Prawdopodobnie wiedzieliście, że jestem wielkim fanem street foodu, ale niekoniecznie, że street artu też. No to już wiecie. Fakty są takie, że totalnie nie przemawiają do mnie bohomazy z kleksem, których podejrzewam nikt nie czai, ale jakimś cudem na aukcjach sprzedają się za grube miliony dolców, za to często zdarza mi się na dłuższą chwilę zawiesić na muralach. Jup, to zdecydowanie moja ulubiona forma sztuki. Nie dość, że wygladają kozacko i są ultra kreatywne, to jeszcze potrafią dać nowe życie jakieś zapomnianej przez Boga kamienicy. Jak ich nie lubić? Niedawno miałem okazję potestować , więc wymyśliłem sobie, że objadę na nich miasto szlakiem murali. Opcja win — win.
Okazało się, że w Warszawie jest na tyle dużo street artu, że nie ma szans, żeby wszystkie fotki upchnąć w jednym wpisie, ale chill, wyselekcjonowałem kilkanaście moich ulubionych projektów, żebyście wy też mogli zrobić “WOW”. W gratisie podrzucam adresy, gdybyście planowali zobaczyć je na własne oczy (polecam). Nie ma za co.
Mechaniczny Centaur
Mural stworzony przez włoskiego artystę, działającego pod pseudonimem Pixel Pancho. Znajdziecie go na ul. Dolnej 37. Zarąbisty, co nie?
David Bowie
Mural stworzony w ramach konkursu na upamiętnienie Davida Bowiego. Łącznie zgłoszono 20 prac, z których wybrany został projekt Dawida Celeka i to właśnie on od 2016 roku zdobi ścianę żoliborskiego bloku przy ulicy Marii Kazimiery.
Kora
Nie jest tak, że w Warszawie upamiętnia się tylko zagranicznych artystów. Nope, o swoich też pamiętamy. Od grudnia 2018 roku, ścianę jednego z budunków ulokowanych przy ul. Nowy Świat, zdobi avatar Kory. Autorem projektu jest Bruno Althamer, który bardzo sprytnie wykorzystał sąsiadujące z budynkiem drzewo i zależnie od pory roku, Kora ma inną fryzurę -> czasem liście, czasem łyso.
Stanisław Grzesiuk
Kolejny mural ku pamięci. Tym razem Stanisława Grzesiuka, warszawskiego pisarza i barda. Zobaczyć go można na ulicy Puławskiej 143.
Jak już będziecie na miejscu, to na ścianie budynku na przeciwko, znajdziecie “Bailout Folks”, czyli mural w kreskówkowej konwencji, który daje do zrozumienia, że prędzej, czy później wszyscy pójdziemy z torbami. “Bailout folks” w wolnym tłumaczeniu oznacza “ratowanie przed upadłością”.
Hanka Ordonówna
Wracając do warszawskich artystów, mamy jeszcze Hankę Ordonównę, czyli aktorkę i piosenkarkę, którą jarali się nasi dziadkowie. Kojarzycie kawałek “Miłosć Ci wszystko wybaczy”? Tak, to jej. Mural znajdziecie na ul. Nowolipki.
Chopin
Oczywiście nie mogło zabraknąć Frycka Chopina, a że gość był naprawdę grubą rybą, to doczekał się kilku murali. Osobiście dotarłem do trzech. Na jednym jest w otoczeniu ludzi, z którymi coś go łączyło, drugi przedstawia jego lico, na które składają się kontury prawo i lewobrzeżnej Warszawy, z kolei na trzecim mamy fortepian, którego nogę stanowi Pałac Kultury. How cool is that? Znajdziecie je na ulicach: Górnośląskiej 8, Konopczyńskiego 5/7 oraz Tamka 37.
Dzieci na globusie
Gimby nie pamiętają, ja zresztą też nie pamiętam tych czasów, ale wyczytałem, że kiedyś na podwórkach poza dopalaczami, były właśnie takie globusy, na których dzieciaki wywijały fikołki. Autorem jest Litwin Ernest Zacharevic. Dla mnie TOP3 pośród warszawskich murali.
Zamek
Tego murala już niestety nie ma (budynek został rozebrany), ale był na tyle kozacki, że muszę go tutaj umieścić ku pamięci.
Warsaw Fight Club
Zgodnie z nazwą, mural ulokowany jest w Warszawie (konkretnie na Pradze) i przedstawia dżentelmenów, którzy chcą sobie dać po ryju. Jest to mój absolutnie ulubiony projekt w stolicy i chętnie powiesiłbym sobie w domu jego reprodukcję. Do obczajenia przy ulicy Środkowej.
“Po ptokach” i “Dresiarz”
To jeszcze dwa krzepkie murale z Pragi, które nie mają oficjalnych tytułów, więc roboczo nazwałem je “Po ptokach”, bo zanosi się na to, że wąż zrobi ptakowi kuku, oraz “Dresiarz”, bo przedstawia dresiarza, który pradopodobnie planuje skroić radio z Poloneza. Seems legit. Znajdziecie je na ulicy Bliskiej 23 oraz Strzeleckiej 26.
Kamien i co
Niby prosty napis, ale jakże sugestywny. Balonik nawiązuje do filmu… nie, nie do “It”, tylko do “Czerwonego balonik”, Alberta Lamorisse’a z 1956 , w którym mały chłopiec przyjaźni się z czerwonym balonikiem, a akcja ma miejsce w ogarniętym wojną Paryżu. Mural zajmuje ścianę zrujnowanej kamienicy, stanowiącej niegdyś granicę warszawskiego getta. (Ul. Walicóww 14).
Kocham Warszawę oraz Miejscy Giganci
Niedaleko od “Kamien i co” znajduje się Plac Europejski z wypasionym wieżowcem Samsunga, a jak wyjdziecie na pobliski skwerek, waszym oczom ukażą się dwa całkiem krzepkie murale.
Anioł, Syrenka i Misiek
Docieramy na Ursynów, gdzie ostatnimi czasy srogo wysypało muralami. I jest to decyzja mieszkańców, którzy zagłosowali, że chcą, aby dzielnica przeznaczyła hajs z budżetu partycypacyjnego właśnie na murale. Szanuję to. Wśród zrealizowanych projektów można trafić m.in. Stanisława Anioła, czyli bohatera legendarnego serialu “Alternatywy 4″, który rozgrywał się właśnie na Ursynowie. Do tego spiąca syrenka, którą odbieram jako mix warszawskiej symboliki oraz opinii, że Ursynów to sypialnia dla korpoludków (Opinia już nieaktualna. Teraz Ursynów jest hot i dla milionerów, a sypialnie są na dalekich obrzeżach po drugiej stronie Wisły). I na koniec mój ulubiony “Miś”, czyli zawadiacka interpretacja herbu Ursynowa (Niedźwiedź).
W pobliżu znajdziecie również mural z Żołnierzami Wyklętymi, ptaszorami, które planują przyozdobic fury wyjeżdzające z myjni oraz z legendarną malarką, Zofią Stryjeńską. Żeby je wszystkie zobaczyć, jedźcie najpierw na ulicę St. Kazury 10, później zróbcie kółeczko po osiedlu i voila.
Na tym kończę, ale wierzcie mi, że tych murali jest tyle, że starczyłoby jeszcze na minimum dwie wrzutki. A poza klasycznymi muralami, są jeszcze całkiem krzepkie malunki na garażach, śmietnikach, rurach i skrzynkach elektrycznych. I właśnie za takie ożywianie miasta, szanuję street art.
Podczas zbierania materiału, miasto eksplorowałem na hulajnogach Hive i szczerze polecam taką metodę zwiedzania. Dojedziecie na nich, gdzie chcecie bez miliona przesiadek i kieszenia się w komunikacji miejskiej, nie będziecie musieli martwić się o miejsce parkingowe, zobaczycie w gratisie 150 innych fajnych rzeczy i będziecie mieli nie lada fun z samej jazdy. Serio, mam ponad trzy dychy na karku, a przy każdej przejażdzce jaram się jak dzieciak. Niedługo uderzamy z Madzią na weekend do Rzymu i mam nadzieję, że tam też już dotarła taka technologia. Planujemy dzięki hulajnogom zobaczyć w 3 dni, to co normalnie zajęłoby tydzień.
Jakby co, to mam jeszcze kilka kodów dla nowych użytkowników HIVE na 20 minut darmowej jazdy. Ot ściągasz apkę ( ; Klik iOS ➡️ ), wpisujesz “HIVEPIGOUT”, a później śmigasz, gdzie chcesz. Jeśli ktoś jest posiadaczem karty miejskiej (Warszawa i Wrocław), może ugrać kolejne 20 minut (wystarczy wgrać do apki zdjęcie karty oraz selfiaka i już). Promki się łączą, więc korzystajcie i sprawdzcie sami, czy nie ściemniam z tym funem płynącym z jazdy (nie śmiałbym).
P.S. Tylko po wszystkim, zaparkujcie je tak, żeby nikt przypadkiem na nie nie wpadł i nie wybił sobie trzonowców. Zajmie to raptem 5 sekund, a komuś może uratować zgryz #LudzieLudziom
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS