Snując refleksje o wielkiej radości zakończyliśmy owocami Ducha. Celowo. Z radością jest bowiem jak ze łzami. Są płynące z oczu i są obmywające serce. Pierwszymi niejako dzielimy się z bliźnimi, drugie widoczne są jedynie dla Boga. Stąd możemy wysnuć wniosek, że nie każdy „obnoszący się z powagą” jest pozbawiony radości. Ale i nie każdy śmiejący się jest radosny. Choć – oczywiście – idealną jest sytuacja, gdy radość serca promieniuje z oczu i wyraża się w gestach. Jej wzorem mogą być na przykład uczniowie wracający z misji (por. Łk 10,17). „Radość ta – zauważa Franciszek – jest znakiem, że Ewangelia była głoszona i przynosi owoce” (Ge 21).
Zanim uczeń wróci i opowie o dokonanych w sercach ludzkich dziełach, najpierw Ewangelia musi w nim samym zasiać ziarno i zaowocować. Początkiem jest – idąc śladem papieskiej adhortacji Gaudete et exsultate – spotkanie z Jezusem. „Radość Ewangelii napełnia serce oraz całe życie tych, którzy spotykają się z Jezusem. Ci, którzy pozwalają, żeby ich zbawił, zostają wyzwoleni od grzechu, od smutku, od wewnętrznej pustki, od izolacji” (1). To spotkanie „łaską, o którą powinniśmy prosić. Apostołowie nigdy nie zapomnieli chwili, gdy Jezus poruszył ich serca: «Było to około godziny dziesiątej»” (J 1, 39) (Ge 13).
Wspomnienie godziny Janowej jest dobrym momentem, by od mającego indywidualne cechy spotkania przejść do Kościoła. Czym jest radość Kościoła? Apostoł pisze: „A mieć z nami współuczestnictwo znaczy: mieć je z Ojcem i Jego Synem Jezusem Chrystusem. Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna” (1J 1,3b-4). „Pełnia tej radości – komentuje Święty Augustyn – polega, zdaniem Jana, na tejże łączności, miłości i jedności”. Możemy zatem powiedzieć, że w Kościele jest pełnia radości, ponieważ jest wspólnotą zbawionych, wyzwolonych z grzechu i zjednoczonych w miłości.
Z tą wspólnotą – zauważy ktoś – bywa różnie. Bycie w niej częściej rodzi napięcia niż jest źródłem radości. Ojciec Leon, z właściwym sobie poczuciem humoru, powiedział w jednym z wywiadów: „Kiedy mnie ochrzczono, dostałem do ręki bilet. Wsiadłem do pociągu, którym jest moje powołanie. Na pewno pociąg jest dobry – to jest podstawa radości. Mogę się z kimś pokłócić w czasie jazdy, mogę zrobić coś głupiego, ale dopóki nie wysiądę, pociąg przybliża mnie do celu” (O radości, Kraków 2004). Oczywiście – podkreśla ojciec Leon – tak pojętą radość można zrozumieć „tylko na gruncie wiary” (tamże).
Tym samym dochodzimy do ważnego wniosku. Radość Kościoła nie płynie z faktu: ty mnie lubisz – ja ciebie lubię (choć tego nie wyklucza); dobrze jest mi być z tobą (choć tego nie wyklucza); tworzysz fantastyczną atmosferę (choć tego nie wyklucza); masz wszystkie odpowiadające mi cechy charakteru (choć i tego nie wyklucza). Dlaczego? Bo i poganie tak czynią (por. Mt 5,47). Jest tylko jedno źródło radości Kościoła: W Chrystusie Bóg „napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym (…) wybrał nas przed założeniem świata (…) przeznaczył nas dla siebie (…) w Nim mamy odkupienie Jego krew – odpuszczenie występków (…) po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu” (Ef 1,3-12). Kto szuka w Kościele innej radości, ten jej nie znajdzie.
Na koniec skojarzenie. „Zwiastuję wam radość wielką” – tymi słowami zwrócił się anioł do pasterzy i tymi samymi słowami Kościół obwieszcza wybór kolejnego następcy Świętego Piotra. Tamtym ogłosił Zbawiciela, nam ogłasza zbawienie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS