba by ją wycofać ze służby liniowej, a potem wyprodukować nową na jej miejsce. Jeśli nawet w tej kwestii rząd Netanjahu nie ustąpił, trudno się spodziewać, aby ustąpił w kwestii jakichkolwiek dostaw uzbrojenia.
Jerozolima nie ukrywa, że obawia się występować otwarcie przeciwko Kremlowi ze względu na jego wpływy w Syrii. Dzięki cichej zgodzie Rosjan, Izraelczycy mogą stosunkowo bezkarnie wysyłać swoje samoloty bojowe nad Syrię i niszczyć bazy tworzone tam przez irański Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej i powiązane z nim bojówki.
Federacja Rosyjska i Islamska Republika Iranu niemal od pierwszych dni rosyjskiej interwencji w Syrii starały się koordynować poczynania w tym państwie, przestrzegać stref wpływów i nie wchodzić sobie w drogę. Wraz z wybuchem wojny w Europie i przerzuceniem rosyjskiej uwagi na Ukrainę Teheran zaczął odważnie dążyć do wzmocnienia pozycji kosztem Moskwy. Niemniej oba kraje wciąż ściśle współpracują, nawet jeśli bardziej ze względu na wspólnego wroga w postaci USA niż ze względu na wspólnotę ideologiczną. Kreml gra w Syrii na zasadzie: Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek. Gdyby w odwecie za izraelskie wsparcie dla Ukrainy na dobre sprzymierzył się z „diabłem”, Iran zyskałby niemal nieograniczone pole manewru na północnej granicy Izraela.
Trzeba pamiętać, że Rosja nie widzi w Izraelu prawdziwego zagrożenia dla swoich interesów w Syrii. Koronny dowód zobaczyliśmy w sierpniu ubiegłego roku, kiedy Kreml zdecydował się wycofać stacjonującą tam od 2018 roku baterię systemu przeciwlotniczego S-300 Faworit. Teoretycznie bateria stanowiła dar Moskwy dla sił zbrojnych Baszszara al-Asada, lecz jej użycie było ściśle kontrolowane przez Rosjan. Jak widać, nigdy nawet nie stała się formalnie własnością Syrii. To właśnie ta bateria S-300 (prawdopodobnie reprezentująca względnie nowoczesną wersję S-300PMU-2) kilka miesięcy wcześniej otworzyła ogień do izraelskich samolotów wykonujących lot bojowy nad Syrią.
According to @ImageSatIntl, Russia has taken its S-300 batteries back from Syria’s Masyaf as the war in Ukraine continues. pic.twitter.com/HwoiElJhjR
— Anna Ahronheim (@AAhronheim) August 27, 2022
Przebazowanie S-300 do Syrii było prawdopodobnie bezpośrednią reakcją na omyłkowe zestrzelenie przez tamtejszą obronę przeciwlotniczą rosyjskiego samolotu zwiadowczego Ił-20M. Stało się to w trakcie jednego z regularnych izraelskich nalotów na Syrię. Życie straciło piętnastu rosyjskich lotników. Początkowo oskarżano francuską fregatę Auvergne typu Aquitaine, ale wkrótce wyszło na jaw, że winna jest syryjska bateria systemu S-200 Wega, której obsada chciała otworzyć ogień do izraelskich F-16 opuszczających syryjską przestrzeń powietrzną po uderzeniach na cele w muhafazach Latakia, Tartus i Hims.
Po tej tragicznej pomyłce decydenci w Moskwie uznali najwyraźniej, że bezpieczniej i dla Rosjan, i dla Syryjczyków, będzie, jeśli to ci pierwsi zajmą się ochroną syryjskiej przestrzeni powietrznej. Wiadomo, że przeszkolono niewielką liczbę syryjskich żołnierzy, aby mogli pomagać w obsłudze systemu, ale nigdy nie pozwolono im na choćby pozorną samodzielność.
Zobacz też: Morana – czeska bogini zaprezentowana na Eurosatory 2022
אסף טופז
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS