„I tak będę żył” to pasjonująca książka mogąca być materiałem na co najmniej kilka filmów sensacyjnych. Podczas lektury jesteśmy m.in.: na polach kampanii wrześniowej na Kresach, w hitlerowskich obozach koncentracyjnych w Pustkowiu i Bergen – Belsen, następnie w komunistycznych więzieniach w Rawiczu i Wronkach… Na łamach kart poznajemy powody, które zaprowadziły bohatera do tak nietypowych lokalizacji – w tym wstrząsające dla współczesnego odbiorcy – realizacje wyroków śmierci na zdrajcach Polski. Jednak przede wszystkim to, zgodnie z tytułem, opowieść o chęci życia. Ale życia nie za wszelką cenę, tylko życia w prawdzie, w wolności i godności, wreszcie w niezłomnym przywiązaniu do polskich wartości z Bogiem, Honorem i Ojczyzną na czele.
Przygoda rozpoczyna się w przedwojennym Krakowie 19 października 1920 roku, gdzie poznajemy młodzieńcze losy Stanisława Szuro i jego rodziny, silnie związanej również ze Lwowem. Ta, najmocniej familijna część książki (szczególnie interesująca dla miłośników starego Krakowa), dobrze pokazuje realia i obyczajowość tamtego czasu. Od spraw większej wagi po mniejszą np. wielką radość świeżo upieczonego maturzysty „nowodworskiego”, mogącego po raz pierwszy założyć kapelusz na głowę, co w tamtych czasach było wyrazem szacunku – podkreślało wykształcenie i dojrzałość mężczyzny. Przemiany życia społecznego opartego o pewien przyjęty i respektowany ład moralny nieznacznie zapowiadają fragmenty takie jak ten: „Drobniak, Kuza i Fidziński utworzyli Młodzieżowy Klub Falangi Bolesława Piaseckiego i głosili hasła antyżydowskie. Od klubu trzymałem się z daleka, bo pociągała mnie raczej Młodzież Wszechpolska (…) 3 stycznia 1939 roku o godz. 7 rano zamówiliśmy Mszę Świętą za duszę zmarłego właśnie Romana Dmowskiego(…)”.
Kłopoty w życiu bohatera rozpoczynają się jednak dość szybko – 1 września 1939 r., Historia przez duże H wkracza do życia Polaków – w tym i życia naszego bohatera. Zastaje go na Kresach, w okolicach Lidy, gdzie przebywa na szkoleniu wojskowym. Tak w książce opisany jest ten dramatyczny dzień „1 września jeszcze przed pobudką poderwał nas szum samolotu. Nad nami widniała fala maszyn. Nie umieliśmy rozpoznać ich znaków. W związku z tym, zaczęły się dyskusje, czy to nasi, czy Niemcy. Sprawę rozstrzygnął podoficer, który wrócił z Augustowa z przestrzeloną plandeką od samochodu i z wiadomością o bombardowaniu miasta. W specjalnie wykopanych w ziemi wnękach żołnierze utworzyli gniazda przeciwlotniczych karabinów maszynowych. W drugim dniu wojny serią z takiego kaemu został zestrzelony niemiecki obserwacyjny samolot Storch…” Ta część wojennej epopei (kiedy Polska była jeszcze wolna Polska) kończy się 17 dni później, kiedy wkraczają do niej kolejni okupanci – Sowieci. Tak nasz bohater zapamiętuje ten dzień następująco: „Siedemnastego w południe ruszyliśmy pociągiem do Lidy. Już w pociągu zaczęły krążyć wieści o wkroczeniu bolszewików. Przyjazd do Lidy stanowił przełom w naszym życiu. Dworzec oświetlony, a na dworcu gromady żołnierzy bez broni. Jeden z nich krzyknął do nas: chłopaki, nie ma już Polski. Rusek wziął połowę, a Niemiec resztę. Nasz kapral zmierzył do niego z karabinu, ale on zniknął w tłumie. Zwartym szeregiem doszliśmy do koszar 77 Pułku Piechoty…”
Po zrzuceniu munduru, w ogromnym niebezpieczeństwie rozpoczyna się dramatyczna i wielesetkilometrowa droga „do domu”, do rodzinnego Krakowa, do którego bohaterowi udaje się dotrzeć pod koniec roku i gdzie wkrótce wstępuje do podziemia niepodległościowego. Rozpoczyna walkę z okupantem w sekcji dywersyjnego kolportażu podejmując akcje takie jak np. ta: „W pewnym okresie robiliśmy swoistą akcję dywersyjną. Na czerwonym cienkim papierze drukowaliśmy po niemiecku hasła komunistyczne z podpisem Rote front. Pamiętam jedną z napisem „Drodzy Niemcy, sowiecka Rosja przyniesie wam wolność”. Te ulotki należało podrzucać Niemcom tak, by z nimi wpadali w sieć Gestapo. Rekord pobił kolporter, który paczkę tego typu ulotek wrzucił do samochodu majora SS. Jak potem słyszeliśmy, major został rozstrzelany, a jego kierowca trafił do obozu koncentracyjnego. Czyli dwa zero dla Polski.”
Niestety, wkrótce przydarza się „wpadka” i rozpoczyna się gehenna w obozach pierwszego z naszych oprawców. Najpierw w Pustkowiu, a następnie Bergen – Belsen. Koszmar opisanych tam przeżyć, nieco przytłacza, ale można też odnaleźć w nich nadzieję. Osobiście poruszyły mnie najmocniej dwa z nich:
„…nie straciłem wiary w Boga ani w człowieka. W takich miejscach jak obóz koncentracyjny obok morderców widziało się prawdziwych bohaterów. Tam każdy człowiek stawał bez maski. Wychodziła na jaw jego prawdziwa natura. Co ciekawe przekonałem się, że większość sadystów to przystojni mężczyźni, a tak zwane zakazane mordy, to zwykle porządni ludzie. A większość ludzi, nawet w najgorszych warunkach okazywała się godna szacunku. Miałem chwile, że fizycznie ledwie się trzymałem na nogach, ale psychicznie zawsze walczyłem o życie, liczyłem, że się pozbieram i nigdy się nie poddałem. Czasem tworzyłem sobie własny fikcyjny świat. Opowiadałem sobie niestworzone historie, bo to odrywało od strasznej rzeczywistości. W najtrudniejszych momentach myślałem: nie dam się spalić. I przeżyłem…Inteligencja, najmniej przygotowana do ciężkiej pracy potrafiła wytrzymać psychicznie i przeżyć najcięższe warunki.”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS