Decyzje o przekazaniu walczącej Ukrainie najnowocześniejszego sprzętu pancernego, jakim dysponują kraje Zachodu, stawia przed siłami zbrojnymi Kijowa szereg problemów logistycznych i zaopatrzeniowych. Warto zdać sobie sprawę z tego, co oznacza dozbrojenie tak różnorodnym sprzętem w kolejnej fazie wojny.
Ukraina stoi u progu kolejnego etapu trwającej już niemal rok obrony swojego terytorium przed rosyjską napaścią. Po próbie inwazji lądowej i późniejszych fazach lotniczej i artyleryjskiej nadchodzi jej kolejna faza, która może być znacznie większym wyzwaniem dla jej sił zbrojnych niż używanie w poprzednich fazach wyrzutni Javelin czy haubic Krab.
Dotychczas przekazywany Ukrainie sprzęt miał głównie przeznaczenie obronne. Dotyczy to zarówno sprzętu lekkiego, jak wyrzutnie Starstreak czy Javelin, jak samobieżnych haubic czy dronów, od wykorzystywanych w ograniczonym choć skutecznym zakresie dronów Bayraktar po samobójcze Switchblede’y i z pewnością nie najnowocześniejsze samoloty MiG-29.
Z czasem charakter działań militarnych się zmieniał – dziś np. bardzo niewielką rolę odgrywa w nich lotnictwo, w obliczu skuteczności ukraińskich systemów przeciwlotniczych używane przez Rosję głównie do przenoszenia broni rakietowej i zbrodniczych bombardowań celów cywilnych.
Podstawą osiągania i bronienia celów jest obecnie artyleria, która z naturalnych względów raczej utrwala sytuację walczących stron niż pozwala na postępy. Potrzeba podjęcia działań ofensywnych wymaga użycia lądowych środków walki niezbędnych do przełamania oporu przeciwnika.
Wprowadzenie do boju zaawansowanych technicznie sił pancernych oznacza jednak, że pojawią się poważne problemy logistyczne i zaopatrzeniowe.
Deklarowane przez kraje europejskie dostawy czołgów Leopard, zapowiadane przez USA przekazanie czołgów Abrams, podobnie jak proponowane przez Brytyjczyków Challengery i francuskie czołgi Leclerc potężnie różnią się od używanych dotychczas na Ukrainie maszyn.
Europejskie i amerykańskie tzw. czołgi podstawowe (Main Battle Tanks) z reguły są o połowę cięższe niż czołgi rosyjskie i ukraińskie, które po prostu dostosowano do terenu działania.
Oparte na radzieckich jeszcze konstrukcjach czołgi nie przekraczają zwykle wagą 45 ton, a waga pojazdów Leopard, Abrams, Challenger i Leclerc waha się zwykle od 60 do 70 ton.
Duże odległości, operowanie na rozległych terenach, konieczność korzystania z mostów o odpowiednim udźwigu i zbliżające się wiosenne roztopy mogą poważnie ograniczyć używanie tak ciężkich czołgów.
Problemem może być sam transport w obszar działań zbrojnych – trzeba pamiętać, że cały teren Ukrainy narażony jest na ataki rakietowe Rosji, a przemieszczanie broni pancernej to zadanie tyleż w tych warunkach niebezpieczne, co również czasochłonne – mówimy przecież o tysiącach kilometrów. Zasięg czołgu nie przekracza zwykle 500 kilometrów, i jest to zapas niezbędny do prowadzenia działań bojowych.
Poważnym wyzwaniem będzie zapewnienie zaopatrzenia w podstawowe środki potrzebne do walki. Czołgi krajów NATO w pojazdach Leopard, Abrams i Leclerc używają pocisków do gładkolufowych armat kalibru 120 mm, przy czym każdy z producentów jako najwłaściwszą do swoich dział wskazuje nieco inny typ nabojów. Brytyjskie Challengery wyposażone są zaś w specyficzne gwintowane armaty 125 mm, zatem trudno mówić o jednorodności potrzebnego zaopatrzenia.
Nowy sprzęt wymusza też umiejętne gospodarowanie zapasami amunicji, której dostarczenie na czas może się stać kluczowym dla rozstrzygnięcia starcia czynnikiem; czołgi przenoszą od kilkunastu do 40 nabojów, co starcza na ledwo kilka minut intensywnego prowadzenia ognia. Czołg Leclerc podstawowo przewozi np. 22 naboje, które automatyczna armata odpala z szybkostrzelnością 10-12 na minutę.
Dostarczenie potrzebne ilości amunicji Ukrainie należy do Zachodu, jednak właściwe dysponowanie nią jest już sprawą ukraińskich logistyków i sztabowców. Zorganizowanie i zabezpieczenie we właściwym czasie odpowiednich magazynów i dystrybucja różnych nabojów dopasowanych do zróżnicowanych czołgów w warunkach wojennych jest zadaniem bardzo trudnym.
Podobnym, choć na większą skalę problemem może być zaopatrzenie w części zamienne i ew. naprawa uszkodzonego sprzętu; każdy z wymienionych czołgów jest inną konstrukcją, wymagającą innych części zapasowych. Trzeba też pamiętać, że ukraińska armia dysponuje nie tylko niejednorodnymi czołgami; to samo dotyczy bojowych wozów piechoty Bradley i Strykerów z USA, australijskich Bushmasterów, systemów obrony przeciwlotniczych, armatohaubic i wszelkiego innego sprzętu, pochodzącego od różnych dostawców z całego świata.
Osobnym problemem obdarowanej sprzętem ukraińskiej armii jest też wyszkolenie załóg pojazdów, które mają być użyte na froncie. Techniczne zaawansowanie pojazdów pancernych i ostateczność kosztów ewentualnych błędów w wyszkoleniu nie pozwalają na nadmierne skracanie terminów standardowego szkolenia, a zwykle trwa ono wiele miesięcy a nawet lat.
Leopard, Abrams, Challenger, Leclerc, Bradley, Stryker, Bushmaster to nie tylko egzotyczne nazwy. To także maszyny, których obsługa w czasie wojny wymaga znacznie więcej niż myślimy, z ulgą czytając o ich przekazaniu Ukrainie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS