Powstańcy odpierają ataki Niemców w Śródmieściu i na Powiślu, na Starym Mieście udaje się powstrzymać natarcie od strony mostu Kierbedzia przez plac Zamkowy. Oddziały ppłk. Jana Mazurkiewicza „Radosława” utrzymują nadal rejon cmentarzy, osłaniając Stare Miasto. Na Ochocie Powstańcy muszą opuścić płonące zabudowania „Reduty Kaliskiej”. Trwa szturm nieprzyjaciela na Redutę Wawelska 60. Na Mokotowie pułk „Baszta” zajmuje obszar ograniczony ulicami: Puławską, Szustra, Al. Niepodległości i Woronicza. Oddziały powstańcze na Dolnym Mokotowie nadal utrzymują pozycje w rejonie ulic Mączna, Przemysłowa, Rozbrat, Szwoleżerów i Podchorążych.
Sytuację powstańców utrudniają kolejne bombardowania przeprowadzone 9 sierpnia przez niemieckie lotnictwo.
W Moskwie Stalin deklaruje premierowi Stanisławowi Mikołajczykowi pomoc lotniczą dla Warszawy.
Tak 9 sierpnia 1944 roku, wspomina 22-letnia wówczas mieszkanka Warszawy:
„Nowy etap w naszym życiu rozpoczął się 9 sierpnia o godz. 12, kiedy to jeszcze przez otwór w ścianie spalonego domu nr 4 przy ul. Trębackiej wpadło na podwórze naszego domu 2 Niemców z karabinami maszynowymi w rękach wołając: „Drei Minuten, alles raus”. Obaj Niemcy mówili po polsku. W międzyczasie napłynęło na nasze podwórko jeszcze 3 Niemców. Na wstępie dowiedzieliśmy się, że mamy 3 minuty do wyjścia, gdyż po upływie tego czasu cała dzielnica będzie zrównana z ziemią bombami z samolotów; w naszym więc interesie będzie wynieść się jak najszybciej. Wszyscy mieszkańcy mieli się zebrać na podwórku i ustawić czwórkami, mężczyźni na przód, kobiety i dzieci w tyle. Nie wolno było np. iść po rzeczy do piwnicy, o ile ktoś znajdował się w chwili wtargnięcia Niemców w mieszkaniu, lub też odwrotnie. O ile kogoś Niemcy zastali na podwórku lub na klatce schodowej, nie wolno im było ruszać się w ogóle po żadne rzeczy. Zgodnie z rozkazem wszyscy zebrali się na podwórku, naturalnie jeszcze przed upłynięciem owych 3 minut. Pomimo tego przetrzymano nas jeszcze na podwórku co najmniej 20 minut, w którym to czasie wymyślano nam W ordynarny sposób, że pomagamy bandytom, bo gotujemy im jedzenie, nosimy broń, kopiemy przejścia z jednego domu do drugiego itp. Wszystkie tego rodzaju przemówienia były przerywane strzelaniem z karabinów maszynowych w górę lub w okna. W pewnym momencie wyciągnięto z szeregu właściciela domu i kazano mu iść razem z Niemcami na górę jednej z klatek schodowych, prawdopodobnie, żeby razem podpalić dom. Właściciel ów, pan w wieku ok. 60 lat, chory na serce, zemdlał na schodach, został więc natychmiast zabity przez owego Niemca. Teraz przystąpiono do zapalania domu: podpalano każde piętro osobno (płytkami), na dole meble oblano benzyną i podpalono. To wszystko działo się w naszej obecności; wyprowadzono nas następnie na sąsiednią posesję, gdy dym gryzł już w oczy. Prowadzono nas nie ulicami, ale przez dziury wybite w ścianach lub piwnicach, przy czym dawano minimum czasu do przelezienia przez wszystkie te otwory. Prowadzono nas z podwórka na podwórko, gdzie powtarzały się mniej więcej te same sceny. Wszędzie podpalano dom w naszej obecności i wyprowadzano dopiero wtedy, gdy zaczynaliśmy się już dusić od dymu. Cały czas towarzyszyło nam strzelanie z karabinów ręcznych dla jak największego zastraszenia nas. Strzelano do ołtarzyków na poszczególnych podwórkach (np. w takt jakiegoś fokstrota granego na pianinie w zapalonym już przez Niemców mieszkaniu), do okien, do różnych kadzi z wodą, psów, w górę dla postrachu i wreszcie do ludzi, którzy byli chorzy lub starzy i nie mogli iść wystarczająco szybko, lub gdy nie mogli dać sobie rady z przejściem przez te wszystkie dziury, piwnice itd. W naszych oczach została zabita staruszka w wieku ok. 70 lat i druga kobieta młodsza, która miała nogę w aparacie. Na jednym podwórzu nastawiono na nas karabin maszynowy i nałożono nową taśmę nabojów ze słowami: „Jeżeli ktokolwiek się ruszy, zostaniecie wszyscy rozstrzelani”. W tym czasie przystąpiono do zabierania nam zegarków, pierścionków, bransoletek itp. kosztowności. Zaznaczam, że cały czas jesteśmy w rękach oddziałów SS, a nie Ukraińców. Następnie usłyszeliśmy, że jeżeli nie oddamy win, wódek, jakie mamy przy sobie, żołnierze przystąpią do rewizji naszych rzeczy. Nadmienić trzeba, że prawie wszyscy SS-owcy są już częściowo nietrzeźwi. Wymyślają nam (kobietom) coraz ordynarniej, że Polki to prostytutki, a nawet używają jeszcze ostrzejszych wyrazów, że każda z nas ma brata-bandytę polskiego, męża-bandytę polskiego lub syna-bandytę polskiego”.
Tekst powstał na podstawie materiałów Muzeum Powstania Warszawskiego
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS