Dubaj – miasto, które nie powinno istnieć
Gdy przejrzałam moje tegoroczne podróże, zdałam sobie sprawę, że jest jedno państwo, o którym na blogu nie napisałam jeszcze ani jednego tekstu. Są to Zjednoczone Emiraty Arabskie – miejsce które miało być dla mnie bramą do poznawania Omanu, ale w którym ostatecznie spędziłam cztery dni.
Tak miało być. Jednak przyznam, że Dubaj zajmował mnie od dawna. Trochę się nim brzydziłam – olbrzymi moloch, niszczący morską florę i pompujący z ziemi tyle ropy ile się da, byle tylko pluć na lewo i prawo mamoną. Dodatkowo uwikłany w wojnę w Jemenie. Nie jestem znawczynią regionu, ale czytane przeze mnie reportaże mówią jednogłośnie: tak wojny, jak i katastrofy ekologicznej.
Jednocześnie interesował mnie. Chciałam zobaczyć tę niesamowitą architekturę. Największe i najbardziej luksusowe galerie handlowe świata. Chciałam zobaczyć też sztuczne wyspy i to czy miasto naprawdę leży na pustyni.
Dziś nie chcę wam pokazywać największe atrakcje Dubaju. Nie widziałam ich wszystkich. Raczej chcę napomknąć o moich zaskoczeniach, a czasem potwierdzeniach przypuszczeń. Zapraszam was do opowieści o Dubaju. Miasta, które nie miało prawa zaistnieć.
Przeczytaj też 10 wspaniałych doświadczeń, które zapamiętam z Omanu
1. Dubaj nie jest przystosowany do pieszego zwiedzania
Moją pierwszą zasadą, gdy przyjeżdżam do obcego miasta, to pozwolić mu mnie zadziwić. Osiągnę to tylko wtedy, gdy się w nim zgubię. Wychodzę więc z hotelu czy hostelu i wędruję godzinami po okolicy.
Niestety w ten sposób Dubaju nie poznam. Dubaj to miasto, które na zwiedzanie na piechotę jest za duże!
Poważnie! Ma 70 km długości! Gdybym chciała je przejść tak , zajęłoby mi to 4 dni!
I w przeciwieństwie do innych znanych nam miast, to nie jest tak, że wszystkie atrakcje są w jednej dzielnicy, dookoła jednego rynku. Największe atrakcje Dubaju są rozsiane na całej jego powierzchni.
Żeby wam to zobrazować: mieszkaliśmy w dzielnicy Deira. Do samego metra mieliśmy półtora kilometra. Do centrum handlowego Dubai Mall – pierwszej wybranej przez nas atrakcji – mieliśmy 12 km. Z Dubai Mall do Mall of Emirates 17 km. A z Mall of Emirates do mariny Dubaju kolejne 10 km. Sam powrót metrem z mariny do Deiri zabrał nam półtora godziny.
A metro wcale nie jest tak dobrze rozwinięte. Owszem staje przy wielu atrakcjach, ale i tak ze stacji musicie często jeszcze iść kilometr lub dwa. Zdaje się, że najlepszym sposobem na poznawanie miasta jest łapanie taksówek. Wtedy faktycznie wtedy stracicie najmniej czasu na przemieszczaniu się i zdołacie najlepiej wykorzystać swój pobyt (choć korki w Dubaju też są okropne!)
2. Architektura Dubaju wcale nie powala
O jaki to był zawód!
Pamiętacie mój ? Podobno „Dubaju środkowej Azji”?
Gdy odwiedziliśmy z Piotrem Astanę (dziś Nur-Sułtan) nie mogliśmy przestać się śmiać. To miasto było architektonicznym koszmarem. Kto mógł nazwać je Dubajem?
Niestety, okazało się, że Nur-Sułtan faktycznie jest Dubajem. Dubaj jest tak samo brzydki!
Z przerażeniem mijałam kolejne budynki i szukałam pereł architektury w Dubaju. Nie widziałam ich! No, ok – może gdzieniegdzie mignęło mi coś ładnego, ale był to jeden przypadek na sto.
Co więcej, widziałam budowle, które faktycznie pasowały do Astany. Nieciekawe, przebrzmiałe, sprawiają wrażenie bycia zaprojektowanych przez drugoligowych architektów. W Dubaju miałam wrażenie, że nie liczy się jakość, a wysokość. Tak jak wspomniałam wyżej – miasto nie jest przystosowane do chodzenia, wobec czego nikt nie zadbał o życie poza wieżowcami. Próżno szukać tu ogrodów, trawników, ławeczek i ulicznych kafejek. Te wszystkie oczywiście są, ale tylko w specjalnie zaprojektowanych do spacerów miejsc (patrz punkt 7).
Tak ogólnie to Dubaj i ulica Szejka Zajeda, przy której jest większość znanych budynków, jest koszmarkiem. Po piękną nowoczesną architekturę jedźcie do wschodniej Azji czy skupcie się na metropoliach Europy.
Przeczytaj też Nur-Sułtan: przewodnik po stolicy Kazachstanu. Jakie atrakcje warto zobaczyć?
3. Dubai Mall jest najciekawszym centrum handlowym, jakie widziałam
Z brzydoty do piękna? Można i tak.
Dubai Mall to centrum handlowe, do którego turyści niekoniecznie chodzą na zakupy. Chodzimy tu zwiedzać. Zaraz po wyjściu z metra skręciliśmy w prawo i trafiliśmy do luksusowej części największego centrum handlowego w Dubaju. Chociaż stop – spokojnie można powiedzieć, że ta część nie jest centrum. Ona zasługuje na nazwę „galeria”.
W Dubai Mall znajduje się 1200 sklepów i samo zwiedzanie – bez zakupów – zajmuje większość dnia. Pewnie powinnam napisać artykuł „Zwiedzanie Dubai Mall. Co zobaczyć w największym centrum handlowym Dubaju?” i może nawet napiszę.
Oprócz pięknej alei luksusowych sklepów, znajduje się tu olbrzymie akwarium, część galerii, która imituje tradycyjny arabski suk, niezwykłe rzeźby, fontanny i wystawy artystyczne.
Ponadto na miejscu znajdziecie lodowisko ze sztucznym padającym z sufitu śniegiem!!!
!!!!!
!!!!!!!!!!!
I kącik dla dzieci, a raczej przeogromną część poświęconą rozrywce.
Z galerii wjedziecie też na Burż Chalifa – najwyższego wieżowca na świecie.
Uwaga! Kolejne trzy punkty to porażka zdjęciowa. Z jakiegoś powodu nie robiłam im zdjęć, a jak już robiłam, to są kiepskie i nie nadają się do pokazania.
4. Deira to dzielnica, w której czuję się, jak w domu.
Dlaczego nie zrobiłam zdjęć mojej ulubionej części Dubaju? Prawdopodobnie dlatego, że czułam się w niej tak naturalnie.
Deira to stare miasto Dubaju. Miejsce, gdzie większość turystów dociera tylko po to, by zobaczyć Gold Souk, czyli targ złota, a potem wycieczki wracają do nowoczesnych części miasta. Dla unaocznienia sytuacji powiem wam, że byliśmy jedynymi białymi w naszym hotelu, a zobaczenie wieczorem innych turystów graniczyło z cudem. Podobnie zresztą z zobaczeniem kobiet – ich tu nie było wcale.
Deira to nie sieciowe sklepy. To typowo arabskie sklepiki z wątpliwą jakością towaru. To nie modne restauracje. Raczej bary, w których po dotknięciu czegokolwiek musicie 10 razy umyć ręce. Nie przepadam za kawą po turecku, a tu trudno znaleźć kawę z ekspresu (ostatecznie się znalazła. Mała kawiarnia prowadzona przez czarnoskórego (przystojnego!) chłopaka).
Właśnie tak wygląda najstarsza dzielnica Dubaju i mam wrażenie, że to jedyna szczera część miasta. Nie należy ona do milionerów i zachodnich inwestorów. Tu mieszkają Hindusi, Pakistańczycy, Afrykanie. Robotnicy z całej Afryki i połowy Azji, którzy następnie jadą do takiego Dubai Mall, by tam pracować jako fryzjerzy czy ekspedienci.
5. A jej kuchnia to wszystko, czego mi trzeba
Co z tą kuchnią? Jeśli byliście w , , czy chociaż w , to wiecie, co mam na myśli.
Wiecie, jak wyglądają restauracje-bary, które czystością nie grzeszą, ale po których kulinarnie można się spodziewać wszystkiego. Podają typową lokalną „domową” kuchnię.
Jak wspomniałam, Deira to dzielnica imigrantów. W restauracji-barze zjemy więc tak hummusy z falafelem, makarony na modłę południowo-wschodniej Azji, jak i dania typowo hinduskie.
A wszystko to popijemy głównym napojem Emiratów Arabskich (i Omanu) – smoothie. Te sprzedawane są na każdym rogu, a do wyboru macie dobre 40 opcji. Ostrzegam jednak, że smoothie na Bliskim Wschodzie są dosładzane cukrem. Pamiętajcie, by poprosić o wersję bez.
My zakochaliśmy się w barze zaraz przy naszym hotelu – Shaker Cafeteria. Z kolei w naszym hotelu – jedliśmy pyszne śniadania – z fasolami, dalami, kleikami. Tylko bardzo was proszę pamiętajcie: to wszystko w atmosferze lepiącego się do stołów kurzu.
6. Stok narciarski w centrum handlowym robi większe wrażenie, niż mi się wydawało
Widziałam zdjęcia stoku narciarskiego w centrum handlowym Mall of Emirates. Jednak nie sądziłam, że robi on aż tak wielkie wrażenie. Właściwie jest to największe WOW pobytu w Dubaju.
Do Mall of Emirates poszliśmy tylko po to, by zobaczyć stok narciarski. Jak widzicie po zdjęciach – nie weszliśmy na jego teren. Oglądaliśmy go jedynie przez szyby, co było mocno utrudnione i moje zdjęcia nijak nie oddają jego wielkości. Dlatego wyjątkowo posłużę się zdjęciem reklamowym. Oto one:
Na terenie Dubai Ski mamy aż pięć stoków narciarskich, z których najdłuższy ma 400 metrów. Dla snowbordzistów jest też największy zamknięty snowpark na świecie. Oprócz tego tor saneczkowy dla najmłodszych, lodowisko i jaskinia lodowa. Jest regularny wyciąg, alpejska chata, by wypić w niej coś ciepłego. Jest tam też zimno – wewnątrz panuje stała temperatura ok. 0 C (w tej chwili patrzę na termometr na ich www – podaje -4 stopnie), co widać po prawdziwych kombinezonach narciarskich, które noszą na sobie dzieci.
No i najbardziej kontrowersyjna (czy powinnam napisać „kurewska”?) sprawa – są też tam pingwiny, które kilka razy dziennie odbywają obowiązkową rundkę po „parku”. Dubaj chyba naprawdę uwierzył, że nic nie jest niemożliwe
7. Dubai Marina jest piękna. Ale najlepsze w niej jest centrum handlowe
Jednym z najbardziej luksusowych miejsc Dubaju, gdzie mieści się najwięcej drogich apartamentów i hoteli jest Dubai Marina, czyli zatoka, nad którą rozsiadły się restauracje, a którą można obejść w ramach długiego spaceru.
Oczywiście próżno tu szukać małych uroczych domków, jakie znamy i jakie lubimy w marinach włoskich. Tu zamiast nich świecą nowoczesne wieżowce. Wielu może to przytłaczać, ale ja przyznam, że Dubai Marina mi się podoba.
Architektura jest moim zdaniem najlepsza w mieście, zatoka jest urokliwa, meczet wygląda bardzo przyjemnie.
Byliśmy tu dwukrotnie. Wieczorem było naprawdę przyjemnie, jednak w środku dnia nie dało się przejść kilkunastu metrów. Wtedy jednak odkryliśmy, że przy sporej części deptaku znajduje się zadaszone klimatyzowane przejście z szybami, zamiast ściany. Można więc spokojnie siedzieć w restauracji czy kawiarni i patrzeć na marinę. I jednocześnie nie umierać z gorąca.
8. W barze Marriottu spędziliśmy dwie godziny i chętnie siedzielibyśmy tam znacznie dłużej
No i są też dubajskie palmy.
Nie te rosnące gdzieniegdzie przy drodze. Mówimy o palmach-wyspach.
Nieprzemyślane, zakorkowane, śmierdzące, ze stojącą wodą i szalenie kiczowate wyspy-palmy, to właściwie wizytówka miasta. Najsłynniejsza i najbardziej w centrum jest Palma Dżamira. Największa – umieszczona przy południowej granicy emiratu – Palma Dżabal Ali. A w budowie jest jeszcze Palma Dira, która będzie docelowo bardzo blisko naszego „domu” w Deirze.
Długo się zastanawialiśmy, ale ostatecznie nie wjechaliśmy na Palmę Dżamirę. Zamiast tego pojechaliśmy do hotelu Marriott, gdzie na ostatnim piętrze mieści się bar. Za cenę drinka (dość drogiego, ale bez przesady) przez dwie godziny dyskutowaliśmy o naszej podróży i świętowaliśmy jej pozytywny przebieg.
Z tego jednego miejsca Palma Dżamira wyglądała pięknie! Przy niej odbywały się skoki ze spadochronu, co też robiło wrażenie.
To była wspaniała decyzja, by tam pojechać. Bardzo polecam ten punkt widokowy!
9. Dubaj nie jest na trzy dni. Jego atrakcje są co najmniej na sześć!
Gdy dyskutowaliśmy nad programem naszej wycieczki na Bliski Wschód, to byłam główną orędowniczką Dubaju.
Przekonywałam, byśmy zostali tam jak najdłużej. Jednak nawet w najśmielszych snach nie sądziłam, że trzy dni, to za mało. Wykorzystam ten punkt, by wymienić miejsca, których nie odwiedziliśmy, a które odwiedzić bym chciała.
Przepiękną Bastakię widzieliśmy tylko z zewnątrz. Nie płynęliśmy po zatoce Dubai Creek. Ominęliśmy tak polecaną Wioskę Dziedzictwa. Nie byliśmy pod słynnym żaglem Burj al-Arab, ani na żadnej plaży. Bardzo żałuję, że nie dotarliśmy do Alserkal, która jest stolicą sztuki. Równie mocno chciałabym zobaczyć Dubai Miracle Garden, czyli ogród cudów, w którym budynki są całe pokryte kwiatami. W końcu ominęliśmy wszystkie parki rozrywki, a jest ich naprawdę wiele.
Nie byliśmy też na Burj Khalifa, choć to akurat był nasz wybór – ta atrakcja jest po prostu za droga. Sami więc widzicie, że traktowanie Dubaju przesiadkowo, to tak jak pojechać do na jeden dzień i powiedzieć, że widziało się wszystkie najważniejsze atrakcje.
No nie widziało! To jest fizycznie niemożliwe!
Przeczytaj też Oman z niemowlakiem – wszystko, co chcecie wiedzieć o wyjeździe na Bliski Wschód
10. Nie musicie jechać do Omanu. W Emiratach macie co robić trzy tygodnie.
Wreszcie punkt dziesiąty, który jest dla mnie bardzo ważny. Emiraty potraktowaliśmy po macoszemu. Dwa dni na zwiedzenie Dubaju i w drogę! Tymczasem im dłużej tam byliśmy, tym bardziej utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że nie musieliśmy jechać do Omanu.
Bo po co? Zobaczyć wadi? Wadi są w Emiratach. Zobaczyć wielkie pustynne wydmy? One też są na miejscu, zresztą pół godziny drogi od Dubaju. Piękne plaże mamy na miejscu. Do tego suki, niezwykłe meczety, wyjątkowe muzea.
Jedną z największych atrakcji naszego wyjazdu był targ wielbłądów. Nie w Omanie – w Al Ain w Emiratach. Tam też znajduje się wielkie zoo, w którym została odrodzona populacja oryksów – zwierząt, dla których również pojechaliśmy do Omanu, a które widzieliśmy tylko w Emiratach.
Czy uważam, że Emiraty są ciekawsze od Omanu? Nie. Ale są wystarczająco ciekawe, by to im poświęcić całą wycieczkę. Gdy pojawią się znów tanie loty, to z pewnością wrócimy, by zobaczyć Abu Dabi, iść w góry Hajar i zobaczyć muzea i parki rozrywki, które ominęliśmy w Dubaju. Poczekam aż Kora podrośnie i będzie gotowa na to ostatnie i w drogę.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS