Koncert słoweńskiego kolektywu był czterokrotnie przekładany przez sami wiecie jaką sytuację na świecie. Kolekcjonerski bilet jaki otrzymałem przy wejściu (w zasadzie przy wyjściu) opatrzony jest datą 24.05.2020 i przypomniał mi że pierwotnie miał odbyć się jeszcze w ramach trasy The Sound of Music…
To już szczęśliwie jest historia, cieszmy się, że sytuacja koncertowa w tym roku unormowała się i nareszcie długo przekładane sztuki doszły do skutku. Niestety międzyczasie na świecie wydarzyło się bardzo dużo… głównie znów okazało się, że przedwcześnie okrzyknięto koniec historii…
Laibach nie próżnował, opracował ambitne multimedialne projekty takie jak Wir Sind Das Volk (Ein Musical aus Deutschland). W którym Słoweńcy zmierzyli się z twórczością Heinera Müllera tworząc polityczny spektakl, który miał premierę w Hau (Berlin) w 2020r. Podsumowany albumem o takim samym tytule.
Drugim jest symfoniczna adaptacja powieści Vladimira Bartola pt. Alamut (1939) – zadedykowanej Benito Mussoliniemu, poświęconej XI wiecznej Persji, słynnej sekcie asasynów. O ile pierwszy projekt zaowocował albumem, sztuką teatralna, koncertami tak drugi jest wciąż rozkręcającym się projektem. W tym celu Laibach nawiązał współpracę z irańskimi artystami.
Międzyczasie jednym niefortunnym/niefortunnie odczytanym wpisem na Facebooku sprowokował część obserwujących profil do wylania potoku pomyj. W domyśle mających (o naiwności) przekreślić niesamowitą, ponad czterdziestoletnią działalność i twórczość…
To dziwne wszak od zawsze Słoweńcy dzierżyli oręż nadidentyfikacji z czerwonymi totalitaryzmami. Przez to ich twórczość jest antyszowinistyczna i przede wszystkim antytotalitarna. Średnio ogarnięty słuchacz Laibach zdaje sobie sprawę z powyższego a niestety na oficjalnym profilu jacyś nieustraszeni wojownicy internetu chcieli ich sprowadzić do miana „suk Putina”. Niedługo później zagrali specjalny, intensywny koncert, pojawiło się oświadczenie nie tyle prostujące co wyjaśniające stanowisko Laibach do całej gównoburzy, którą sprowokowali.
Przez to wszystko z potężną obsuwą wydana zostanie EP Love is Still Alive (2023) nawiązująca do ścieżki dźwiękowej do filmu Iron Sky. Inwazja (2019). Obecnie w streamingu śmiga pierwszy fragment a niniejsza trasa w ramach którego odbył się 3.11.22 w krakowskim Kwadracie promuje owo nadchodzące wydawnictwo. Ta utrzymana w konwencji country humoreska grana była jeszcze na koncertach przed pandemią. Przy okazji pierwszej części filmu Iron Sky (2012) Laibach przygotował ścieżkę dźwiękowa oraz remix utworu „B-Mashina” pochodzącego jeszcze z WAT (2003) – traktujący o śmiałym planie eksploracji kosmosu. W tym kontekście „Love is Still Alive I (Moon Euphoria)” traktować można jako postapokaliptyczny sequel. Historia o tym, że ludzkości znów coś nie pykło. Opowiadana przez ziemskiego pilota kosmicznej ciężarówki tęskniącego za Ziemią. Dodającego sobie animuszu i umiejącego sobie podróż mrucząc pod nosem synth country.
Pierwszą część koncertu poświęcono nadchodzącej EP: zagrano „Love is Still Alive” w ośmiu wersjach (sic). Podobny zabieg Laibach popełnił produkując cover album z kilkoma wersjami „Sympathy for the Devil” Stonsów. Album składał się z dwóch EPek zebranych tworzących specyficzny ale jednak LP. Jak widać po trzydziestu latach Laibach postanowił z powodzeniem powrócić do tej formuły tym razem z autorskim materiałem.
Krautrock is still alive…
Osiem wersji (bazującej na oryginale country) pod rząd to jednak odważny krok. Była to wspaniała okazja do przedstawienia swoistej historii muzyki elektronicznej uzupełnionej o kapitalne wizualizacje, które potęgowały wrażenia. Podczas tych czterdziestu kosmicznych minutach przewinęła się cała popkulturowa galaktyka: synthpop, ambient, space rock, berlińska szkoła, ośmiobitowe gry, panspermia, Kim Dzong Un, suczka Łajka, Pan Spock, Darth Vader, wódz Apaczów Winnetou (od tyłu),
Laibach wyświetlał puszczony od tyłu fragment z radosnym rdzennym mieszkaniec Ameryki Północnej prawdopodobnie nieprzypadkowo. W Niemczech książki Karola Maya, wraz z równie popularną ekranizacją padły ofiarą ideologicznego, złośliwego nowotworu politpoprawności – zwanym woke culture. Rzeczywiście jak tak dalej pójdzie będziemy musieli bronić twórczości Sienkiewicza.
Innym symbolicznym komentarzem wymierzonym w absurd woke culture Stanów wzór koszulka z trasy przedstawiający element wizualizacji imitującej ośmiobitową grę. W owej adaptacji wokalistka stała się niespodziewanie pigmentdodatnia co dotknęło choćby elfy z wiedźmińskiego cyklu Andrzeja Sapkowskiego w serialu The Witcher (2019-).
Ogromne wrażenie sprawiała spójność retro-elektronicznych wersji z udziałem wokaliz przetworzonych przez vocoder. Oddawało to ducha pionierów lat 70. atmosferę potęgowała genialna kompozycja wizualizacji. Mieszanka science fiction, prawdziwych zdjęć ciał niebieskich i kosmosem powiększonych komórek istot żywych. Skrajna potęgą nieskończonej przestrzeni zestawiona z tym co najmniejsze. W obu przypadkach obserwacja jest możliwa dzięki oku uzbrojonemu w dobrodziejstwa odpowiednich instrumentów.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS