Oto jak swoje przeżycia opisywał młody kapitan: „Nigdy nie mogłoby mi nawet przyjść na myśl, że pewnego dnia będę miał w lukach mego statku »Eocene«, tankowca o 4216 t wyporności, więcej złota niż jakikolwiek inny statek przedtem i prawdopodobnie – potem”.
Na tankowiec załadowano dorobek II Rzeczypospolitej: 1208 niedużych drewnianych skrzynek. Opasywały je żelazne taśmy. Nie wszystkie miały uchwyty, co utrudniało noszenie. Każda ważyła 60 kg. W środku znajdowały się albo sztaby złota wielkości wydłużonej cegły, albo worki ze złotymi monetami.
– W Banku Polskim były sztaby rozmaitego pochodzenia i rozmaitych prób. Wśród nich także sztaby ze skarbca dawnych Austro-Węgier. Posiadały próbę 1000, a więc złoto zupełnie czyste, bez domieszki – relacjonował w 1966 r. na antenie Radia Wolna Europa (RWE) Władysław Bojarski z eskorty złotego transportu.
Zygmunt Karpiński, który zakładał w 1924 r. Bank Polski, a potem zasiadał w jego zarządzie aż do jego likwidacji, w książce „Losy złota polskiego podczas II wojny światowej” bardzo szczegółowo opisał bankowe zasoby w dniu wybuchu wojny. Polskie złoto było wtedy ogółem warte 463,6 mln zł (ok. 95 ton), czyli około 87 mln ówczesnych dolarów amerykańskich. Złoto wartości nieco ponad 100 mln zł (ok. 20 ton) było zdeponowane za granicą, głównie we Francji, Anglii, Szwajcarii i USA. Większość znajdowała się jednak w Polsce. Złoto wartości 193 mln zł (ok. 38 t) przechowywano w skarbcu w Warszawie, a sztaby warte 170 mln zł (37 ton) spoczywały w oddziałach w Brześciu, Lublinie, Siedlcach i Zamościu.
Czytaj też: Banki centralne jak drobni ciułacze. Nowa „gorączka złota” zdominowała walkę z inflacją
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS