A A+ A++

– Odłączenie od sieci potrafi wywołać objawy zespołu abstynencyjnego, identycznego, jak w przypadku odstawienia narkotyków i alkoholu. Wyraźnie tracimy kontrolę nad technologią i to ona coraz bardziej rządzi nami – mówi psycholog Łukasz Basaj. W Dolnośląskim Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży w Lubinie przybywa pacjentów, którzy wpadli w pułapkę syndromu FOMO – lęku przed społecznym pominięciem.

Fot. Pixabay

FOMO (z ang. fear of missing out – przyp. red) to emocjonalna reakcja, wynikająca z obawy przed przeoczeniem czegoś ważnego. Chcemy być na bieżąco, wiedzieć, co dzieje się na świecie, co wydarzyło się w naszym mieście, co słychać u znajomych. I z drugiej strony sami potrzebujemy być w tym strumieniu danych widzianymi i docenianymi.

Cyfrowa iluzja

– Dlaczego sieć tak bardzo wciąga? To proste: nasz mózg lubi być stymulowany i mieć poczucie „aktualizacji” – że wiemy, co się dzieje i nic ważnego nam nie umyka. W ten sposób ludzie budowali więzi społeczne, rozwijali się, unikali zagrożeń – wyjaśnia Łukasz Basaj. – Informacje zwrotne od otoczenia to społeczne lustro – są dla nas ważnym drogowskazem. W oparciu o nie modelujemy zachowania, uczymy się empatii i interakcji z innymi ludźmi. Bez tego nie sposób zdrowo funkcjonować w społeczeństwie.

Stałe trzymanie ręki na pulsie to tylko jeden aspekt intensywnej obecności w sieci. Niebezpieczeństwo czai się za czymś innym: mechanizmem szybkiego wzmocnienia i dodatniego sprzężenia zwrotnego. Innymi słowy, pozytywne feedbacki w postaci „lajka”, komentarza, zaproszenia do grona znajomych czy jakiejkolwiek innej pozytywnej reakcji na naszą wirtualną aktywność, dodają nam społecznych skrzydeł. W ten sposób można łatwo przekroczyć bezpieczną granicę, za którą cyfrowe kontakty staną się dużo atrakcyjniejsze od tych w „realu”.

– Internetowa relacja jest szybka, informacja zwrotna przychodzi z reguły od razu, w dodatku nie trzeba w nią inwestować za dużo wysiłku. Znacznie trudniej jest prowadzić interakcję na żywo – dodaje psycholog.

Kto kim steruje?

Za tym, że to technologia rządzi nami, przemawia chociażby fakt, że producenci smartfonów sami wprowadzili do urządzeń narzędzia do utrzymywania cyfrowego dobrostanu. Liczniki czasu używania poszczególnych funkcji uzupełniane są dziś aplikacjami do… ograniczania używania innych aplikacji, zwiększania koncentracji, produktywności. Okazuje się bowiem, że samo wyłączanie powiadomień już nie wystarcza.

– Niektórzy chodzą z tym smartfonem nawet do łazienki czy toalety. Właśnie dlatego, że chcą być cały czas na bieżąco, nie chcą stracić tych kontaktów, przegapić jakiejś wiadomości. Nie jest też normalne, żeby jechać autem i cały czas sprawdzać, co nowego w sieci. To są już sygnały zaburzeń funkcjonalnych – uważa ekspert DCZPDM w Lubinie.

Fot. Karolina Grabowska/Pexels

Szwedzki psychiatra Anders Hansen, autor książki „Wyloguj swój mózg”, wykazał, że współczesny użytkownik aż 1 500 razy dziennie wykonuje gest przewijania ekranu. Oznacza to, że urządzenie trzymamy w ręku niemal bez przerwy.

– Firma Kleiner Perkins Caufield & Byers policzyła, że użytkownicy smartfonów średnio odblokowują je nawet do 150 razy dziennie. Psycholodzy i neurolodzy obserwują od jakiegoś czasu HPVS – syndrom fantomowych wibracji. Użytkownikom smartfonów wydaje się, że ich urządzenie wibruje, ożywione połączeniem przychodzącym, SMS-em lub powiadomieniem z jakiejś aplikacji. W istocie nic się nie dzieje, oni jednak czują wibracje, podobnie jak osoby, które po amputacji kończyny wciąż odczuwają w niej ból – twierdzi Mateusz Halawa, socjolog z Uniwersytetu SWPS.

– Wiele dzieci i młodzieży śpi ze smartfonem pod poduszką – dodaje Łukasz Basaj. – On ich budzi i towarzyszy im, gdy zasypiają. A zasypiają z reguły bardzo późno, bo tuż przed snem jeszcze są w sieci. I budzą się, gdy przychodzą powiadomienia. Smartfon przy łóżku to zło! – mówi zdecydowanie.

Cisza budzi niepokój

Człowiek jako istota z natury społeczna źle znosi pozycję outsidera. Dotyczy to i dzieci, i nastolatków, i dorosłych. Potrzebujemy być w grupie i jednocześnie żywimy obawę przed odrzuceniem.

Fot. Dalila Dalprat/Pexels

– Wycofanie z sieci może owocować poczuciem wyobcowania. Szczególnie dotyczy to nastolatków – jeśli nie będą wiedzieć, o czym mówią rówieśnicy, znajdą się na marginesie. Ale trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile te cyfrowe relacje są prawdziwymi relacjami, a na ile wypełniaczami pewnej luki i czy nie lepiej poświęcić wolny czas na jednego dobrego znajomego w „realu”. Możemy mieć 500 znajomych na Facebooku, ale większość tych znajomości z reguły jest pozorna. W ciągu ostatnich pięciu lat obserwujemy lawinowy wzrost problemów, które wynikają z tego, że jesteśmy w sieci interakcji, a zarazem czujemy narastające osamotnienie – wskazuje Łukasz Basaj.

A w dzisiejszych czasach cisza i samotność są zdecydowanie niemile widziane. Rzadko kiedy się w nich zatrzymujemy, zastanawiamy, przyglądamy swoim emocjom. Unikamy tego, żeby nie konfrontować się z trudnymi dla nas doświadczeniami i sytuacjami. Uciekamy w bezpieczną, wirtualną rzeczywistość, spędzając nierzadko całe godziny na oglądaniu internetowych rolek. Zdaniem Łukasza Basaja, w ten sposób marnujemy cenny czas, który można wykorzystać do robienia rzeczy wymagających może większego wysiłku, ale przynoszących o wiele większą satysfakcję.

Test na to, czy jesteśmy już uzależnieni od cyfrowej rzeczywistości, jest bardzo prosty. Polega on na wyłączeniu telefonu na jeden dzień. Odważniejsi mogą spróbować internetowego detoksu przez cały weekend. Na wszelki wypadek można o tym wyzwaniu poinformować rodzinę i przyjaciół – żeby nie zaniepokoiła ich nagła cisza z naszej strony.

Korzyści z detoksu

W idei cyfrowego detoksu chodzi o pełne odseparowanie od sieci i sprawdzenie, co to robi z naszymi emocjami. Wnioski mogą być niełatwe do zaakceptowania.

Fot. Pixabay

– Podejmujemy tę próbę, bo chcemy dostępu do tej prawdziwej tożsamości, ale okazuje się, że odłączenie kończy się raczej tożsamościowym kryzysem. Nagle nie można na sobie polegać, trudno ze sobą wytrzymać, nie ma się komu zaprezentować. Bez baz danych kontaktów i archiwów zdjęć; bez skalibrowanych do naszych gustów algorytmów, które filtrują nam rzeczywistość; bez zakładek i folderu „Moje Dokumenty”; bez nieustannego potwierdzania własnego istnienia przez reakcje innych i samodzielnie wykonywane selfie —poczucie „ja” okazuje się zaskakująco słabe. Cyfrowy detoks zamiast oczyszczać prawdziwe „ja” z zakłóceń, ujawnia, że bez sieci nasze „ja” jest niepełne albo podatne na rozpad – ostrzega Mateusz Halawa.

Obaj eksperci przyznają jednak, że nie da się już trwale wyrwać z cyfrowej rzeczywistości. Cyfrowe technologie za bardzo wrosły w naszą codzienność, przynosząc nie tylko problemy, ale też wiele udogodnień.

– Wi-Fi stało się naszym powietrzem – konstatuje Halawa.

– Rozwoju technologii nie zatrzymamy. Ona też nam bardzo pomaga – w życiu, w pracy, nauce. Trzeba jednak umieć rozpoznać moment, w którym używamy jej w sposób dla nas szkodliwy, który wpływa na pogorszenie naszego stanu zdrowia i więzi z innymi ludźmi. Ja sam jestem zwolennikiem używania tradycyjnego kalendarza i telefon nie wysyła mi powiadomień. To z chwilą ich uruchomienia stajemy się niewolnikami urządzenia – podsumowuje Łukasz Basaj.


Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKierowca w MPK z ochroną jak głowa państwa? Sejm pracuje nad nowym prawem
Następny artykułZmiany w rozkładzie jazdy MZK już od marca?