Rozwiązał się worek z bronią pancerną dla Ukrainy. Prezydent Joe Biden ogłosił, że Stany Zjednoczone dostarczą Ukrainie trzydzieści jeden czołgów podstawowych M1 Abrams. Wraz z niemiecką decyzją o wyrażeniu zgody na reeksport Leopardów 2 i zapowiedzianą niedawno dostawą brytyjskich Challengerów 2 będzie to oznaczało stopniową westernizację ukraińskich sił pancernych i niebagatelne wyzwanie dla logistyków.
Amerykańskie czołgi dla Ukrainy – które trafią tam wraz z ośmioma wozami zabezpieczenia technicznego M88 Hercules – nie będą pochodziły z nadwyżek sprzętowych US Army, ale od producenta i będą sfinansowane z amerykańskiego funduszu pomocowego (łącznie około 400 milionów dolarów). Na ich dostawy trzeba będzie więc poczekać, być może do przyszłego roku. Szkolenie personelu ma jednak ruszyć natychmiast, co w praktyce oznacza pewnie, że… już ruszyło.
Abramsy pozwolą na sformowanie jednego batalionu pancernego – dwie kompanie po czternaście czołgów plus trzy rezerwowe i do szkolenia. Ale to melodia przyszłości, zorientowana bardziej na odbudowę ukraińskich sił zbrojnych po wojnie aniżeli na zaspokojenie pilnych potrzeb operacyjnych. W pierwszej kolejności Ukraińcy będą wprowadzać do służby Leopardy i Challengery.
No więc co z tymi Leopardami? Po czternaście mają przekazać Polska (2A4) i Niemcy (2A6). Norwegia potwierdziła gotowość wysłania jednego lub dwóch plutonów Leopardów 2A4NO (to znaczy cztery lub osiem wozów). Portugalia najprawdopodobniej odstąpi cztery Leopardy 2A6. Holandia rozważa zaś wykupienie (i, rzecz jasna, przekazanie Ukrainie) osiemnastu Leo 2A6, które dzierżawi od Niemiec i wykorzystuje w ramach międzynarodowego 414. Tankbataljonu.
Według informacji El Mundo Hiszpania może odstąpić nawet pięćdziesiąt trzy Leopardy 2A4 ze 108 posiadanych. Szkopuł w tym, że wszystkie czołgi w służbie liniowej – pięćdziesiąt pięć sztuk – są niezbędne do obrony afrykańskich eksklaw Ceuty i Melilli. Wozy, z którymi Madryt byłby gotów się rozstać, znajdują się w rezerwie sprzętowej i czekają zakonserwowane w ośrodku logistycznym Casetas. Wiele z nich bez remontu kapitalnego będzie się nadawało jedynie do kanibalizacji na części, a nawet te, które są w dobrym stanie technicznym, nie będą dostępne od ręki.
Razem sumuje się to do około stu Leopardów 2 różnych wersji. Trzeba jednak patrzeć na tę liczbę nie tylko w kontekście potencjału bojowego sensu stricto, ale też w kontekście dotychczasowych strat. Według nieocenionej Listy Oryxa Ukraińcy stracili dotąd 449 czołgów różnych typów. Tyle potwierdzono wizualnie, co oznacza, iż rzeczywista liczba na pewno jest większa. Mamy więc średnio minimum czterdzieści jeden utraconych czołgów na miesiąc. Pod koniec lipca zweryfikowane straty wynosiły 229 czołgów, co oznacza, że w drugim półroczu wojny średnia utrzymuje się na zbliżonym poziomie.
Sto czołgów to, owszem, dużo, ale pod względem statystycznym to zapas na dwa miesiące. Z drugiej strony ta wojna już nas przyzwyczaiła, że dostawy zaczynają się od małych porcji, a potem stopniowo narastają. Przypomnijmy, że grudniu ubiegłego roku dowódca naczelny ZSU Wałerij Załużny mówił w wywiadzie dla The Economist: „Wiem, że mogę pokonać tego wroga. Ale potrzebuję zasobów. Potrzebuję 300 czołgów, 600–700 bojowych wozów piechoty, 500 haubic. W takim układzie sądzę, że dotarcie do linii z 23 lutego jest całkowicie realne”.
Pozostaje nam zaczekać, aż cały ten wianuszek czołgów trafi do służby liniowej i pojawi się na froncie. Wielu obserwatorów (proukraińskich!) ma wątpliwości, czy Ukraińcy zdołają zintegrować tak różnorodny park maszynowy i zapewnić mu sprawne funkcjonowanie. Wielu innych strofuje tych pierwszych, że po niemal roku wojny powinni w końcu przestać lekceważyć ukraińskich żołnierzy. Ale nie ma tu mowy o lekceważeniu – czołg to skomplikowane urządzenie wymagające długiego „ogona” logistycznego.
Nikt, kogo warto by słuchać, nie mówi, że Ukraińcy są za głupi, aby obsłużyć zachodnie czołgi. Ale nasi wschodni sąsiedzi mają ograniczone zasoby, a i czasu też nie mają w nadmiarze. Zwłaszcza aptekarska porcja Challengerów z ich nieszczęsną armatą gwintowaną i odmienną amunicją może się okazać bardziej kłopotliwa aniżeli pożyteczna. Ale być może bez decyzji Londynu nie doczekalibyśmy się przełamania impasu w sprawie Leosiów? A bez nich mogłoby nie być i Abramsów. Kto wie, może tym zakulisowym sposobem Challengery okażą się – proporcjonalnie do liczby egzemplarzy – najważniejszymi czołgami całego konfliktu?
Zarówno Leopardy, jak i Challengery zapewne ruszą do walki w marcu. Setka zachodnich czołgów oczywiście nie wygra Ukrainie tej wojny – podobnie jak ich brak by wojny nie przegrał – ale wespół z zachodnimi bewupami (spodziewane są dostawy Bradleyów i Marderów) i transporterami opancerzonymi (Strykery) być może zadecyduje o sukcesie ukraińskiej ofensywy wiosennej lub o klęsce rosyjskiej.
I’ll guess Leos will be ready for the fight by (maybe) March. Abrams, likely, are a followon (I’ll be listening to the POTUS speech tomorrow, but I suspect they are 8+ months out).
But that’s lightening speed to deliver & prepare a force not trained on these vehicles.9/
— MarkHertling (@MarkHertling) January 24, 2023
Zobacz też: Urugwaj otrzymał haubice M108 i transportery Urutu od Brazylii
US Army / Visual Information Specialist Markus Rauchenberger
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS