Z punktu widzenia Estonii przyjęcie wspólnej waluty nie wpłynęło pozytywnie na gospodarkę, ale w sposób znaczący zwiększyło bezpieczeństwo kraju – mówi Salonowi 24 dr Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha.
W ostatnim czasie wróciła ożywiona dyskusja na temat wprowadzeniu waluty Euro w Polsce. W przestrzeni medialnej widać wiele emocji, „argumentów” typu – „brońmy złotówki, bo jest polska” kontra „bez wspólnej waluty zostaniemy w drewnianych chatkach”. Oczywiście upraszczam, ale faktem jest, że merytoryczne argumenty schodzą na dalszy plan. Tymczasem kluczowe jest nie tyle, jak pieniądz się nazywa, a to, jak waluta wpływa na gospodarkę, bezpieczeństwo państwa i dobrobyt obywateli. Jak to wygląda w przypadku Polski i Euro?
Dr Andrzej Sadowski: Faktycznie w dyskusji o Euro pada bardzo wiele argumentów opartych o emocje, tymczasem problem jest bardzo złożony, można by dyskutować o nim długo, analizować od różnych stron, ekonomicznej, politycznej, prawnej.
Polecamy:
Przypomnijmy, że od strony prawnej przystępując do Unii Europejskiej Polska zobowiązała się wejść do strefy Euro, ale nie jest określony termin przystąpienia. Poza tym trzeba spełnić wyśrubowane warunki, wcale nie jest tak, że jak się chce, to od razu w strefie się znajdzie. Czy jednak opłaca się przystępować do Euro ze względów ekonomicznych?
Tu należy patrzeć w kilku aspektach. W kontekście samej Unii i wspólnej waluty, to taka unia opłaca się wtedy, gdy poziom rozwoju państw, które do strefy należą jest zbliżony. Próba uwspólnotowienia stóp procentowych państw strefy Euro pokazała, że nie była to operacja opłacalna ani dla krajów, których gospodarki muszą się pilnie rozwijać, jak Hiszpania, Włochy, Portugalia, ani dla krajów, których gospodarki radziły sobie najlepiej – jak Niemcy. Tu tracili raczej wszyscy.
W debacie o Euro obok argumentów populistycznych i demagogicznych padały też merytoryczne. Przeciwnicy mówili o wzroście cen. Zwolennicy o tym, że dzięki Euro nie trzeba będzie wymieniać kasy w kantorach, przemieszczanie się po strefie będzie łatwiejsze. Do tego wspólna waluta pomoże uporządkować finanse publiczne w poszczególnych krajach, zwiększyć stabilność budżetową, łatwiej przetrwać kryzysy?
Podróżowanie po strefie Euro jest łatwiejsze, nie trzeba wymieniać pieniędzy w kantorach. Ale tu sukces mógłby być większy. Niestety za swobodą przepływu ludzi i pieniędzy w ramach Unii nie poszedł tak swobodny przepływ towarów i usług, tam wciąż są ograniczenia nawet w ramach strefy Euro. Natomiast argument o tym, że wspólny pieniądz pomoże przetrwać kryzysy, czy uporządkuje sytuację budżetową w krajach, które miały z tym problemy, okazał się nietrafiony. Przykład Grecji pokazuje, że jest dokładnie na odwrót. To państwo zbankrutowało. Dopiero w ubiegłym roku po 12 latach zdjęto z niego zarząd komisaryczny. Kryzys roku 2008 pokazał też, że w wielu przypadkach kraje z własną walutą radziły sobie lepiej niż te, które były w strefie Euro. Wspólna europejska waluta nie okazała się więc remedium na problemy ekonomiczne, nie okazało się stabilizatorem gospodarki.
Czyli przystąpienie do strefy Euro jest nieopłacalne?
Jak wspomniałem, problem należy rozpatrywać także w innych aspektach niż ekonomiczne. Jest raport Komisji Europejskiej w rocznicę przyjęcia wspólnej waluty, który mówi jednoznacznie, że przyjęcie Euro było niewątpliwym sukcesem, ale nie pod względem ekonomicznym, a politycznym. Bo wskaźniki ekonomiczne, bezrobocie, w krajach strefy uległy pogorszeniu. Euro natomiast pełni ważną rolę w kontekście samej integracji. Z punktu widzenia Estonii wejście do Unii i przyjęcie wspólnej waluty nie wpłynęło pozytywnie na gospodarkę, ale w sposób znaczący zwiększyło bezpieczeństwo kraju.
Rozmawiał Przemysław Harczuk
Czytaj dalej:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS