A A+ A++

Pragnienie zmiany władzy w Warszawie jest w Brukseli tak silne, że w środku toczącej się wojny z satysfakcją doprowadzono by do ruiny graniczny kraj członkowski, byle osiągnąć cel” – zauważył Jan Rokita na łamach portalu Nowy Ład.

CZYTAJ TAKŻE: Jan Rokita w tygodniku „Sieci”: Rok niepokoju i rozchwiania. Wniosek jest jeden: w sylwestra 2022 r. warto zapomnieć o bożym świecie

Parlament Europejski i „furia ideologicznej złości”

Były polityk, a obecnie publicysta i komentator życia politycznego, zauważył że na początku polskiej obecności w UE, to Komisja i Parlament Europejski były większymi sojusznikami naszego kraju, aniżeli rządy państw grających pierwsze skrzypce w polityce europejskiej. Co się zmieniło i kiedy?

Wątpliwości zaczęły się pojawiać właśnie gdzieś koło 2011 r. po tym, jak po raz pierwszy Parlament Europejski wybuchł furią ideologicznej złości wobec świeżo uchwalonej konstytucji Węgier i w ultymatywnym tonie zażądał jej zmiany. Rzecz, jak wiadomo, poszła o kwestie światopoglądowe, gdyż w Brukseli uznano, iż Węgrzy uchwalili konstytucję „wsteczną”, a ich obowiązkiem wynikającym z członkostwa w Unii było uchwalić „postępową”. Z kolei Komisja w tym samym czasie zaczęła przygotowywać tzw. „ramy prawne”. Ostatecznie nigdy nie użyto ich przeciw Węgrom, ale za to już wkrótce miały się przydać do akcji przeciw Polsce

— przypomniał Jan Rokita.

Jak podkreślił, „rzecz była niebłaha”.

Ów koncept – co zwolennicy polskiego członkostwa podkreślali z żelazną konsekwencją od czasu kampanii przed referendum akcesyjnym – polegał bowiem na tym, że zakładano co prawda stopniowe pogłębianie wspólnoty, w tym także rozszerzanie jej na nowe polityki publiczne, jednak nawet w najczarniejszych snach nie zakładano, że przyszłą podstawą wspólnoty stać by się miała jakaś nowa postępowa ideologia. Integracja miała być przecież gospodarcza i polityczna, ale nie światopoglądowa. (…) Oto stało się jasne, że nie będzie głębokiej wspólnoty politycznej bez wymuszenia jedności ideologicznej

— dodał.

Unijny quasi-federalizm nie jest dobrą odpowiedzią na prawdziwie wielki kryzys”

Publicysta przywołał w swoim komentarzu dwa ważne wydarzenia, które obnażyły prawdę o funkcjonowaniu instytucji unijnych. Pierwszym był wybuch pandemii koronawirusa.

Bardziej uważnemu obserwatorowi epidemia ujawniła pewną ważną rzecz, którą wcześniej można było jedynie intuicyjnie przeczuwać. Ostry kryzys, wybuchły nagle, i to w dziedzinie, w której w Europie się go nie spodziewano, obnażył fałsz obowiązującej w Unii od lat retoryki, wedle której wspólnie łatwiej rozwiązuje się wszelkie problemy niźli odrębnie

— zauważył Rokita.

Po pandemii jedno stało się jasne: unijny quasi-federalizm nie jest dobrą odpowiedzią na prawdziwie wielki kryzys. Jest nim tylko państwo, którego potencjał (capacity – mówiąc językiem Fukuyamy) wymaga w Europie pilnego umocnienia zamiast nieustannego pełzającego rozkładu

— dodał.

Drugie wydarzenie to wojna Rosji przeciwko Ukrainie, która to ukazała zależność unijnych gospodarek od wrogich krajów, a nagłe odcięcie od Moskwy poskutkowało ogromnymi perturbacjami w Europie.

Praktycznie w niczym nie pomogło nieustanne poszerzanie władztwa Komisji przez fakty dokonane, zwłaszcza odkąd na jej czele stanęła pani von der Leyen. Podobnie jak przy okazji epidemii, tak i tym razem okazało się, iż to błędy polityki państw członkowskich miały kluczowy wpływ na wybuch kryzysu energetycznego i tylko gwałtowna korekta ich polityki, z Niemcami na czele, stanowić może ratunek. Ani zaraza, ani wojna nie dostarczyły nawet słabych dowodów na efektywność instytucji wspólnotowych w sytuacjach granicznych dla Europy

— czytamy.

Komisja zyskała de facto moc rozkazywania”

Jednak w ocenie Jana Rokity jest pewien wyraźny wyjątek, a mowa o uwspólnotowieniu długu publicznego, co nazwał „krokiem rewolucyjnym”.

Umożliwił bowiem tak daleko idące rozszerzenie metody wspólnotowej, że Komisja pod kontrolą Parlamentu Europejskiego zyskała de facto (a tylko to w polityce się liczy) moc rozkazywania państwom członkowskim we wszystkich dziedzinach ich polityki, aż do określania treści konkretnych aktów prawnych, decyzji administracyjnych, wyroków sądowych, a nawet decyzji personalnych

— napisał, dodając przy tym, że „biurokracja unijna wywalczyła sobie prawo decydowania w państwach członkowskich o wszystkim, o czym tylko aktualnie chce decydować”.

Pragnienie zmiany władzy w Warszawie jest w Brukseli tak silne, że w środku toczącej się wojny z satysfakcją doprowadzono by do ruiny graniczny kraj członkowski, byle osiągnąć cel. Stąd właśnie bierze się dzisiejszy problem Polski z Unią

— spuentował Jan Rokita.

olnk/nlad.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzez awarię wodociągową zapadł się chodnik. W dziurę wpadł samochód
Następny artykułUrazy ciała i martwe ptaki. Tak wyglądał sylwester w Łodzi, jeśli chodzi o bezpieczeństwo