O sytuacji w Polsce, Jan Paweł II był dobrze informowany. Po wprowadzeniu stanu wojennego Rada Główna Konferencji Episkopatu Polski, przygotowała list pasterski, który nigdy nie został odczytany. Żądano w nim wypuszczenia na wolność wszystkich internowanych, umożliwienia związkom zawodowym „Solidarność”, legalnego działania. Prymas Glemp, zaniechał rozpowszechnienia tego listu, brutalna pacyfikacja w kopalni „Wujek”, wpłynęła na taką decyzję. Apelował: „Błagam Was Bracia, w imię Boga zaklinam: nie podnoście nienawistnej ręki jeden przeciwko drugiemu. Zachowajcie spokój, nie sprowadzajcie na kraj i naród nieszczęścia”.
Glemp, poszedł na ustępstwa wobec władzy głosząc taki apel, w zamian za to uzyskał zgodę rządzących na wizytę Ojca Świętego w Polsce. A nastroje wówczas były rewolucyjne, w kościołach szopki bożonarodzeniowe ze znaczkiem „Solidarności”. Wspierał opozycjonistów Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Represjonowanym. Były msze za Ojczyznę. A calutki naród podzielony. Żyliśmy, jak na bombie zegarowej. Władza obawiała się wizyty Jana Pawła II w ojczyźnie. Wyczuwało się napięcie, kiedy 20 czerwca 1983 roku tłumnie podążaliśmy na spotkanie z papieżem Polakiem.
Szliśmy w ten słoneczny wiosenny dzień ulicą Francuską wśród ogromnej rzeszy ludzi, a to spora odległość z centrum Katowic do Muchowca. Po obu stronach naszej marszruty towarzyszył nam kordon wojska, tak, dla „bezpieczeństwa”. Sprytna władza polityczna znając złe konotacje milicji i ZOMO ze stanu wojennego, posłużyła się wojskiem, bo przecież wiadomo, że my Polacy, mieliśmy zawsze szacunek i zaufanie do wojska. Sama jestem wychowana w rodzinie patriotycznej, w której było wielu wojskowych i uczestników II wojny światowej, jak mój wujek mjr. pilot Karol Pniak oraz stryjowie: Józef, Fryderyk i Marian Paulowie. Ten ostatni, także lotnik, był we Lwowie w 1939, nie wiadomo gdzie zginął i jak zginął. Od wielu lat bezskutecznie szukam miejsca gdzie spoczywają jego kości.
Idziemy bardzo powoli na to lotnisko, mam możliwość zobaczenia z bliska młodych ludzi w polskich mundurach. Jednemu z nich udało mi się spojrzeć prosto w oczy, a ten spuścił głowę! Myślę, żeśmy się zrozumieli. Jest tu przecież dla naszego „bezpieczeństwa”, ma pilnować porządku. Czy ma broń? Czy będzie wyciągał z tłumu tych, co z transparentem solidarnościowym, przyszli na powitanie papieża? Ma orła na czapce i mundur wojska polskiego, budzi nadzieje na godne zachowanie. Godne? Przecież patrząc sobie, choć przez chwile w oczy, widzieliśmy hańbę munduru polskiego, przy pacyfikacji kopalni 16 grudnia 1981.
Na lotnisku znaleźliśmy się w gęstym tłumie, w znacznej odległości od ołtarza, przy którym miał odprawiać mszę papież. Śpiewał ogromny chór, grała orkiestra górnicza, tak cichuteńko, jak nigdy. A głos tysiąca śpiewających: „Hymn niewolników” Verdiego – wprowadzał w osłupienie. Wtedy, to była nasza pieśń, zniewolonego narodu. Wyczekiwaliśmy przylotu. Lądowały kolejne dwa helikoptery, a dopiero w trzecim znajdował się papież. Stanął na polskiej ziemi. Grzmiał „Hymn niewolników”, jak skarga do Boga. Tego głosu nam nie odebrano. Transparenty z hasłami, znaczki solidarności, to zarekwirowano.
Półtora miliona, ludzi przywitało Ojca Świętego, huraganem oklasków. Słuchaliśmy ze wzruszeniem jego słów. Modliliśmy się wszyscy zbratani i wdzięczni za jego obecność, przyniósł nam otuchę i nadzieję na lepszą przyszłość. W trakcie tych uroczystości spadł ulewny deszcz, ale słabo to zarejestrowałam, bowiem zupełnie inne przeżycia były górą. Przy monumentalnym ołtarzu Jan Paweł II głosił, że:
„Tylko miłość może zabezpieczyć pełnie sprawiedliwości. Trzeba więc, ażeby naprawdę miłowany był człowiek, jeżeli w pełni mają być zabezpieczone prawa człowieka.”
Chcę jednak wrócić do lat 80-tych ubiegłego wieku, kiedy to wybuchła „Solidarność”. Mój mąż, górnik, pracował na kopalni „Gotwald”, a później „Maczki-Bór” i tam strajkował wraz z innymi członkami solidarnościowymi. Wszystkiego, co się wówczas działo, nie będę tu opisywać, ja tylko zachowałam biało-czerwoną opaskę, którą miał na ręku. Teraz znów się przydaje, kiedy trzeba stanąć przed sądem w obronie Konstytucji.
Wtedy, w 1981, posyłaliśmy listy do Gdańska, do siedziby związku zawodowego „Solidarność” ze słowami wsparcia, żeby chociaż w ten sposób, dać dowód naszej wdzięczności za ich odwagę. W odpowiedzi otrzymaliśmy również listy, które zachowałam, widnieją na nich oryginalne pieczątki, oraz daty 23.04.1981 i 30.09.1981. A potem był stan wojenny, ale to już osobna opowieść z mojej strony. Tam w Muchowcu odczuwaliśmy solidarność papieża z robotniczą sprawą. Mówił o sensie i godności pracy, o pozdrowieniu „Szczęść Boże”. Apelował o wzajemny rozsądek, jak najłagodniejszymi słowami:
„Tak więc sprawa, która toczy się w Polsce nie może być rozwiązana inaczej, jak na drodze prawdziwego dialogu władzy ze społeczeństwem.
Rezultatem tej czerwcowej pielgrzymki do ojczyzny było zniesienie 22 lipca 1983 stanu wojennego. Jan Paweł II nie tylko apelował o dialog, lecz dialogz generałem Jaruzelski, podjął.
W stulecie urodzin Karola Wojtyły, znów jesteśmy podzieleni, skłóceni. Jego słowa na wiatr poszły. W czerwcu 1983 roku mówił:
„Nas, którzy żyjemy, czeka wielki moralny wysiłek związany z ewangelią pracy: wysiłek zmierzający do wprowadzenia w życie polskie, sprawiedliwości i miłości społecznej”.
Słowa Papieża odnoszą się do obecnej sytuacji w Polsce, tak trafnie, jakby Jan Paweł II, był wciąż z nami i apelował o wzajemny szacunek Polaków, stojących na politycznie przeciwnych barykadach.
Tymczasem życzę wszystkim: nie tylko radosnego świętowania setnej rocznicy urodzin Karola Wojtyły, papieża Polaka, ale przede wszystkim, wsłuchania się w jego słowa. I zrozumienia, że z miłości do człowieka rodzi się sprawiedliwość.
Grażyna Paul-Materna
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS