Edynburg to miasto kompletne.
Stolica Szkocji ma w sobie wszystko to, czego szukamy na wyjazdach. Jest tutaj morze i są góry. Są ważne zabytki i średniowieczne ulice, ale są też promenady i nowoczesne centra handlowe. Są parki – bardzo dużo parków – rzeki i stawy. No i oczywiście – są muzea, a samo miasto posiada status Miasta literatury UNESCO – ten sam tytuł posiada nasz kochany i od niedawna Wrocław.
Edynburg. Kiedy i ile dni zwiedzać miasto?
Kiedy kupiliśmy bilety do Edynburga, długo się zastanawialiśmy, jak podzielić naszą wycieczkę.
Czy przeznaczyć całe pięć dni na miasto? Czy podzielić wyjazd na dwie części i zwiedzić atrakcje w okolicy – jechać na przykład do Stirling czy St. Andrews? A może w ogóle zostać w Edynburgu tylko jeden dzień, a resztę pobytu zwiedzić Szkocję?
W końcu wypracowaliśmy rozwiązanie, które zdało nam się najlepsze. Wszystkie noce spaliśmy w Edynburgu, a tylko jednego dnia wyjechaliśmy na całodzienną wycieczkę w okolice – do North Berwick, które bardzo polecam, a o którym mam nadzieję napisać innym razem. Oprócz tego zwiedziliśmy Roslin – to jednak jest tak blisko miasta, że na potrzeby tego tekstu możemy je uznać za część Edynburga i włączyć w dzisiejszą opowieść.
Jakbym miała to zrobić jeszcze raz, to zależałoby mi na jeszcze jednym dniu w Edynburgu. Żeby zwiedzić Pałac Hollyrood i pojechać na plażę Portobello. Jednak myślę, że bilety lotnicze w tę stronę kupimy jeszcze nie raz, więc wszystko przed nami.
Łapcie 20 punktów, co i jak zwiedzić w Edynburgu. Bo wszystkie atrakcje przyprawiają o ból głowy!
1. Czy Edynburg jest najpiękniejszym miastem świata?
Edynburg ma opinię istnej piękności. W głosowaniu zorganizowanym przez został ogłoszony czwartym najpiękniejszym miastem na świecie, a wyprzedziły go tylko , i . Jak możecie się domyślić, to stawia bardzo wysoką poprzeczkę.
Poprzeczkę, której w naszej opinii miasto nie przeskoczyło.
Pierwszego dnia w Edynburgu byliśmy przede wszystkim zawiedzeni. Gdzie mu do wspaniałej , miasta w Belgii, które odwiedziliśmy w zeszłym roku. Ba, nawet zdawał się zostawić Edynburg daleko w tyle.
Jednak zdaje się, że popełniliśmy błąd. Tak Brugia jak i Cambridge są cztery razy mniejsze od stolicy Szkocji. Edynburg ma swoje piękne miejsca, jednak to nie jest tak, że gdziekolwiek pójdziemy będzie ładnie – no nie będzie. Dlatego trzeba uważnie ustalić, gdzie pójdziemy i najlepiej obniżyć oczekiwania. Tylko wtedy będziemy pozytywnie zaskoczeni.
Przeczytaj też
Chcę cofnąć czas i studiować w Cambridge!
2. The Royal Mile – główna ulica Edynburga to centrum komercji!
Przede wszystkim zawiodła nas główna ulica starego miasta, czyli Królewska Mila. Ciągnie się od Pałacu Hollyrood aż do zamku królewskiego. To przy niej znajdują się atrakcje turystyczne: Szkocki Parlament i kilkanaście muzeów – zarówno te niewielkie, kameralne i edukacyjne jak Muzeum Pisarzy, jak i te, których głównym zadaniem jest bawić turystów – Muzeum Whisky czy Camera Obscura.
The Royal Mile to ulica, na którą prawdopodobnie traficie kilka razy, a spora część turystów ogranicza zwiedzanie miasta tylko do niej. Co za tym idzie, jest tu mnóstwo sklepów z pamiątkami, Starbucksów i nieciekawych restauracji z kosmicznymi cenami i tłumami turystów. Na ulicy stoją sztukmistrzowie i muzycy, ale ani jakość ich występów, ani atmosfera, jaką tworzą mnie nie powaliły. A i zawsze jest fajniej, jak takie występy są na placu, nie na ulicy – jest wtedy więcej miejsca, by po prostu przejść.
Jednak The Royal Mile – oprócz swojego historycznego znaczenia ma co najmniej 3 wspaniałe punkty, które warto zobaczyć. O nich poniżej
3. Katedra św. Idziego (St. Giles’ Cathedral) – najpiękniejszy kościół w Edynburgu
Jeśli w czasie swojego pobytu chcecie odwiedzić tylko jeden kościół, to zdecydujcie się na ten! Ta gotycka świątynia – na początku katolicka, ale już od czasów Marii Szkockiej protestancka – jest najważniejszym kościołem Edynburga i zdecydowanie najpiękniejszym (nie licząc Roslin). Przede wszystkim idźcie w głąb świątyni – w prawym tylnym rogu znajduje się wspaniała Thistle Chapel czyli Kaplica Ostu. Co ciekawe, powstała dopiero na początku XX wieku. Oset to narodowy symbol Szkocji.
Wejście do katedry jest za dobrowolną opłatą.
4. Małe darmowe muzea w Edynburgu – siła całej Wielkiej Brytanii
Zwiedzanie Wielkiej Brytanii nie należy do najtańszych przyjemności na świecie. Ale jest światełko w tunelu – w całym kraju państwowe muzea są darmowe!
Za darmo wejdziecie do National Gallery w Londynie, National Museum of Scotland w Edynburgu, ale też do całej masy małych kameralnych muzeów na Royal Mile. Przede wszystkim warto do nich wejść, by zobaczyć, jak wyglądały mieszkania w starych edynburskich kamienicach. Na swojej trasie znajdziecie Writers Museum (Lawnmarket, w podwórku Lady Stair’s Cl), The People’s Story Museum (163 Canongate) czy Museum of Edinburgh (142 Canongate).
5. Podwórka – najśliczniejsza część the Royal Mile
Jeśli Royal Mile jest ładna, to przede wszystkim dzięki swoim podwórkom. Po angielsku nazywają się po prostu „closes” i są typowym elementem głównej ulicy miasta. Dzięki nim możemy zobaczyć kamienice z innej perspektywy, a co najważniejsze – rozpościera się z nich świetny widok! Zajrzyjcie zwłaszcza do Advocate’s Close. Koniecznie z naładowanym aparatem.
6. Pomyśl dwa razy czy na pewno warto zwiedzić zamek w Edynburgu (Edinbourgh Castle)
Jeśli jesteś wielbicielem historii Wielkiej Brytanii, to właściwie nie ma wątpliwości – idź. W końcu mówimy o najważniejszym zamku Szkocji, tym samym na którym rezydowała Maria Szkocka. Tu o 13.00 ma miejsce salwa z armaty, tu jest najstarsza kaplica w Edynburgu i tajemnicze więzienia.
Ale tu też jest miliard turystów. I brak jakichkolwiek warunków, by poczuć klimat miejsca.
Odkąd podróżujemy z Korą, nie bierzemy audioprzewodników – po prostu przy małym dziecku nie ma na nie warunków. A bez tej historycznej opowieści bardzo trudno docenić średniowieczną fortecę, zwłaszcza że niewiele zwiedzimy tu wnętrz.
Co więcej, wejście na zamek kosztuje – bagatela – 19.50 funtów.
Dlatego ja odradzam. Zamek najpiękniej prezentuje się z zewnątrz, a nasz dwugodzinny pobyt we wnętrzu to głównie stres, przepychanki i poszukiwania spokojniejszego miejsca. Zwłaszcza, że wizualnie nie zachwyca.
No chyba że jesteście totalnie poza sezonem. Wtedy tak!
7. Jeśli chcecie tylko jedno muzeum w Edynburgu, wybierzcie National Scotland Museum
Ale ono jest super! Pod każdym względem!
Przede wszystkim jest przepiękne! Jego wiktoriańska architektura inspirowana Kryształowym Pałacem jest atrakcją samą w sobie i nawet jeśli nie zwiedzanie muzeów, wejdźcie chociaż na 5 minut, by zobaczyć wnętrze. Pamiętacie wszak, że to za darmo!
Po drugie, ma świetną część poświęconą zwierzętom, w której znajdziecie między innymi wypchaną owieczkę Dolly – tę, która jako pierwsza została sklonowana.
Interaktywne ciekawie zaprojektowane wystawy przeniosą was w różne zakątki świata, a dla dzieci zostały przygotowane aż dwie duże sale zabaw. Oczywiście rozwijających i edukacyjnych.
8. Co Edynburg ma wspólnego z Harrym Potterem?
Szczerze? Chyba głównie legendę.
Rowling dużą część cyklu o Harrym Potterze napisała właśnie tutaj. Harry Potter dołączył więc do licznych atrakcji Edynburga.
Nie zrozumcie mnie źle – ja kocham Harrego, przeczytałam wszystkie części i nie mogę się doczekać, aż będę go czytać ponownie z Korą. Jednak potrzeba wejścia do kawiarni w której kiedyś tam siedziała Rowling i w której napisała kilkanaście stron, jest znikoma. Zwłaszcza gdy przed kawiarnią stoi tłum turystów.
Ale oczywiście – skoro już jesteśmy obok, to warto wiedzieć, że Elephant House przy numerze 21 na George IV Bridge (czyli na ulicy łączącej National Scotland Museum z The Royal Mile) to kawiarnia, w której Rowling pisała Pottera. Inne mugolskie miejsca opisane zostały bardzo fajnie .
9. Edynburg to miasto panoram, a w necie znajdziecie ich listę
Właściwie codziennie w czasie naszego pobytu w mieście odhaczaliśmy kolejne miejsca, z których rozpościerał się znakomity widok. Dostaniemy go w edynburskim zamku, w muzeum Camera Obscura, w opisanym wyżej Advocat Close, a także po drugiej stronie torów kolejowych z Princess Street (tu zresztą jest faktyczne centrum dzisiejszego Edynburga – nie to turystyczne).
Ale najbardziej rozległe widoki roztaczają się z dwóch edynburskich wzgórz. Z Calton Hill, czyli wstydu Edynburga i z Holyrood Park – czyli właściwie z jego dumy. O obu w kolejnych punktach.
10. Dlaczego Edynburg wstydzi się za Calton Hill?
Na pierwszy rzut oka nie wstydzi się – zdjęcie starego miasta z Calton Hill jest jednym z najczęściej powielanych w przewodnikach i artykułach zdjęć Edynburga. Kłopoty zaczynają się wtedy, gdy ktoś pyta, czym są znajdujące się tam ruiny. Wtedy już trudno się wytłumaczyć, że miał to być… edynburski Akropol.
Tak – w XIX wieku Edynburg, zwany od dawna szkockimi Atenami, wymyślił sobie, że w takim razie stworzy swój własny Akropol. Takie pomysły są do kitu nawet, gdy zostaną zrealizowane zgodnie z zamiarem. Jednak w tym przypadku, nawet to się nie stało.
Akropol nigdy nie został ukończony. Zwyczajnie zabrakło na niego kasy. Od tego czasu nazywany jest Edynburskim wstydem „Shame of Edinburgh”. Czy jednak słusznie? Gdybym nie znała tej historii, nie pomyślałabym, że trzeba się za to jakoś szczególnie wstydzić. Owszem – greckie ruiny są wybitnie nie na miejscu. Ale jednak widok jest naprawdę zacny.
Przyjdźcie, jeśli jesteście w mieście dłużej niż 3 dni.
11. Najpiękniejszy spacer w Edynburgu i trekking w środku miasta
A jeśli jesteście krócej, wybierzcie Holyrood Park. Czyli jeden z największych skarbów, jakie ma miasto.
Weszłam na wikipedię, by na pewno nie przegapić nic, co znajdziecie w parku i trzecie zdanie po prostu przepiszę: Posiada wzgórza, jeziora, strumyki, granie, bazaltowe klify i kosodrzewinę, co tworzy typową atmosferę dzikiej cząstki górskiego krajobrazu, który zmieścił się na 260 hektarach. No właśnie – Holyrood Park to najbardziej niezwykły park miejski, jaki w życiu widziałam. Mieliśmy okazję wspiąć się na jego najwyższy szczyt – Arthur Hill (co nie jest wielkim wyczynem, ale nie jest to też szlak na japonki), kilka razy byliśmy nad jeziorkiem St. Margaret’s Loch i każdy z nas co najmniej raz wybrał się po prostu na spacer po wzgórzach. Mieszkaliśmy zaraz obok i było to rewelacyjne.
W Holyrood Park miał też miejsce Młodzieżowy strajk klimatyczny, na którym oczywiście musieliśmy się znaleźć, a także można z niego zobaczyć ruiny Holyrood Abbey – opactwa, do którego nie poszłam właśnie dlatego, że mogłam je tak dobrze zobaczyć z zewnątrz – a ja uwielbiam takie klimaty, o czym świadczy następny punkt
12. Roslin Chapell i “Kod Leonarda da Vinci”
Mój kuzyn mieszka w miejscowości graniczącej z Roslin. Zabrał więc nas do największej atrakcji okolicy, czyli do Roslin Chapel – kaplicy Roslin. Jest to jedna z najpiękniejszych świątyń, jakie widziałam w życiu i jeśli jedziecie do Edynburga, podkreślcie ją w swoich notatkach 3 razy. Nie wyobrażam sobie, byście przyjechali do miasta i jej nie odwiedzili.
Roslin Chapel to kaplica, która pochodzi z XV wieku. Jej wnętrze w całości pokryte jest przepięknymi gotyckimi płaskorzeźbami, dzięki którym nazywana jest Biblią w kamieniu. Niestety w jej wnętrzu nie można robić zdjęć, ale może to i dobrze, bo mogłabym nie wyjść z niej przez kilka godzin. Po prostu nie potrafię oddać słowami to, jak niesamowicie jest ona piękna. To prawda – mam niesamowitą słabość do gotyckich kościołów, zwłaszcza do tych z brytyjskich wysp. Jednak kaplica w Roslin jest w moim top 3 wszystkich kościołów jakie w życiu widziałam (jest tam też katedra w Canterbury; trzecie miejsce pozostaje puste).
I tu ciekawostka – Kaplica w Roslin miała potężne problemy finansowe. Rzadko który turysta tu przyjeżdżał. Dziś jest przepełniona, a to za sprawą… „Kodu Leonarda da Vinci” Dana Browna. Tak w książce, jak i w filmie występuje zabytek i to dzięki nim przetrwał, a być może stał się też ofiarą własnego sukcesu.
Koniecznie, koniecznie, koniecznie!
13. Co na to Kora (2 lata)? Co zwiedzić z dzieckiem w Edynburgu?
Zgodnie ze zwyczajem część tekstu poświęcam na atrakcje dla dzieci i temu, jak Kora czuła się na wyjeździe. Od razu mówię, że Edynburg – a mam wrażenie, że cała Szkocja – jest znakomicie przygotowany pod kątem zwiedzania z dziećmi.
W każdym muzeum jest kącik dla dzieci, publikacje dziecięce i tematyczne zabawki. W parkach jest mnóstwo placów zabaw. Szczególnie fantastyczne okazało się Museum of Scotland, gdzie Kora mogłaby spędzić cały dzień. Bardzo dobrze bawiła się też w Camera Obscura. W kilku kawiarniach trafiliśmy na maskotki do zabawy. Wchodziliśmy też do księgarń, w których były osobne pokoje z literaturą dla dzieci i kącikiem zabaw. Z tego wszystkiego nie daliśmy rady iść do zoo, gdzie przecież też by się bardzo młodej podobało.
Jeśli chodzi o ściśle dziecięce knajpy, to trafiliśmy do jednej kawiarni – w prężnie działającym domu kultury Summerhall. Byliśmy jednak zawiedzeni – jej jakość i wystrój były raczej „tanie”. Podpowiadam jednak – może znajdziecie coś ciekawszego.
Bardzo, bardzo polecam Edynburg na podróż z dziećmi.
14. Gdzie nocować w Edynburgu, by nie zbankrutować
W czasie naszych 6 dni w Edynburgu spaliśmy w aż 3 miejscach! A to dlatego, że rezerwując na ostatni moment, niewiele zostało miejsc noclegowych w satysfakcjonujących nas cenach i zdecydowaliśmy się podzielić nasz pobyt na części.
Pierwsze dwa noclegi były kupione przez portal Airbnb (jeśli go nie znacie, to dostaniecie 75 zł na podróż). Były to pokoje w prywatnych domach, jednak z super ugodnieniami. Pierwszy był przy samym Holyrood park. Pod wynajem było zagospodarowane całe poddasze – tam są dwa pokoje dla gości, łazienka i niewielka kuchnia z lodówką i mikrofalą. Co więcej – właścicielka jest Polką. Link do mieszkania .
Drugie miejsce znajduje się w willowej dzielnicy Leith. Właściciele są dobrze sytuowani – on jest emerytowanym oficerem, ona redaktorką książek. Wynajmują dawne pokoje swoich – dziś dorosłych – synów. Tu również dostajemy do swojej dyspozycji łazienkę, którą co najwyżej będziemy dzielić z osobami z pokoju obok. .
Ostatnią noc spędziliśmy już w hotelu przy lotnisku. Co prawda był nieco droższy, jednak z dwuletnim dzieckiem cenimy sobie to, że nie musieliśmy wstawać o trzeciej w nocy i jechać autobusem na lotnisko – mogliśmy wstać o szóstej. ;). Przy okazji – , w którym spaliśmy jest super. Atrakcyjny, młodzieżowy – atmosfera, która panuje w barze przypomina raczej hostel niż biznesowy hotel. Na pewno będę go szukać w innych miastach (właśnie otwiera się oddział w Poznaniu).
15. Leith Walk – czas na dłuższy spacer i parki w Edynburgu
Cały półdniowy spacer po Leith Walk można już nazwać poznawaniem Edynburga poza głównym turystycznym szlakiem. Właściwie ten dzień to była najlepsza okazja, by zobaczyć miasto takie, jakie jest naprawdę. Tu też podobało mi się najbardziej. Nasze drugie mieszkanie Airbnb znajdowało się jakieś 50 metrów od Leith Walk, które można nazwać plantami wzdłuż rzeki Leith. Prowadzi od zatoki (w pobliżu stoi statek HMY Britannia – luksusowy jacht rodziny królewskiej – dziś udostępniony do zwiedzania) i idzie wzdłuż rzeki, przecinając parki. Prowadzi obok ogrodu botanicznego, do którego skręciliśmy i dalej przecina dzielnicę Stockbridge. I tu się zatrzymam na chwilę.
16 Stockbridge – najprzyjemniejsza dzielnica w Edynburgu (którą poznałam)
Każde duże miasto ma swoją okolicę, która przypomina osobne miasteczko. Londyn ma , Kraków Podgórze, Prenzlauer Berg. Tu mieszczą się niezależne kawiarnie, butiki, księgarnie, galerie. Zwykle zabudowa jest niezwykle urokliwa.
W przypadku Stockbridge jest tu też bardzo dużo Charity Shops, w których nurkowałam w poszukiwaniu wartościowych dziecięcych książek za 1 funta. Często znajduje się w takich miejscach znany jarmark – np. Targ Pietruszkowy w Krakowie czy Portobello Saturday Market w Londynie. W Stockbridge mamy Stockbridge Sunday Market.
17. Stockbridge Sunday Market – targi w Edynburgu
Zdziwiłam się, że jest… malutki. Wydaje mi się, że wspomniany Targ Pietruszkowy w Krakowie ma więcej stoisk. Jednak jest przepyszny i bardzo nastrojowy.
Położony jest na małym placu, więc niewiele osób zmieści się pomiędzy stoiskami, jednak sprzedawane tu jedzenie – czy to do zjedzenia na miejscu, czy takie do zabrania do domu – jest naprawdę super. Spędziliśmy tu przesympatyczne pół godziny i zaopatrzyliśmy się w Fish Pie (zapiekankę rybną – tradycyjne brytyjskie danie) do zjedzenia później.
18. Fotogeniczna Dean Village jest… przereklamowana
Szliśmy dalej przez Dean Gardens i szybko – bo w deszczu – doszliśmy do Dean Village, która przez wielu moich znajomych określana jest najbardziej urokliwym zakątkiem Edynburga. Trafiłam zwłaszcza na jeden zdjęciowy artykuł (którego teraz nie mogę znaleźć), który mnie oczarował i sprawił, że musiałam zobaczyć Dean Village na żywo.
No niestety – dałam się zwieść przepięknym zdjęciom, zapominając że często zależą od talentu i umiejętności autorki, a nie tego, jak miejsce wygląda w rzeczywistości. Słynne Dean Village, to faktycznie zakątek, wioseczka, która ogranicza się do jednego podwórka i widoku na budynek z drugiego brzegu. Dla mnie olbrzymi zawód, bo owszem – było to urokliwe, ale nie zasługiwało na bycie atrakcją dnia – a chciałam go nią zrobić. Pojedynek Dean Village vs. Stockbridge wygrał zdecydowanie ten drugi.
Przeczytaj też
Czy znajdziesz miasteczko w Londynie?
19. Czy słusznie wybraliśmy cel jednodniowej wycieczki w okolice Edynburga?
Kiedy ustaliliśmy, że skupiamy się na city breaku i zrobimy sobie tylko jedną wycieczkę za miasto, nie mogliśmy się zdecydować. St. Andrews? Stirling? W końcu wybór padł na coś mniejszego, trochę mniej znanego – North Berwick. I jak powiedział Piotr: podoba mi się tu bardziej niż w Edynburgu.
Zamierzam napisać o North Berwick osobny artykuł, więc krótko – jest to wypoczynkowe miasteczko nad morzem. Posiada urokliwe plaże, piękny ogród-park, przytulną główną ulicę pełną małych sklepików, a także muzeum Scottish Seabird Centre i słynną w całej Szkocji palarnię kawy (pyszna!). W drodze powrotnej zrobiliśmy przystanek w Dirleton, gdzie zwiedziliśmy zamek, który – zapewniam – przyniósł nam znacznie więcej radości niż zamek w Edynburgu. Wspaniały dzień, do którego zachęcam całym sercem!
20. Wielkie nieobecne – atrakcje, które ominęłam w Edynburgu, a o których dobrze byście wiedzieli (i zdecydowali czy tam iść)
Wreszcie, jak wspomniałam na początku, przyznam się, że w Edynburgu nie zobaczyłam wszystkiego co chciałam. Jeśli więc opieracie się na moim tekście, musicie wiedzieć, że nie napisałam tu o plaży Portobello, z której słynie Edynburg. Nie napisałam o samym jachcie Britannia (bo na nim nie byłam). Nie napisałam o Pałacu Hollyrood, bo też do niego nie weszłam. Ominęłam edynburskie zoo, nie weszłam do Scottish National Portrait Gallery i nie obejrzałam musicalu w Edinburgh Playhouse. Nie widziałam też jednego z miejsc, które są na UNESCO: Forth Bridge, czyli mostu który łączy oba brzegi zatoki Firth of Forth. Tego wszystkiego żałuję i przez to nie umiem tych miejsc ocenić i wam polecić, lub odwrotnie – odradzić.
Za to widziałam pomnik słynnego psa Bobby’ego, byłam w muzem sztuki National Gallery of Scotland, a także byłam w bibliotece, kilku innych kościołach i w parkach. O nich też nie piszę, bo zwyczajnie – nie ma czym się zachwycać, ale nie ma też co ganić. Są ok. Można tam zajrzeć, zobaczyć, zapamiętać, lub zapomnieć.
Aaaa, byłam jeszcze na Victoria Street. Ją trzeba odwiedzić i zapamiętać koniecznie! Zwłaszcza, że na bank będziecie przechodzić obok, a łatwo ją ominąć.
Ostatecznie Edynburgu jesteś super. Tylko szkoda, że spotkała Cię aż taka sława.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS