A A+ A++

Pociąg – element slow life

Domeną naszych czasów są samoloty, bo pozwalają szybko przemieścić się z jednego krańca świata na drugi. W ciągu kilku godzin możemy z ulic Starego Miasta w Gdańsku przenieść się na La Ramblę w Barcelonie, Bairro Alto w Lizbonie, czy na nowojorski Manhattan. I choć też korzystam z samolotów, to hołubię idei slow life. Zamiast szybko, wolę wolniej, bo szybkość to problem naszych czasów.

Wszystko robimy szybko i chcemy mieć szybko. Wybieramy szybkie jedzenie, bo szkoda nam czasu na czekanie. Zamiast zaczekać na miłość, idziemy na szybkie randki. Zamiast solidnej, ciężkiej pracy, szukamy szybkich i łatwych pieniędzy. Zamiast powolnego docierania do celu, wybieramy najszybszą drogę. Szybko żyjemy i szybko umieramy.

Dlatego gdy tylko mogę, wybieram nieco wolniejszy od samolotu środek transportu, właśnie w duchu slow life. Kiedy nie jadę rowerem, wsiadam do pociągu. Może nie byle jakiego, jak śpiewała Maryla Rodowicz, ale do pociągu, w którym odnajduję czas: dla siebie, na przemyślenia, na nasycenie oczu krajobrazami przewijającymi za oknem. Na spokojne poczytanie książki.

Szczególnie cenię strefę ciszy, w której czuję się nieco jak w bibliotece uniwersyteckiej, w której w studenckich czasach szukałam spokoju do nauki. W pociągu jednak jest znacznie lepiej. Kelner przyniesie obiad lub kawę do stolika, a gdy w zamyśleniu nad kolejnym akapitem książki, spojrzę za okno, widzę przesuwające się za oknem malownicze krajobrazy.


Magia pociągu

Pociąg ma w sobie magię, której moim zdaniem samolotom brakuje. Dawniej był bardziej cenionym środkiem transportu. Dzięki temu znalazł się na kartach wielu książek, poematów, wierszy. Pociąg był magicznym urządzeniem, które przenosiło w przestrzeni. A gdyby tak znowu tę magię odnaleźć? Docenić to, że pociąg pozwala nam zwolnić, zatrzymać się na chwilę dłużej, wsłuchać w monotonny stukot kół i być tu i teraz?

W moim życiu kolej była obecna od najmłodszych lat. Przede wszystkim, dlatego że mój dziadek był kolejarzem. Stąd często lubię powtarzać, że zamiłowanie do podróży odziedziczyłam właśnie po dziadkach (drugi był kapitanem na statkach). Ale też od najmłodszych lat pokonywałam trasę z południa Polski, dokąd się przeprowadzili moi rodzice na północ, gdzie się urodziłam i gdzie mieszkali moi dziadkowie. W pociągach spędziłam znaczną część życia. Znaczną część życia, jako studentka i absolwentka polonistyki, spędziłam też na czytaniu książek. Bardzo często na trasie Kraków – Trójmiasto właśnie.

I dziś znów wsiadłam do pociągu relacji Sopot – Kraków, jak za dawnych lat, kiedy jeździłam do dziadków na wakacje albo na święta (przy okazji wyjazdu do Krakowa, zobacz ). I obudziła się tęsknota za beztroskim dzieciństwem, ale też za początkiem studiów, gdy wracałam do domu w przerwach na uniwersytecie, nadrabiając lektury na zajęcia. Nostalgia rodząca się z każdym „tak to to tak to to tak to to”  za wolniejszym życiem. Takim, które towarzyszyło mojemu pokoleniu, gdy byliśmy młodsi.

To wszystko zaprowadziło mnie też do rozmyślań nad literaturą, która towarzyszyła mi na różnych etapach życia, a która w mniejszy lub większy sposób nawiązuje do kolei.


Roman Pisarki, O psie, który jeździł koleją

Zza kępy drzew, które rosły obok dworca, wysunęła się błyszcząca elektryczna lokomotywa – za nią przemknął sznur wagonów. Zatrzymały się. Kiedy do pociągu wsiadło kilku pasażerów, zawiadowca podniósł rękę, dając sygnał odjazdu. W tej chwili zobaczył, że z ostatniego wagonu wyskoczył jakiś pies.

Śmieję się, że to moja pierwsza książka podróżnicza. A to, co pierwsze na długo zwykle zapada w pamięć. Pies-podróżnik zrobił na mnie, kilkuletniej dziewczynce, kolosalne wrażenie. Ta książeczka z żółtą okładką nie była tylko zwykłą historią, lecz czymś znacznie więcej. To historię psa Lampo przed snem czytali mi rodzice, a ja uwielbiałam ten rytuał i bez niego nie potrafiłam zasnąć. A potem sama uczyłam się na niej składać swoje pierwsze literki, by móc tę historię przeczytać samodzielnie.  Pies, który jeździł koleją, zachwycił mnie nie tylko umiejętnością zwierzaka, który potrafił sam podróżować, ale i pokazaniu niesamowitej więzią i oddania, jakie tylko zwierzę może zaoferować człowiekowi.


JulianTuwim, Lokomotywa

Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem, /I kręci się, kręci się koło za kołem, 

I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej, /I dudni, i stuka, łomoce i pędzi, 

A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost! /Po torze, po torze, po torze, przez most, 

Przez góry, przez tunel, przez pola, przez las, /I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas (…) 

Lokomotywa towarzyszyła mi przez znaczną część dzieciństwa. Czekałam zwykle na te fragmenty, w których rodzice z entuzjazmem wymieniali kolejne wagony i to, co one zawierały. Z radością wykrzykiwałam para buch, koła w ruch. A „ tak to to tak to to tak to to…” przypominało mi się za każdym razem, gdy nocnym pociągiem sypialnym jechaliśmy w odwiedziny do dziadków. Już wtedy uwielbiałam te podróże. Męczące wielogodzinne, w środku nocy, ale przemieszczające mnie w przestrzeni. Wsiadałam i zasypiałam, by obudzić się już u ukochanej babci. Pociąg miał dla mnie zawsze bardzo pozytywne konotacje.


Agatha Christie, Morderstwo w Orient Expresie

Niemożliwe nie może się zdarzyć, wobec tego pozornie niemożliwe musi być możliwe.

Jako nastolatka zaczęłam szukać nieco większych wrażeń. Padło na kryminały. I babcia i mama poleciły mi Agathę Christie i to od niej zaczęłam swoją przygodę. Chyba w tym czasie zaczęłam poważnie myśleć o tym, żeby w przyszłości zostać detektywem. Pod koniec liceum, siedząc nad poradnikami, jakie studia wybrać, kołatała mi w głowie ta myśl i mało brakowało, bym wybrała się do prywatnej szkoły detektywów. Romantyzm związany z zawodem szybko się rozwiał, ale zamiłowanie do klasycznego kryminału pozostał, bo przecież nie samą literaturą piękną człowiek żyje. Morderstwo w Orient Ekspresie było jedną z moich ulubionych powieści, bo przecież w tle poza rozwiązywaniem zagadek był motyw podróży z odległych fantastycznych krajów, które mnie wówczas nastoletniej dziewczynie wydawały się czymś zupełnie nieosiągalnym i niemożliwym.


Bohumił Hrabal, 

(…) ja zaś będę jechał w stronę rzeki, gdzie na ścieżce odetchnę sobie pełną piersią, tak jak zawsze, bo niechętnie jeżdżę do pracy pociągiem, tu, nad rzeką, lekko mi się oddycha, nie ma tu żadnych okien, żadnych pułapek, żadnych igieł wbijanych znienacka w tył głowy.

Gdy wraz z wiekiem, wzrósł poziom mojej inteligencji, a co za tym idzie, dojrzało moje poczucie humoru, zachwyciłam się czeskim humorem. Bo trzeba przyznać, że czeski humor nie każdy zrozumie. To było na studiach polonistycznych, gdzie wydawało mi się, że nie wypada już czytywać Agathę Christie czy Zbigniewa Nienackiego, lecz trzeba sięgnąć po literaturę znacznie ambitniejszą.

Hrabal czarował mnie humorem i prostotą, którą potrafił delikatnie połączyć z rzeczami ostatecznymi. Pociągi pod specjalnym nadzorem tym właśnie mnie uwiodły i sprawiły, że sięgnęłam po kolejne książki Hrabala oraz innych czeskich autorów.


Paul Theroux, Stary ekspres patagoński

Prawda jest taka, że najgorszymi pociągami podróżuje się przez najlepsze krajobrazy. Superszybkie ekspresy – japoński shinkansen, Błękitny Pociąg z Paryża do Cannes czy Latający Szkot oferują tylko luksusową przejażdżkę, nic więcej; szybkość niweluje przyjemność podróży.

Podróże były w taki czy inny sposób obecne w moim życiu zawsze. W końcu jednak nadszedł ten czas, kiedy postanowiłam wyjechać po raz pierwszy sama i to na dłużej niż przykazane dwa tygodnie urlopu. Wtedy właśnie zrozumiałam, co chcę robić w życiu. Podróżować i pisać o podróżach. Zaczęłam więc zaczytywać się w reportażach, a szczególnie tych pisanych z podróży. Szukając tych pisanych z regionów, w które się wybierałam, czyli do Ameryki Łacińskiej, trafiłam na Paula Theroux i jego ekspres patagoński, którym postanowił przemierzyć obie Ameryki. Stary ekspres zachwycił i wciąż mnie zachwyca spostrzegawczością dziennikarza i jego umiejętnością obserwacji otoczenia, dowcipnymi uwagami, błyskotliwością, choć ogólnie rzecz biorąc zachwycił mnie całą piękną relacją z podróży przez bliskie mojemu sercu regiony. Theroux jest wielkim entuzjastą podróżowania pociągami. To on jak nikt inny przekonał mnie do tego, że „szybkość niweluje przyjemność podróży”.

Czytanie tej książki niejednokrotnie skłoniło mnie do rozmyślań nad tym, by kiedyś w taką długą podróż pociągiem się wybrać. I kiedyś wiem, że to zrobię.


Książek, w których wykorzystany został motyw pociągów, wagonów, przedziałów, dworców jest znacznie więcej. Wybrałam tylko te, które odegrały w moim życiu mniejszą lub większą rolę i sprawiły, że wciąż czuję tę magię, gdy wsiadam do pociągu i ruszam w podróż. A Ty znasz/lubisz, jakieś książki z koleją w tle?


ARTYKUŁ POWSTAŁ W RAMACH ZADANIA DODATKOWEGO „POLSKA Z OKIEN POCIĄGÓW PKP INTERCITY” REALIZOWANEGO W RAMACH „” ORGANIZOWANYCH PRZEZ .

#PKPIntercity

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNauczyciele mianowani – rok szkolny można zaczynać
Następny artykułThe Dark Pictures Man of Medan – poradnik do gry PC, PS4, XONE