W startującym lada moment Australian Open oczy nie tylko Polski, ale całego świata będą zwrócone na Igę Świątek. Liderka globalnego rankingu postara się o podbicie kolejnej wielkoszlemowej sceny. W zupełnie innej sytuacji znajduje się Hubert Hurkacz, który najpierw musi udowodnić, że gra o najwyższą stawkę wcale go nie paraliżuje. To dwie kwestie, które intrygują nas przed turniejem w Melbourne. Ale warto wspomnieć też o paru innych. Oto siedem kluczowych pytań dotyczących tegorocznej edycji Australian Open.
Czy Iga podbije kolejny Szlem?
Jakże wiele zmieniło się przez ostatni rok. Do poprzedniego Australian Open Iga Świątek podchodziła bez wielkiej presji, jako rozstawiona z siódemką 20-latka. Tym razem będzie już zdecydowaną faworytką do zdobycia tytułu. Szczególnie biorąc pod uwagę absencję Ashleigh Barty, która ostatnio na korcie w Melbourne była niedościgniona. Polka tak naprawdę nie ma ani jednej rywalki, której powinna się szczególnie bać.
Choć trzeba też przyznać, że Iga nie wygląda na aż „nietykalną” jak w połowie poprzedniego sezonu. Na początku stycznia boleśnie przegrała z Jessicą Pegulą w United Cup. Wcześniej nie sprostała Elenie Rybakinie, a także poniosła porażkę z Aryną Sabalenką w półfinale WTA Finals. Są momenty, w których rywalki faktycznie znajdują sposób na polską tenisistkę. Ale możemy też popatrzeć na ranking WTA, w którym Świątek ma… ponad dwa razy więcej punktów niż wiceliderka Ons Jabeur. To kompletna dominacja (11025 a 5140). Polscy kibice mogą spokojnie liczyć tygodnie, w których Polka będzie przebywać na szczycie światowego zestawienia.
W rozmowie z mediami Iga zaznaczyła, że nie zamierza przeprowadzać w swoich metodach pracy rewolucji. – Dla mnie celem jest bycie solidną i nie zmienianie za wiele. To działało, więc czemu miałabym sporo zmieniać? Jak popatrzysz na najlepszych i najbardziej regularnych tenisistów – to nie jest tak, że Novak znacząco zmienił swój styl gry od tego, co prezentował parę lat temu. Myślę, że to kluczowe, aby utrzymywać tę regularność i pewność w swojej grze – mówiła (za WTA).
Liczymy, że podejście Polki okaże się słuszne. Jeśli chodzi o drabinkę: Iga trafiła na zaskakująco wymagającą rywalkę w pierwszej rundzie. Jule Niemeier (69. w rankingu) to 23-latka, która miała bardzo udany poprzedni sezon. Co ciekawe… zabrała Świątek seta w 4. rundzie US Open. W drugiej rundzie Polkę może natomiast czekać mecz z Panną Udvardy (89.) lub Camilą Osorio (86.). Schody zaczną się tak naprawdę od 1/8, gdzie w potencjalnej drabince spotykają się Polka i Danielle Collins, jej ubiegłoroczna pogromczyni. Chyba że Amerykankę pokona Rybakina – mistrzyni Wimbledonu, która wygrała z Igą w grudniu.
Jeśli chodzi o potencjalnie najgroźniejsze rywalki – z Ons Jabeur Świątek spotka się oczywiście najwcześniej w finale. Tak samo jak ze zwyciężczynią WTA Finals, czyli Caroline Garcią. Cori Gauff? Ona może zagrać ze Świątek w ćwierćfinale. A Jessica Pegula? W półfinale.
Takie wyliczenia powinniśmy jednak traktować głównie w kategorii ciekawostek. Iga Świątek w najwyższej formie to tenisistka, której raczej nie da się w obecnym tourze zatrzymać. Kwestia jest tylko taka, czy faktycznie Polka będzie grała na australijskich kortach na sto procent możliwości.
Czy Nole wróci na tron?
Tygodnie przed Australian Open były dla Novaka Djokovicia zaskakująco spokojne. Wydawało się, że skoro w poprzednim roku został deportowany z Australii, jego powrót do tego kraju nie obędzie się bez komplikacji. Ale jednak – „Nole” już w połowie listopada mógł spać spokojnie. Podobnie jak wszyscy niezaszczepieni tenisiści. Władze kraju gospodarzy wielkoszlemowego turnieju nie zamierzały zabraniać im udziału w rywalizacji.
Tym samym z miejsca wykreował się nam faworyt do zdobycia singlowego tytułu u panów. Bo raz, że Djoković w Australian Open triumfował aż dziewięciokrotnie, co jest rekordem wszech czasów. A dwa, że ostatnio jest w kapitalnej formie.
Gdyby doliczyć Serbowi punkty z Wimbledonu, to znowu znajdowałby się na pierwszym miejscu światowego rankingu. Jego wyniki mówią same za siebie. Parę dni temu wygrał turniej w Adelajdzie. A wcześniej triumfował w ATP Finals, a także w Astanie oraz Tel Awiwie.
Tak naprawdę w ciągu ostatniego półrocza Nole musiał tylko raz uznać wyższość rywala w ważnym meczu. Było to finale zawodów ATP w Turynie, gdy pokonał go Holger Rune. Rewelacyjny 19-latek jest zapewne jednym z niewielu tenisistów, którzy mogą zagrozić Novakowi w nadchodzącym turnieju. Kogo jeszcze możemy wymienić? Saschę Zvereva, który jednak wraca po kontuzji i jego forma jest zagadką. Albo Caspera Ruuda, Daniiła Miedwiediewa czy Stefanosa Tsitsipasa (dwaj ostatni mieli już świetne występy w AO). Ale na nich Djoković od dłuższego czasu znajduje sposób.
Carlos Alcaraz? On pewnie byłby faworytem numer dwa, gdyby z udziału w rywalizacji nie wykluczyła go kontuzja. Jakbyśmy tego nie analizowali – Novak ma wszystko, żeby po raz dziesiąty wygrać turniej w Melbourne. I trudno będzie go zatrzymać.
Choć jest jeden zawodnik, która zrobi wszystko, żeby utrzeć Serbowi nosa.
Jaką formę pokaże Nadal?
Co tu dużo gadać: Rafa Nadal miał rewelacyjny sezon 2022. Lepszy, niż ktokolwiek zakładał. Tak naprawdę przez cały rok przegrał tylko jedno spotkanie w Szlemie, kiedy w US Open zaskoczył go Frances Tiafoe. Grę w Wimbledonie musiał przerwać przez kontuzję. A pozostałe wielkoszlemowe turnieje oczywiście wygrywał.
To właśnie Hiszpan będzie zatem bronił w Melbourne tytułu. Sęk jednak w tym, że jego forma jest nieco zagadką. Nie można powiedzieć, żeby problemy zdrowotne szczególnie pokrzyżowały Rafie plany (patrząc ile i tak wygrywał), ale jednak stracił przez nie sporo turniejów, szczególnie w drugiej części sezonu.
Nadal jednak ostatnio mało nie tylko grał, ale i mało wygrywał. Na to uwagę zwrócił choćby Mats Wilander, najbardziej znany tenisowy ekspert i oczywiście w przeszłości wybitny tenisista (za Eurosportem):
– Jego forma będzie wielką zagadką w pierwszym rundach, bo kiedy przegrałeś sześć z ostatnich siedmiu meczów i pomyślisz, że nie wygrałeś dwóch spotkań z rzędu od czasu US Open, to nie będzie dobre dla twojej pewności siebie. A dobre dla pewności siebie twoich rywali. Ale kiedy Rafa zostanie przetestowany i przedrze się do ćwierćfinału, to wszystko nie będzie już miało znaczenia. Bo mówimy o 22-krotnym mistrzu wielkoszlemowym i obrońcy tytułu.
To dobre podsumowanie sytuacji Rafy. 36-latek nigdy nie był wybitnym okazem zdrowia i to już norma, że często podchodzi do zawodów po krótkiej przerwie (bo długie akurat rzadko mu się zdarzają). Ale kiedy złapie rytm i luz, to zawsze jest w stanie pozamiatać resztę stawki. To po prostu tak wybitny sportowiec.
Odpadnięcie w 1/8 albo ćwierćfinale? To scenariusz, który można sobie wyobrazić. Ale Rafa przy sprzyjających wiatrach jest w stanie ugrać w Melborune naprawdę wiele. Po raz kolejny. Osobnym smaczkiem jest oczywiście jego wielkoszlemowa rywalizacja z Djokoviciem – jeśli Hiszpan zatriumfuje w AO, odskoczy Serbowi na dwa tytuły. A parę miesięcy później przystąpi do swojego ulubionego turnieju.
Jest zatem o co grać. Motywacji Nadalowi na pewno nie zabraknie.
Czy Ons i Ruud wreszcie dopną swego?
Ons Jabeur oraz Casper Ruud od paru lat nie są już anonimowymi postaciami w świecie tenisa. Sezon 2022 był jednak dla nich absolutnie przełomowy. Oboje weszli na poziom, którego nigdy wcześniej nie prezentowali.
Tunezyjka wielki sukces odniosła już za sprawą bycia pierwszą Arabką w historii skwalifikowaną w najlepszej dziesiątce rankingu. Ale na tym nie poprzestała. Oglądaliśmy ją w finale Wimbledonu oraz US Open, a także finale zawodów rangi Masters – w Rzymie oraz Madrycie. Ostatecznie wygrała jednak tylko ostatnie z tych zawodów.
Jabeur wielokrotnie musiała choćby uznać wyższość Igi Świątek, ale i tak zapracowała na miano drugiej rakiety WTA. Zrobiła olbrzymi progres. Tak to jednak wygląda, że nikt nie będzie usatysfakcjonowany drugimi miejscami.
Dlatego celem Ons na sezon 2023 musi być wygranie choć jednych naprawdę prestiżowych zawodów. Czy Tunezyjka ma szansę na triumf w Australian Open? Grać na kortach twardych potrafi (zresztą jest bardzo wszechstronna, jeśli chodzi o nawierzchnie) ale patrząc na ostatnie tygodnie: dawno nie widzieliśmy Ons w formie z US Open czy Wimbledonu. Parę dni temu przegrała w Adelajdzie z 18-letnią Lindą Noskovą. To nie zwiastuje rewelacji we „właściwym” australijskim turnieju. Choć wiadomo – Jabeur zapracowała na taką pozycję w kobiecym tourze, żeby być w szerokim gronie faworytek każdej imprezy, w jakiej występuje.
Podobnie sprawy mają się z Casperem Ruudem. Norweg też znalazł się na fali wznoszącej i dwukrotnie doszedł w 2022 roku do finału Szlemów. We French Open pokonał go jednak Nadal, a w US Open – po naprawdę zaciętym boju – Alcaraz.
Casper jest pewnie jeszcze bardziej regularny niż Ons. Ale na ten moment nie ma tego czegoś, co pozwala nam myśleć, że jest w stanie zagrozić Nadalowi czy Djokovicowi w najlepszej formie.
Patrząc na drabinkę Australian Open: Ruud już w trzeciej rundzie powinien zmierzyć się z zawsze mocnym Matteo Berrettinim. Później może napotkać Saschę Zvereva, a drogę do finału blokuje mu właśnie Novak. Łatwo zatem nie będzie, ale kto wie – może w przypadku Ruuda zadziała przysłowie „do trzech razy sztuka”?
Czy Hurkacz udowodni, że potrafi grać w turniejach wielkoszlemowych?
Hubert Hurkacz wygrał w swojej karierze pięć turniejów rangi ATP. Jednak sukces, z którym najbardziej jest kojarzony, miał miejsce w Wimbledonie w 2021 roku. Gdy sensacyjnie pokonał Daniiła Miedwiediewa, a potem – na drodze do półfinału – ograł Rogera Federera.
Tamten występ nie zmienia jednak jednej rzeczy: Hurkacz wciąż nie za bardzo potrafi grać w zawodach wielkoszlemowych. Statystyki po prostu nie kłamią. 25-latek tylko raz – właśnie w Londynie – przedarł się dalej niż do 4. rundy Szlema. I tylko dwukrotnie(!) wygrał więcej niż jeden mecz w singlowej edycji Australian Open, Roland Garros, US Open lub Wimbledonu.
Ktoś mógłby powiedzieć: Polak ma jeszcze czas. I to prawda, ale jednak patrząc na wiek Hurkacza, jego potencjał oraz wyniki w ostatnich latach: przyszedł najwyższy czas, żeby złapał wysoką regularność również w najważniejszych turniejach.
Australian Open może stanowić dla niego świetną okazję. Hubi oczywiście potrafi grać na kortach twardych. Może też wykorzystać gorszą formę czy absencje kilku zawodników z czołówki. No ale właśnie: problemem Polaka często nie jest słaba gra z mocnymi tenisistami, a wpadki z tymi graczami, którzy w teorii nie powinni mu zagrozić.
Pierwsza runda przyniesie Hurkaczowi mecz z Pedro Martinezem (58. miejsce w rankingu). Potem może zmierzyć się ze zwycięzcą pary Lorenzo Sonego – Nuno Borges. W 1/16 natomiast z Denisem Shapovalovem, w 1/8 z Miedwiediewem, a w 1/4 z Rafą Nadalem.
Możemy tak analizować, ale to nie ma wielkiego sensu. Bo Polak musi zacząć od podstaw, od samego dołu. I po prostu zacząć wygrywać. Nie dopuszczać do „niespodzianek” i przedwczesnych powrotów do domu. Wielką rolę będą odgrywać nie tyle umiejętności (bo te wrocławianin ma zwyczajnie większe niż Martinez, Sonego czy Borges), a psychika, spokój, pewność siebie.
W najbliższych dniach przekonamy się zatem, czy 11. gracz rankingu ATP dojrzał już do tego, żeby pokazywać pełnię swojego talentu również na wielkiej scenie.
Na kogo będą mogli liczyć gospodarze?
Poprzednia edycja Australian Open będzie wspominana choćby ze względu na zamieszanie z Novakiem Djokoviciem czy ostatni wielki występ Ash Barty. Wielkie rzeczy działy się jednak też poza turniejami singlowymi. Otóż pierwszy wielki tytuł w karierze zdobył wówczas Nick Kyrgios (w deblu, ze swoim przyjacielem Thanasim Kokkinakisem). Australijczycy, będący gospodarzami turnieju, mieli zatem sporo powodów do radości.
Teraz jednak – ze względu na emeryturę Barty – trudno będzie o powtórkę z rozgrywki. Gdzie zatem miejscowi kibice z Melbourne będą mogli szukać szans na dobre wyniki swoich ulubieńców?
Możemy wrócić do Kyrgiosa. Sęk jednak w tym, że 27-latek akurat nieco stracił formę. Końcówka 2022 roku była dla niego mało udana. Na turniej singlowy w Melbourne oczywiście się zmotywuje, ale trudno się spodziewać, żeby doprowadził do powtórki z Wimbledonu i znowu zaszedł do finału. A debel? Nick jednak nie jest specjalistą od tej formy gry. Sam ostatnio przyznał, że nie wie, czy znowu połączy siły z Kokkinakisem.
Kogo poza nim mają Australijczycy? Alexa de Minaura, który jest młody i może przebijać się w górę rankingu, ale w karierze tylko raz zaszedł do 1/4 turnieju wielkoszlemowego. A u pań: Ajlę Tomljanovic, która zasłynęła tym, że pokonała Serenę Williams w jej ostatnim meczu w karierze.
29-latka miała zresztą bardzo udany sezon (dwa ćwierćfinały Szlemów). Z drugiej strony wciąż bardzo daleko jej do ścisłej czołówki rankingu (35. miejsce). Choć patrząc na to, jak nieprzewidywalny jest kobiecy tenis: to być może ona powinna być największą nadzieją Australii na powtórzenie sukcesu Barty.
Gospodarze turnieju nie będą mieli zatem specjalnie mocnych przedstawicieli, ale za to takich, którzy cieszą się sporą popularnością. Tak się bowiem składa, że to na Kyrgiosie i Tomljanovic w dużej mierze skupili się twórcy netflixowej produkcji „Break Point”, traktującej o życiu tenisistów w tourze.
Czy któraś z mistrzyń pokaże wielką formę?
W Australian Open nie zobaczymy Naomi Osaki, która jest w ciąży, ale swój udział potwierdziło sporo innych mistrzyń wielkoszlemowych z lat 2019-2022. Sęk jednak w tym, że żadna z nich… nie prezentuje obecnie wysokiej formy.
Elena Rybakina widocznie spowolniła po wygraniu Wimbledonu. Od lipca nie udało jej się zatriumfować w żadnym innym turnieju. Ba, w styczniu zdążyła przegrać… już dwa mecze. Najpierw z Martą Kostiuk, a potem z Petrą Kvitovą. Od dawna – mimo październikowego triumfu w Ostrawie – formy nie potrafi też ustabilizować Barbora Krejčíkova, której jednak dużą część poprzedniego sezonu zabrała kontuzja i rehabilitacja po niej. A Bianca Andreescu czy Emma Raducanu? Te młode mistrzynie wielkoszlemowe wciąż nie są w stanie pozbyć się łatki „zawodniczki jednego turnieju”. Brytyjka zresztą do ostatnich chwil przed Australian Open walczyła z urazem.
Wspomnieć można jeszcze o Sofii Kenin, której karierę również ostatnio znacząco spowolniły problemy zdrowotne. Amerykanka, mistrzyni Australian Open sprzed trzech lat, wypadła już nawet poza pierwszą dwusetkę rankingu WTA. Ale ona akurat dała ostatnio przebłysk niezłej dyspozycji. W turnieju w Adelajdzie wygrała aż trzy mecze i dotarła do półfinału. Choć oczywiście – ze względu na niską pozycję w światowym zestawieniu – nie będzie jej łatwo o sukces w Australian Open. Już w pierwszej rundzie zmierzy się bowiem z Wiktorią Azarenką.
To wszystko sprawia, że – jeśli ktoś zatrzyma Igę Świątek – to bardzo możliwe, iż będziemy mieli w Melbourne nową triumfatorkę Szlema. A już niemal na pewno nową mistrzynię Australian Open. Bo te zawody od 2017 roku wygrywały… Serena Williams, Caroline Wozniacki, Naomi Osaka, Sofia Kenin oraz Ashleigh Barty. Najpewniej tylko jedna z nich będzie w sezonie 2023 obecna na kortach, a trzy już na dobre zakończyły karierę.
Fot. Newspix.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS