A A+ A++

Po pięciu miesiącach walk o Sołedar wszystko wskazuje, że Rosjanie dopną swego i niebawem w pełni opanują to niewielkie – i obecnie całkowicie zrujnowane – miasteczko. Po zaciętych walkach o każdy dom, każdą piwnicę i każde skrzyżowanie kontrolują już zasadniczą część Sołedaru, Ukraińcy bronią się jedynie na zachodnich przedmieściach, przez które przebiega linia kolejowa. Formalnie bitwa o Sołedar jeszcze nie dobiegła końca, ale jeśli wkrótce nie zobaczymy tam żadnego ukraińskiego kontrataku, sprawa jest już przesądzona. W książkach poświęconych wojnie w Ukrainie jako datę zakończenia bitwy o Sołedar będzie wskazywany może 14, może 15 albo 16 stycznia.

Moskale przesunęli się już dalej na zachód do wioski Sil (czyli po naszemu: sól), będącej kolonią Sołedaru. Jeśli ją zajmą, będą mogli przekroczyć rzeczkę Bachmutówkę i wejść na wzniesienia rozciągające się na północ od Bachmutu. Rośnie więc zagrożenie dla „Twierdzy Bachmut”, ale do rozstrzygnięcia jeszcze daleko. Na początku września (był to 197. dzień wojny) pisaliśmy, że Putin prędzej sam się pocałuje w ucho, niż zobaczy flagę rosyjską powiewającą nad Bachmutem. Jesteśmy w połowie stycznia i do zdobycia Bachmutu wciąż daleko.

Rychły upadek miasta może nastąpić tylko w jednej sytuacji – jeśli najeźdźcy jeszcze gdzieś przełamią linię frontu i zagrożą „Twierdzy” szybkim okrążeniem. Zobaczymy wówczas powtórkę sytuacji Lisiczańska, dowództwo ZSU zarządzi odwrót, aby zachować żołnierzy do walki na kolejnej linii obrony, zapewne gdzieś przed Czasiwym Jarem. Wycofywanie pododdziałów broniących Sołedaru odbywało się jednak powoli, być może przede wszystkim właśnie dlatego, aby nie doprowadzić do rozkładu obrony samego Bachmutu.

Dwa dni temu CNN opublikowało komentarz ukraińskiego żołnierza broniącego Sołedaru. Narzekał on, że jego pododdział pozostawiono na pastwę losu, podczas gdy sąsiednie pododdziały już ewakuowano. Najpewniej nikt o tych żołnierzach nie zapomniał ani ich nie porzucił – zwyczajnie to właśnie im przypadło osłanianie odwrotu kolegów i koleżanek.

Podkreślmy: okrążenie Bachmutu jest możliwe, ale na razie Bachmut okrążony nie jest. Drogi łączące miasto ze Słowiańskiem na północnym zachodzie i Konstantynówką na południowym zachodzie wciąż są przejezdne.

Chris Owen zwraca uwagę, że Jewgienij Prigożyn, ogłaszając przedwcześnie zajęcie całego Sołedaru, utrudnił sobie życie. Jego przeciwnicy w regularnych siłach zbrojnych zażądali, aby dowiódł prawdziwości swoich słów, pokazując zabezpieczone miasto, a nie pamiątkowe fotosy z miejsca, które rzekomo jest sołedarską kopalnią soli. Tak oto Wagnerowcy, po to tylko, aby ich szef mógł zachować twarz (która jest przecież głównym kapitałem w rozgrywkach pałacowych), musieli na sam koniec bitwy rzucić się do jeszcze jednego na wpół samobójczego szturmu i ponieśli przy tym ogromne, zupełnie niepotrzebne straty.

Gdzie indziej na froncie

Cały czas jedyny odcinek frontu poza bachmuckim, na którym dużo się dzieje, to ten między Kreminną a Swatowem. Sytuacja jest mniej klarowna niż pod Bachmutem (a przecież i tam mgła wojny jest gęsta), ale wydaje się, że Ukraińcy powstrzymali rosyjskie kontruderzenie pod Kreminną i zdołali zepchnąć przeciwnika poza zachodnie rogatki miasta. Innymi słowy – ukraińscy żołnierze znów postawili stopę w Kreminnej.

Dalej na północ obie strony – przepraszamy za to określenie – przyjęły postawę wyczekującą. Ograniczone kontrataki i niemrawy ostrzał artyleryjski mają jedynie sprawić, żeby przeciwnik nie zyskał wolnej ręki w przygotowaniu działań zaczepnych. Serhij Hajdaj, głowa administracji wojskowej obwodu ługańskiego, twierdzi, że kolaboranci ze Swatowego i Kreminnej uciekają na wschód.

W rozmowie z BBC ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow stwierdził, że Rosja traci dziennie około 500–600 żołnierzy, podczas gdy Ukraina – jedną dziesiątą tego. Oczywiście nie da się tych liczb zweryfikować, zwłaszcza że Kijów ściśle pilnuje informacji o własnych stratach. Ale urywki danych spod Bachmutu i stosowane tam przez Rosjan metody każą sądzić, że 500–600 po stronie rosyjskiej to prawdopodobna liczba.

Challengery dla Ukrainy

Premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak zapowiedział dostawy czołgów i dalszych systemów artyleryjskich do Ukrainy. Nie ujawniono na razie, ile wozów pancernych trafi nad Dniepr (cała zapowiedź ma cokolwiek nieokreślony posmak), ale wszystko wskazuje, że zgodnie z wcześniejszymi przypuszczeniami będzie to około dwunastu – czyli jeden szwadron w nomenklaturze brytyjskiej – Challengerów 2. Wstępnie doniesienia wskazują, że cztery czołgi mają być przekazane „natychmiast”, a kolejne osiem później, ale nikt nie podaje konkretnie, co ma znaczyć „natychmiast”.

Ukraina otrzyma najpewniej egzemplarze, które wyłączono z programu modernizacji czołgów do standardu Challenger 3. Takich wozów jest w Wielkiej Brytanii blisko osiemdziesiąt i teoretycznie wszystkie mogłyby trafić do Ukrainy, ale na razie nie ma żadnych dalszych informacji w tej kwestii.

Nawet dziesięć czołgów ma jednak ogromne znaczenie symboliczne. Jeśli nie liczyć francuskich AMX-ów-10 RCR, zwanych we francuskiej systematyce czołgami lekkimi, ale w rzeczywistości będących wozami wsparcia ogniowego, to właśnie Challengery i polskie Leopardy stały się pierwszymi zachodnimi czołgami przyrzeczonymi Ukrainie.

Przy tym wszystkim trzeba jednak mieć na uwadze istotny czynnik: utrzymanie sprawności sprzętu. Wysłać do Ukrainy kilkadziesiąt czołgów – to jedno. Zapewnić im możliwość długotrwałego udziału w działaniach bojowych – to inna sprawa. Czy Ukraina będzie w stanie wspomóc Challengery należytym zapleczem technicznym? Czy nie będzie tak, że po pierwszej większej usterce czy uszkodzeniu w walce czołg – a Challenger to dość egzotyczna konstrukcja, nawet armata jest inna, gwintowana, a nie gładkolufowa – będzie się nadawał tylko do kanibalizacji?

Z tego samego względu, przynajmniej formalnie, Amerykanie wzbraniają się przed dostawami Abramsów. Optymalnym rozwiązaniem pozostają Leopardy 2, ale nie da się zebrać dużej ich liczby z jednego kraju. Stąd pomysł międzynarodowej zrzutki, do której na razie chcą się włączyć Polska i Finlandia, ale która nie ma szans się udać bez wsparcia i zgody Niemiec. Być może Challengery dadzą Berlinowi impuls do działania?

Atak pociskami manewrującymi

Wiadomość z ostatniej chwili – około 13.00 czasu polskiego. W większości obwodów Ukrainy ogłoszono alarm lotniczy. Spodziewany jest zmasowany atak pociskami manewrującymi odpalanymi przez samoloty i okręty. Witalij Kim, szef administracji państwowej obwodu mikołajowskiego, potwierdza, że opl w pobliżu Mikołajowa otworzyła ogień. Wcześniej, około 8.00 rano czasu polskiego, zaatakowano Charków; uszkodzenia infrastruktury elektroenergetycznej wymusiły przerwę w działaniu metra.

Aktualizacja (14.45): Uderzenie jest zakrojone na dużą skalę i rozległe pod względem geograficznym. Nawet w obwodzie lwowskim wzięła się do pracy obrona przeciwlotnicza.

Aktualizacja (15.20): W mieście Dniepr częściowo zawalił się ośmiopiętrowy blok mieszkalny.

Aktualizacja (15.50): Spod gruzów wydobyto już piętnaście osób. Liczba ofiar na razie nie jest znana. Tymczasem we Lwowie występują zakłócenia w dostawie bieżącej wody i energii elektrycznej.

Aktualizacja (16.10): W większości obwodów alarm lotniczy już odwołano, obowiązuje już tylko na południu kraju.

Przewidujemy aktualizacje w godzinach wieczornych.

Sgt Ross Tilly / MoD / Crown copyright 2016

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJednym ciosem powalił napastnika z nożem. Nagranie stało się hitem sieci
Następny artykułSamorządy Kolna i Grajewa przekazały wojsku grunty, na których powstaną nowe jednostki