A A+ A++

Prezydent Wnuk udaje Greka i nie odwołuje swojego kolegi Jarosława Maluhy z funkcji prezesa zarządu Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej Sp. z o.o. w Zamościu. Pod jego rządami spółka mogła przepłacić za budowę farmy fotowoltaicznej 2 mln zł (!), wyrządzając w ten sposób szkodę majatkową w wielkich rozmiarach. I to on mógł ręcznie sterować” przebiegiem kolejnych przetargów. Owszem, Andrzej Wnuk odwołuje, ale radę nadzorczą. A kumplowi włos z glowy nie spadł, przeciwnie, dostał nawet podwyżkę!

Kowal zawinił, Cygana powiesili – to przysłowie idealnie pasuje do tego, co się wydarzyło w PGK. Bo oto, zamiast spodziewanego – a po wszczęciu przez prokuraturę śledztwa w sprawie czterech przetargów wydawało się oczywistego – odwołania prezesa Maluhy, nieoczekiwanie poleciały głowy, tyle że w radzie nadzorczej. Nie zasiada w niej już ani mecenas Agnieszka Reder-Nowak, ani mecenas Roman Cioch, dotychczasowy przewodniczący rady. Choć to właśnie oni nie chcieli bezrefleksyjnie przyklepać przetargu. Nie uwierzyli też w ciemno zapewnieniom (jak się potem okazało, pokrętnym, a miejscami kłamliwym) prezesa Maluhy, że wszystko jest w porządku, a Centralne Biuro Antykorupcyjne i Tygodnik Zamojski czepiają się bezpodstawnie.

Mieli tylko przyklepać”

Zarówno Agnieszka Reder-Nowak, jak i Roman Cioch nie kryją rozczarowania współpracą z prezydentem, reprezentującym właściciela spółki (jest nim miasto). Dotarliśmy do informacji, które odsłaniają kulisy tej szorstkiej współpracy i pozwalają zrozumieć, dlaczego rozeszły się ich ścieżki. Ale po kolei.

Zaczęło się od publikacji w TZ (29 sierpnia zeszłego roku) – ujawniliśmy w niej skandaliczny przebieg przetargu, którym wcześniej zainteresowało się CBA. Wyłonił on wykonawcę inwestycji na terenie Regionalnego Zakładu Zagospodarowania Odpadów w Dębowcu. Chodziło o budowę drogi dojazdowej, rekultywację terenu i wykonanie farmy fotowoltaicznej (w jednym zadaniu). Z dokumentów i informacji, które uzyskaliśmy, wynika, że ów przetarg mógł być ustawiony pod „swojego”. Inwestycja była intratna i od początku pełna dziwnych zbiegów okoliczności. Bo oto PGK wybrało ofertę zamojskiej firmy za 8,5 mln zł tj. o ok. 2 mln, czyli o 30 proc. droższą od ceny, jaką proponował oferent z Gdańska. Obrazowo – 2 mln zł, to ponad 30 zł na każdego mieszkańca!

Dopiero po naszej publikacji prezydent polecił radzie nadzorczej sprawdzenie podejrzanego przetargu. Ta o zainteresowaniu spółką przez CBA dowiedziała się z TZ.

Rada zebrała się na nadzwyczajnym posiedzeniu dwa razy. Podczas pierwszego (3 września) na stole znalazł się nasz tekst i teczka z dokumentami. Prezes Maluha z kamienną twarzą przekonywał, że przetarg był przeprowadzony zgodnie z prawem, uczciwie. A powodem odrzucenia oferty firmy z Gdańska była – twierdził pewny siebie – rażąco niska cena. Można było wtedy odnieść wrażenie, że oczekiwania wobec rady były oczywiste: przyjmą te tłumaczenia bez dociekania i po sprawie. Tymczasem rada tych tłumaczeń nie przyjęła i zażądała kompletnej dokumentacji. I wtedy w spółce zrobił się popłoch.

Kolejne spotkanie (10 września) było bardzo gorące.  Po szczegółowej analizie dokumentacji rada nadzorcza uznała, że oferent z Gdańska zaproponował ceny nie rażąco niskie, a rynkowe. Za to oferta zamojskiej firmy była „rażąco wysoka” i w żadnym wypadku ten podmiot nie  powinien wygrać. Dlaczego rada nie zauważyła tego wcześniej? Bo, żeby dostrzec nieprawidłowości, trzeba mieć wiedzę specjalistyczną. Gdy rada poznała szczegóły przetargu, powzięła poważne przypuszczenia, że mogło dojść do złamania prawa. Dlatego nakazała zerwać natychmiast umowę z wykonawcą w najważniejszym i najdroższym jej punkcie (budowa farmy fotowoltaicznej za 5 mln zł netto). Drogę (640 tys. zł netto) wykonawca już zbudował – źle, więc musiał poprawiać. Ktoś, nie wiemy kto, bardzo się upierał, żeby zostawić zamojskiemu przedsiębiorcy rekultywację terenu, bo to koszt 1,5 mln zł brutto, czyli o ok. 200 tys. zł więcej, niż proponowała firma z Gdańska.

Mętne tłumaczenia i obiecanki cacanki

Z naszych informacji wynika, że tłumaczenia prezesa były mętne: ukrywał dokumenty, wprowadzał radę w błąd, w oczy kłamał. A kiedy członkowie rady nadzorczej wyliczali kolejne nieprawidłowości, zrzucił całą winę na byłego, wieloletniego prezesa PGK Franciszka Josika. Jego, zresztą Maluha po objęciu rządów w 2016 r. stopniowo degradował, a po wybuchu afery z przetargiem chciał go nawet zwolnić (murem za nim stanęły wszystkie związki zawodowe).

A po spotkaniu z Josikiem, który, notabene niedługo potem złożył doniesienie do Prokuratury Okręgowej w Zamościu o możliwości popełnienia przez władze spółki przestępstwa niegospodarności, wszystko ułożyło się już w całość. Dlatego rada nadzorcza, którą próbowano manipulować, straciła zaufanie do Jarosława Maluhy. I już 13 września chciała go odwołać. Ten jednak, zapewne spodziewając się odwołania, zachorował i poszedł na długotrwałe zwolnienie lekarskie.

– Maluha nie może być prezesem – już wtedy słyszeli od prezydenta. Andrzej Wnuk zapewniał radę nadzorczą o tym wielokrotnie. Także po tym jak 21 września na skutek niekorzystnych dla spółki i miasta decyzji biznesowych prezesa, rada nadzorcza (sama, bez konsultacji z właścicielem spółki) złożyła zawiadomienie do prokuratury (a kopię zanieśli prezydentowi).

– To był nasz obowiązek – podkreśla mecenas Agnieszka Reder-Nowak. Wydawało się, że odwołanie kolegi A. Wnuka, który wyzdrowiał i wrócił na intratną posadkę, było tylko kwestią czasu.

20 285 zł za nic! Gdzie przyzwoitość?!

Na początku października napisaliśmy w TZ, że zamojska prokuratura sprawdza kolejne trzy przetargi (na łączną kwotę 450 tys. zł), którą łączy osoba Roberta K., dobrego znajomego prezesa i męża pani prokurator. Jak się dowiadujemy nieoficjalnie właśnie wtedy mecenas Agnieszka Reder-Nowak w obecności kilku osób poprosiła, by – dla dobra spółki i jasności sytuacji – wyłączyć ją ze sprawdzania tych przetargów. Jako powód podała znajomość z przedsiębiorcą i jego żoną. Nie stawała w jego obronie, chciała, by wszystko sprawdziła prokuratura.

Ostatecznie wszystkie sprawy przekazano do wydziału przestępstw gospodarczych Prokuratury Okręgowej w Radomiu, która 20 grudnia wszczęła śledztwo w sprawie czterech przetargów. Sprawdza wątki wejścia prezesa i przedsiębiorców „w porozumienie w celu osiągnięcia korzyści majątkowej i działania na szkodę PGK w wielkich rozmiarach”. Czyny te są zagrożone karą od roku do 10 lat pozbawienia wolności.

Wydawało się, że wszczęcie śledztwa w sprawach tak grubego kalibru, przesądzi ostatecznie o zrzuceniu Maluhy z prezesowskiego stołka. Tymczasem 7 stycznia rada nadzorcza usłyszała od prezydenta, że ma go… zawiesić na trzy miesiące. Miałoby to sens we wrześniu, gdy sprawa wyszła na jaw, ale teraz? Przy okazji pojawiło się pytanie: co z wynagrodzeniem? Ta kwestia poróżniła radę nadzorczą z Wnukiem.

Okazuje się, że umowa Maluhy jest tak skonstruowana, że nawet zawieszony musi brać pełną (!) kwotę uposażenia. Do niedawna prezes zarabiał 18,7 tys. zł brutto. A teraz, gdy przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło do 5071 zł, kolega prezydenta – nie robiąc kompletnie nic!  – będzie zgarniał miesięcznie 4-krotność tej kwoty, czyli 20 285 zł (!).

Przypomnijmy, że Wnuk desygnując go na szefa najbogatszej miejskiej spółki, podwyższył mu uposażenie, wcześniej była to stawka 3-krotna. Takie „karne” zawieszenie jest co najmniej zadziwiające. Czy to efekt „fermentu intelektualnego” – tym pojęciem Wnuk tak ochoczo szafuje, dyskutując i kpiąc z radnych. Jaka to kara?  To, że prezes doprowadził do sytuacji, iż spółka miała przepłać 2 mln zł, jest faktem. Zaś prokuratura ma tylko ustalić jak jest skala odpowiedzialności karnej. Panie prezydencie, panie Maluha: gdzie wasza przyzwoitość?! Taka kasa dla kumpla jest najzwyczajniej w świecie niemoralna. Jak to wytłumaczyć pracownikom PGK z 30-letnim stażem, którzy muszą o czwartej rano wstawać do pracy, żeby dostać 2,5 tys. zł? To frymarczenie publicznymi pieniędzmi. Jakim prawem wypłaca się tyle osobie, która działa na szkodę miasta?

Trudna decyzja

7 stycznia br.  rada nadzorcza przygotowała oświadczenie o podjętych decyzjach. Zawierało same fakty, m.in. o tym, że wydział przestępczości gospodarczej radomskiej prokuratury wszczął śledztwo w sprawie nadużycia uprawnień, narażenia spółki na szkody w wielkich rozmiarach i łapownictwa menadżerskiego. Rada informowała też, że zawieszając prezesa, nałożyła na niego zakaz reprezentowania spółki.

Jednak taka rzeczowa treść nie spodobała się prezydentowi, wystosował własne oświadczenie (pisaliśmy o nim w TZ z 9 stycznia). Było kuriozalne, jakby ze łzami w oczach przepraszał kolegę, że musi podjąć tę trudną decyzję o jego zawieszeniu – powtórzmy, bo to bezczelność – zachowując wysokie wynagrodzenie, 20 285 zł miesięcznie, zamiast wcześniej wypowiedzieć mu warunki płacy. Pod tym oświadczeniem rada nadzorcza nie chciała się podpisać.

Odwołanie przez telefon!

Tydzień później prezydent Wnuk zaprosił na rozmowę Agnieszkę Reder-Nowak. Poinformował o zmianach w składzie rady nadzorczej. Wobec takiego obrotu sprawy, uprzedziła decyzję prezydenta i sama złożył rezygnację.  Uczyniła to 14 stycznia. Tego samego dnia prezydent telefonicznie (!) odwołał przewodniczącego Romana Ciocha.

Również 14 stycznia prezydent powołał nowych członków rady nadzorczej: Arkadiusza Grządkowskiego, prawnika z Lublina (dotychczas pracował w radzie innej miejskiej spółki ZGL Sp. z.o.o.) oraz adwokata Adama Adamczuka z Zamościa, specjalizującego się w obsłudze przedsiębiorstw. Ten ostatni zdaje się twierdzić, że w PGK wszystko w porządku. W październiku reprezentował Jarosława Maluhę w sprawie o ochronę dóbr osobistych. Trzecim członkiem rady nadzorczej z ramienia pracowników PGK jest niezmiennie Piotr Tymosz.

Tymczasem to nie koniec kłopotów PGK. Przetargiem na fotowoltaikę zainteresował się Urząd Zamówień Publicznych.

– Postępowanie wyjaśniające wszczęte zostało 31 grudnia, na wniosek podmiotu zewnętrznego. Obecnie trwa analiza przedłożonej przez zamawiającego (PGK) dokumentacji – potwierdza Anita Wichniak-Olczak, dyrektor Departamentu Informacji, Edukacji i Analiz Systemowych UZP. W przypadku stwierdzenia nieprawidłowości UZP występuje do rzecznika dyscypliny finansów publicznych, który może nałożyć kary nie na instytucję, a na osobę nią kierującą. Najbardziej dotkliwą sankcją za naruszenie dyscypliny finansów publicznych jest zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres od roku do 5 lat.

Jadwiga Hereta

(Tekst opublikowany w Tygodniku Zamojskim 6 lutego 2019)



Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCBA sprawdza, czy w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej w Zamościu nie został ustawiony przetarg
Następny artykułByły prezes zamojskiego PGK Franciszek Josik uważa, że w spółce miejskiej i wokół niej działa… Grupa przestępcza