Choć sama mówi, że wystarczyłoby jej samo obcowanie z teatrem, a niekoniecznie gra na scenie, aktorstwo ma we krwi. Maria Maj, niegdyś aktorka alternatywna, może odrobinę niszowa, dziś jest też w mainstreamie. Choć nie uznaje określenia „gwiazda”, niewątpliwie jest gwiazdą Teatru Rozmaitości w Warszawie. Ale widzowie znają ją nie tylko z teatru, ale wielu filmów i seriali. „Wielka woda”, „Belfer”, „Wataha” czy „1983” to tylko promil w artystycznym Curriculum Vitae Marii Maj. Prywatnie jest babcią, prababcią i właścicielką kotki Wandy. Czyta wszystko, co da się przeczytać.
Wiktor Krajewski: Interesuje się pani tym, co media o pani piszą?
Maria Maj: Nie zajmuję się tym za bardzo.
Dlaczego?
Bo mnie to przeraża. Udzielanie wywiadów należy do mojego zawodu, ale wolałabym pozostać anonimowa, tym bardziej, że zwykle opowiadam o sobie szczerze. Zresztą później autoryzuję tekst, ale różne portale plotkarskie często wyławiają z tego smakowite kąski, publikują je i nie mam na to wpływu.
Media wyciągają na światło dzienne różne rzeczy. Nie napiszą o kimś, kto ma wszystko w porządku, bo to jest nieciekawe, dramaty się sprzedają. On rzucił ją, ona jego, raka pokonała, dziecko wyrzucili jej ze szkoły, jego zwolnili z serialu, zagląda do kieliszka, bo on złamał jej serce. Takie scenariusze! A później te komentarze pod tekstami. Wolę nie interesować się tym, co ludzie o mnie myślą.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS