W Szkole Podstawowej nr 14 z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Armii Krajowej odbyła się dziś uroczystość 41. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Absolwentem tej szkoły był Joachim Gnida, jeden z 9 górników zastrzelonych przez ZOMO w czasie pacyfikacji kopalni „Wujek”. W ubiegłym roku w holu szkoły odsłonięto poświęconą mu tablicę pamiątkową. W uroczystym apelu wzięła udział żona oraz siostra J. Gnidy.
– Miałam 18 lat, kiedy poznałam Joachima i po 10 miesiącach wzięliśmy ślub – wspominała Renata Gnida żona tragicznie zmarłego. – Był bardzo dobrym, spokojnym człowiekiem. Potem urodziła się nasza córka, która dziś ma 43 lata i jest to… cały ojciec. Jest bardzo do niego podobna, ma też po ojcu charakter. Jestem dumna, że wychowałam dziecko bez ojca, w takich ciężkich czasach. Po śmieci męża nie miałam w Polsce czego szukać, nie mogłam tu spokojnie żyć, byłam prześladowana i nie raz słyszałam, że jak będę mówić, będę miała problemy. Dlatego wraz z córką wyjechałam na stałe do Niemiec, a do Polski przyjechałam dopiero po 10 latach. Cały czas jednak miałam i mam kontakt z kolegami Joachima i z kopalnią. Przeżycia z tamtych czasów nadal są we mnie, nie wyszłam drugi raz za mąż, całą miłość do męża przelałam na dziecko.
Podczas apelu odczytano również wspomnienie ojca Joachima Gnidy, Eryka:
„Syn przyjechał z pracy 15 grudnia, by przewieźć żonie pieniądze, ale zaznaczył, że musi zaraz wracać, bo jest strajk okupacyjny i nie można było puszczać zakładu. Przeskoczył przez parkan, bo tylko tak można było wyjść z kopalni. Mieszkaliśmy z żoną w Tychach i nawet nie przeczuwaliśmy, że stało się coś złego. Synowa nie doczekawszy powrotu męża do 17 grudnia, pojechała na kopalnię. Dowiedziała się, że w wyniku strzałów oddanych przez ZOMO jej mąż jest ranny i został przewieziony do szpitala w Katowicach. Pojechaliśmy tam wszyscy – syn leżał nieprzytomny, tylko chwilami dawał oznaki życia. Byliśmy przerażeni, na sali było jeszcze dwóch rannych górników. Syn, nie odzyskawszy przytomności, zmarł 2 stycznia 1982 roku. Za trzy dni miałby 29 lat. Zamiast uroczystości urodzinowych, 5 stycznia złożyliśmy go do grobu. Ponieważ syn nie zginął na miejscu, synowa miała olbrzymie problemy z uzyskaniem renty rodzinnej dla nieletniej córki. Po długich tarapatach otrzymała tylko niewielką kwotę(…) Kiedy kilka dni po pogrzebie pojechałem do kopalni, aby pomodlić się pod krzyżem i zapalić znicz, drogę zagrodzili mi funkcjonariusze ZOMO. Powiedziałem im, że straciłem tu syna i chcę odwiedzić symboliczny grób, by się pomodlić. Usłyszałem w odpowiedzi, że do modlitw służy kościół. Byłem żołnierzem, jeńcem wojennym, więc szarży się nie boję i równie arogancko odpowiedziałem: „Syn nie zginął w kościele, ale na tym miejscu” i podszedłem do krzyża. Chwilę potem podszedł też starszy mężczyzna, ukląkł i zaczął się modlić. Wtedy złapali go ZOMO-wcy, wepchnęli do samochodu i gdzieś wywieźli…”
W uroczystościach w SP 14 wzięli udział m.in. Karol Chwastek ze Śląskiego Centrum Wolności i Solidarności, Franciszek Trójca działacz Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK „Wujek”, byli górnicy, uczestnicy strajku w kopalni, wiceprzewodniczący Rady Miasta Józef Twardzik oraz przedstawiciele Miejskiego Centrum Oświaty, Muzeum Miejskiego, Miejskiego Centrum Kultury.
Franciszek Trójca ze Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK „Wujek” mówił, iż był wtedy bardzo młodym pracownikiem kopalni, pracował jako elektryk dopiero od 4 lat.
– Miałem żonę, rocznego syna i drugie dziecko w drodze – mówił. – Wypisano mnie na zmianę na noc 13 grudnia, a tu od rana słyszeliśmy o wprowadzeniu stanu wojennego. Jeszcze wówczas dokładnie nie wiedzieliśmy, co to tak naprawdę oznacza. Ale do pracy jechać musiałem. Wróciłem do domu 16 grudnia około godziny 22, żona wiedziała już wcześniej, że na „Wujku” są zabici i ranni. Płakała przez wiele godzin. Okrutny i trudny to był czas, który przeżyliśmy jako młodzi ludzie. Dziękuję wam za to, że czcicie pamięć jednego z naszych kolegów i wszystkich zabitych na „Wujku”. Pamiętajcie o tych czasach, oby nigdy nie przyszło wam dokonywać takich wyborów, ale jeśli się to zdarzy, wybierajcie zawsze prawdę i dobro.
Podczas uroczystości uczniowie zaśpiewali pieśń „Idą pancry na Wujek”, a Leszek Kazimierski – „Mury”.
– To była nie tylko tragedia tych 9 górników, ale także ich rodzin, tych którzy ich znali i nas wszystkich – stwierdziła, zwracając się do uczniów, Małgorzata Chełchowska dyrektor szkoły. – Nie pozwólmy, by te mury rosły. Bo mury dzielą ludzi, są czymś złym. I może znów przyjść moment, że trzeba będzie je obalić i znów może dojść do tragedii.
Po uroczystym apelu uczniowie spotkali z uczestnikami strajku na KWK „Wujek”.
Zdjęcia: Leszek Sobieraj
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS