Gdy chodziłam do szkoły podstawowej, nie było supermarketów ze ścianami artykułów papierniczych. Stało się w kolejkach w małych lub większych sklepikach papierniczych i doskonale pamiętam, że każda wizyta w takim miejscu była dla mnie jak odwiedzenie świątyni.
Od dziecka zawsze miałam bzika na punkcie działów papierniczych i tuż po księgarniach, to właśnie tam spędzałam najwięcej czasu. Moi Rodzice mieli chyba dużo cierpliwości na początku każdego roku szkolnego, bo zawsze dawali mi odpowiednią ilość czasu na wybór zeszytów, długopisów i wszystkich niezbędnych akcesoriów. Później, gdy w sklepach było już wszystko i można było wszystkiego samodzielnie dotknąć, zamiast podziwiania zza lady- czułam się jak w raju. Zeszyty wybierałam zawsze określonych marek, określonej jakości. Papier i okładka musiały odpowiadać mi w 100%. Lubiłam szyte bruliony ze sztywniejszą okładką od Unipapu, piękne, kolorowe zeszyty z zaokrąglonymi rogami od Herlitza, długopisy zwykle też od Herlitza, zakreślacze Stabilo. W liceum i czasach studenckich nic się nie zmieniło – nadal godzinami, już w sierpniu, a później we wrześniu wybierałam zestaw na nowy rok. Kupowałam zawsze dużo i korzystałam ze wszystkiego bo notowanie było moim sposobem na zapamiętywanie.
Jakość moich notatek była powszechnie znana wśród znajomych już od liceum. Wiele razy slyszałam, że powinnam je wydać w formie skryptów ale nigdy w życiu nawet przez myśl nie przeszło mi, że w przyszłości zostanę wydawcą! Gdy pisałam swoją zarówno pierwszą jak i drugą książkę wiedziałam, że będą dokładnie takie, jak notatki do nich – kolorowe, przejrzyste, pełne zróżnicowanej, zwięzłej treści, skonstruowane tak, aby można było w łatwy sposób znaleźć wszystko od razu. Wiedziałam, że będą starannie wydane, aby korzystanie z nich było przyjemnością, a nie smutnym obowiązkiem związanym z nabywaniem wiedzy. Nie znosiłam źle wydanych podręczników, taniego papieru, który rozpuszczał się w ręku. Uwielbiałam książki, przy wydaniu których położono nacisk na jakość wykonania, przy których poczyniono niejako ukłon w stronę Czytelnika, zapraszając go już od pierwszego dotyku okładki do zapoznania się z treścią.
Gdy założyłam wydawnictwo Doktor Ania Publishing wiedziałam, że to dopiero początek. Że w końcu mogę tworzyć to, co lubię, tak jak lubię, w jakości o której zawsze marzyłam. Wiedziałam, że papier czy materiały kosztują, i być może zarobek będzie mniejszy, ale bzik z dzieciństwa pozostał i oczywiste było, że styl tego co robię, czyli wygląd produktu i jakość druku będą moim znakiem rozpoznawczym.
Kalendarze obecne były w mojej pracy odkąd pamiętam, a ich wybór był co roku może nie kłopotem ale na pewno wyzwaniem. To nie mógł być nigdy przypadkowy produkt, byle jaki, z marnym papierem i jakimś tam wyglądem okładki. Jako dziecko korzystałam z Herlitza w formie małego segregatorka, do którego kupowałam co roku wkład, później kupowałam różne kalendarze i planery zagranicznych firm, następnie poznałam Moleskine. Jednak przy każdym, nawet najpiękniejszym produkcie, czegoś mi zawsze brakowało. A to za ciężki, a to nie do końca idealna okładka, a to ostre rogi, a to papier czy kolory nie takie jak lubię.
I tak oto, pewnego wiosennego dnia, podczas moich 5 nieśmiertelnych minut przeznaczonych na spokojną kawę, wpadłam na pomysł zaprojektowania własnego kalendarza. Takiego, który będzie odpowiadał moim potrzebom w 100%. Chciałam aby przede wszystkim był lekki, poręczny, elegancki ale z indywidualnym twistem. Żeby był jak dobra przyjaciółka, która nie ocenia, a podpowiada, przypomina. Jak asystent w pracy, który trzyma rękę na pulsie, aby nic mi nie uciekło. Żeby był silnym wsparciem gdy mam nad czym pracować i radosnym przybiciem piątki, gdy zaliczę sukces. Chciałam, aby przypominał mi o oczywistościach, bo w natłoku zadań i obowiązków zapominam czasem o podstawowych aspektach dbania o siebie.
Chciałam, aby odpowiadał moim potrzebom obcowania z pięknymi przedmiotami, prostym designem, dlatego do stworzenia oprawy graficznej zaprosiłam utalentowaną artystkę, której twórczość spójna jest z moim minimalistycznym gustem.
Wiem, że „2020” będzie dla mnie ważnym narzędziem w zarządzaniu czasoprzestrzenią, będzie mnie wspierał w działaniach i pomagał uporządkować sprawy zawodowe, tak aby mieć odpowiednią ilość czasu na życie prywatne. Bo codzienność to nie tylko praca, to również czas z bliskimi, czas dla siebie, przyjemności. Jeśli uważasz, że Tobie również przydałoby się takie wsparcie, rzuć okiem na układ i przykładową zawartość, ale ostrzegam, że ilość sztuk jest limitowana. Dodruku nie będzie, ze względu na wyjątkowe materiały, które sobie wymarzyłam. Są one sprowadzane na moje specjalne zamówienie po to, aby produkt był wyjątkowy, dopasowany do mojego trybu i stylu życia. Aby był spójny z moją filozofią życiową.
Sprawdź, może Tobie też spodoba się ta wyjątkowość i zapragniesz coś zmienić w nowym roku. Może w końcu zaczniesz celebrować swoją codzienność, cieszyć się tym co masz i pracować nad tym, czego jeszcze nie masz. Może w końcu uwierzysz, że szkoda czasu na przypadkowych ludzi, przedmioty, że szkoda życia na bylejakość.
Fot. tytułowa: jasinska.pro, fot. w treści: pixabay.com.
Kategorie:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS