A A+ A++

Zespół The ThreeX powstał w 2001 roku, tworzą go 33-letni instrumentaliści z Bielska-Białej: Jacek Stolarczyk i Krzysztof Kokoszewski – skrzypkowie oraz Jacek Obstarczyk – pianista, aranżer. Są absolwentami Uniwersytetu Muzycznego w Wiedniu, laureatami międzynarodowych konkursów. Od 2016 roku organizują Festiwal Muzyki Crossover w Bielsku-Białej. Cechą charakterystyczną ich stylu jest łączenie różnorodnych gatunków muzycznych z elementami komicznymi.

Jacek Obstarczyk: – W trójkę poznaliśmy się w bielskiej szkole muzycznej, ale Jacek Stolarczyk z Krzysztofem Kokoszewskim znają się już od przedszkola.

Krzysztof Kokoszewski: – Z Jackiem Stolarczykiem byliśmy skazani na siebie od dziecka. Nasi rodzice dojeżdżali z Bielska-Białej do Katowic, pracowali ze sobą w Wielkiej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia. Jacek Obstarczyk doszedł do naszej klasy w 2001 roku.

Kto pierwszy docenił wasze granie?

J.O.: – Mówimy, że takim ojcem chrzestnym naszego zespołu jest Andrzej Kucybała. Ówczesny dyrektor szkoły muzycznej dawał nam mnóstwo możliwości. Spontanicznie angażował nas w różne występy, ponieważ wiedział, że damy radę i mamy przygotowany repertuar. Czasami przychodził do nas rano i mówił: „Chłopaki trzeba zagrać o 15 koncert w Domu Nauczyciela”.

Dzięki naszej pracy wzbudziliśmy zaufanie dyrektora i mając 15 lat, pojechaliśmy do Wolfsburga w Niemczech. To była dla nas pierwsza szansa pokazania się za granicą. Zagraliśmy wtedy trudny program, w różnych kombinacjach – solo i jako trio. Udało nam się odnieść sukces.

Inauguracyjna trema was nie zjadła.

K.K.: – Stres i trema zawsze są, tylko zależy jak artysta sobie z nimi radzi. Sytuacje stresujące działają na nas mobilizująco i ekscytująco.

J.O.: –  Mówiąc kolokwialnie, my się jaramy trudnymi koncertami i pierwszymi wystąpieniami.

Jak później potoczyła się wasza kariera muzyczna?

Jacek Stolarczyk: – Generalnie Wiedeń był takim miejscem, gdzie powstało bardzo dużo koneksji. Stał się naszą przepustką do międzynarodowego świata muzycznego.

K.K.: – Studiowaliśmy w miejscu, które uważane jest za mekkę artystów.

Tam nauczyliście się łączyć muzykę z komedią?

J.O.: – Tak naprawdę już w liceum zaczęliśmy wprowadzać elementy pozamuzyczne do programu. Wątki humorystyczne wynikały z naszych charakterów. Czasami nie mogliśmy sobie odpuścić, by nie zrobić czegoś śmiesznego. W Wiedniu zobaczyliśmy jak muzycy, którzy grają na największych salach koncertowych, wykonują elementy komediowe na najważniejszym poziomie.

K.K.: –  Pracowaliśmy ze świetnym choreografem z Włoch Ferdinando Chefalem.

J.S.: – W Wiedniu mieszkaliśmy z Zoltanem Kissem, który uważany jest w świecie music-comedy za gwiazdę. Wiele podpatrywaliśmy i naśladowaliśmy.

Co jeszcze dały wam studia w Wiedniu?

K.K.: –  Dostaliśmy się do Fundacji Yehudi Menuhina, która nauczyła nas, jak rozmawiać z widzem na scenie. Graliśmy w różnych niekonwencjonalnych miejscach. Koncerty odbywały się w domach seniora, szpitalach, więzieniach.

Czy podczas tych występów przydarzyła wam się jakaś nietypowa sytuacja?

J.O.: – W jednym z austriackich więzień na sali było dwóch strażników, my i pięćdziesięciu więźniów. Odległość między osadzonymi a nami była niewielka.

K.K.: –  W pewnym momencie na nasz widok grupa więźniów zawołała: „O! Polacy! Cześć!”.

J.O.: – Pomyśleliśmy: „Oho, jak im się nie spodoba ten nasz Vivaldi, to będzie grubo!”.

I jak było?

J.O.: – Całe szczęście, występ się spodobał.

W jaki sposób udało wam się kupić tak trudną publiczność?

J.O.: – Przełamaniem stereotypu myślenia na temat muzyki poważnej. Oni byli negatywnie nastawieni, jak nieraz dzieci, które myślą: „O Boże, pójdziemy na jakiś koncert, jeszcze muzyki klasycznej. Będzie tam jak na pogrzebie. Masakra, jak tam wysiedzimy godzinę”.

Oni przychodzą i nagle są zachwyceni, ponieważ dostali coś, czego się nie spodziewali – muzykę klasyczną połączoną z humorem, przeplecioną Michaelem Jacksonem czy Pharrellem Williamsem.

Na scenie czasami występował z wami Czesław Jakubiec. Co dała wam współpraca z tym śpiewakiem?

K.K.: – Czesław jest naszym mentorem, wiele podpowiada. Polecił nam, żebyśmy nie mieszali wszystkiego naraz – muzyki i humoru. Wytłumaczył, że podczas występu nie muszą być cały czas fajerwerki. Ważna jest amplituda emocji, po części humorystycznej możemy zagrać spokojny utwór muzyczny. Czesław Jakubiec łączy śpiew operowy z kabaretem. Grając z nim, musimy mieć przygotowany cały repertuar. On obserwuje emocje publiczności i w trakcie występu wybiera określone utwory z repertuaru, które zagramy.

J.O.: Czesław Jakubiec już po pół minucie kontaktu z publicznością jest w stanie ocenić, jaki program się spodoba.

W tym roku obchodzicie jubileusz 20-lecia istnienia zespołu. Z tej okazji wydacie kolejną płytę.

J.O.: –  Tak, w tym roku wypada również setna rocznica urodzin kompozytora Astora Piazzolli, któremu udało się przenieść tango z klubów tanecznych do sal koncertowych. Muzyka twórcy argentyńskiego „tango nuevo” towarzyszy nam od początku działalności.

Stwierdziliśmy, że ten podwójny jubileusz trzeba jakoś uczcić. Z tej okazji w lipcu będziemy nagrywać materiał do kolejnej płyty. Znajdzie się na niej wątek Antoniego Vivaldiego, który napisał słynne “Cztery pory roku”.  Mało kto wie, że Astor Piazzolla również skomponował cztery pory roku. Utwór zatytułował  “Cztery pory roku w Buenos Aires”. Nasza aranżacja będzie awangardowa. Zamierzamy przeplatać cztery pory roku Vivaldiego z czterema porami roku Piazzolli. Muzyka będzie rozwinięta pod względem harmonii, raz będzie to harmonia jazzująca, raz nowoczesna.

Przez pandemię musieliście ponownie odwołać Festiwal Muzyki Crossover, ale wiele innych projektów zrealizowaliście.

J.S.: – Tak, to miała być piąta edycja festiwalu. Liczymy, że uda się jeszcze zorganizować jakiś koncert w mniejszej formie w okresie wakacyjnym.

K.K.: – Czas pandemii wykorzystujemy na 100 procent. W ubiegłym roku wydaliśmy płytę „Playground”. Jubileuszowa płyta, o której mówiliśmy, ukaże się najprawdopodobniej w listopadzie. Następna też jest w planie. Nagraliśmy również dwa klipy – “Danse macabre” miał premierę w styczniu. Najnowszy klip “Beethalicone” czeka na swoją kolej, premiera najprawdopodobniej odbędzie się przy okazji jakiegoś wydarzenia muzycznego. Tym razem połączyliśmy utwór Beethovena z utworem Metalliki i Ennio Morricone.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPremiera filmu “Śniegu już nigdy nie będzie”
Następny artykułWójt Gminy Zambrów z absolutorium (wideo)