Grażyna, nauczycielka akademicka z Krakowa i wolontariuszka krakowskiego Stowarzyszenia Klika przebywa na leczeniu w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym Nr 4 w Lublinie. W nagraniu przesłanym do mediów w środę powiedziała, że razem z wolontariuszem Kamilem przyjechali do położonego niedaleko linii frontu Bachmutu w piątek.
Pojechaliśmy z pomocą humanitarną, prezentami dla dzieci, kutią – stwierdziła, wyjaśniając, że w piątek wypadały prawosławne święta. To był nasz czwarty wyjazd do Bachmutu, bo od jakiegoś czasu żyjemy na Ukrainie wspierając osoby z niepełnosprawnością, dzieci i seniorów – powiedziała.
Jak podała, część pomocy rozładowali w pierwszej ogrzewalni tzw. Puncie Niezłomności w Bachmucie. Następnie udali się do drugiego punktu.
Tyle co otworzyliśmy bagażnik od auta i zaczęliśmy się przymierzać do wypakowywania, przyleciał pocisk – podobno moździerzowy – uderzył ok. 30 m od nas w blok mieszkalny, a my oberwaliśmy odłamkami – powiedziała.
Pamiętam każdą jedną sekundę tego, co się stało. Ogromny huk i błysk. Przewróciłam się momentalnie na ziemię. To była ogromna siła. Poczułam, jak zaczyna ze mnie wypływać krew – zrelacjonowała, dodając, że w lewej nodze czuła ogromny ból, a w prawej nic. Zastanawiałam się, czy umieram – przyznała.
Po wybuchu – wspomniała – trafiła do punktu pierwszej pomocy w Bachmucie, gdzie została opatrzona i otrzymała znieczulenie. Następnie została przewieziona do szpitala w Pawłogradzie w środkowo-wschodniej Ukrainie. Tam przeszła operację. 10 stycznia – po 18-godzinnej podróży karetką – trafiła do szpitala w Lublinie.
Kamil, opiekun osób niepełnosprawnych z Myślenic i wolontariusz stowarzyszenia Klika powiedział, że na Ukrainie był od 7 marca 2022 r.
Jak zrelacjonował, zanim spadł pocisk, wszedł do samochodu, żeby podawać z niego żywność. Wtedy nastąpił wstrząs, został rzucony do przodu auta i ogłuszony. Kiedy wyszedł z pojazdu, zobaczył leżące osoby i dużo krwi. Opanował się i przystąpił do udzielania Grażynie pomocy.
Było ciężko. Nie da się tak łatwo otrzymać pomoc w Bachmucie. To jest praktycznie front. Bardzo długo leżeliśmy tam na ziemi. 10-20 minut nie dało się uzyskać pomocy – powiedział.
Zrelacjonował, że dwa koła w ich samochodzie były zniszczone. Na szczęście – dodał – przyjechał ambulans. Po wybuchu spędził noc w Bachmucie, później dzięki pomocy jednego z wojskowych udało mu się załatwić koła do samochodu i dołączyć do Grażyny w Pawłogradzie, skąd dotarli do Lublina.
Jak przyznał, podczas wybuchu został raniony odłamkiem, który jest tak mały i wszedł tak głęboko, że razem z lekarzami postanowili go nie ruszać. Jestem szczęśliwy, że żyjemy – powiedział.
Grażyna zauważyła, że to przytomność Kamila ją uratowała. Anestezjolog w Bachmucie obiecał mi, że za rok będę tańczyć i to jest mój plan na najbliższy czas – przyznała. Dodała, że cały czas jest na mocnych lekach przeciwbólowych.
Podała, że pierwszy raz na Ukrainę przyjechała w lipcu ubiegłego roku i spędziła tam łącznie cztery miesiące. Do Bachmutu i na pierwszą linię frontu – zastrzegła – na pewno nie wróci, ale chciałaby nadal pomagać na Ukrainie.
Dopóki tam będą najsłabsi potrzebujący, ta pomoc będzie z mojej strony zadeklarowana – powiedział Kamil. Nawiązując do przeżyć z Bachmutu zauważył, że jadąc tam z Grażyną mieli na sobie kamizelki kuloodporne, hełmy, ale znaleźli się w złym miejscu i czasie. W każdej chwili możesz zniknąć, zostać ciężko ranny. Strach nie jest paraliżujący. On przypomina ci, żeby wszystko było pod kontrolą, żeby rozglądać się gdzie możesz uciec – wyjaśnił.
Zdaniem Grażyny, wolontariusze wybierający pomoc na Ukrainie muszą mieć pełną świadomość ryzyka. Cały czas mieliśmy świadomość, że balansujemy na granicy życia i śmierci, że to, czy coś się wydarzy czy nie to jest loteria – stwierdziła.
Bachmut to jest piekło. Bardzo mnie uderzyło, że spotkaliśmy ogrom ludzi z niepełnosprawnością intelektualną. Znacznie więcej niż statystycznie być powinno – powiedziała. Jak wyjaśniła, takie osoby często są uwięzione w domach, bez dostępu do wody, nie potrafią same sobie zorganizować ewakuacji, mało kto jest zainteresowany przyjmowaniem ich u siebie, dlatego tam zostają.
O stan rannej kobiety pytał dziś Alinę Pospiszil, rzeczniczkę placówki nasz reporter Krzysztof Kot.
Niestety doszło do amputacji nogi – tutaj mówimy o goleniu – jeszcze przed przyjazdem do naszego szpitala. W tej chwili jest za wcześnie mówić, czy na pewno uda się uratować drugą nogę. Obecnie lekarze dokonują najwyższych starań, aby pacjentka wyszła ze szpitala w jak najlepszym stanie – mówiła.
Z kolei mężczyzna był ranny w nogę. Tu chodziło o wyciągnięcie znajdującego się w niej odłamka pocisku moździerzowego. Mężczyzna jest w stanie się poruszać. Wszystko wskazuje na to, że już niedługo będzie mógł pojechać do domu – dodawała w rozmowie z Krzysztofem Kotem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS