1.
Tytuł jest rzecz jasna żartobliwy, ale dobrze oddaje charakter wzorcowego miasta komunizmu. Powstało ono w miejscu o bogatej tradycji, sięgającej głębiej niż najdawniejsze polskie dzieje. Napisałem “głębiej”, bo tę spuściznę skrywa ziemia.
Podczas budowy słynnego kombinatu metalurgicznego imienia Lenina archeolodzy wydobyli mnóstwo artefaktów, a ziemny kopiec poświęcony legendarnej Wandzie jest najstarszym w Krakowie. Pochodzi z VII-VII wieku.
Wiele miejsca poświęciłem dziejom obecnej krakowskiej dzielnicy w moim podcaście “Nowa Huta krok po kroku”. Jest teraz dobra okazja, żeby powrócić do moich artykułów. Mamy bowiem bardzo ważną datę w nowohuckiej kronice – 23 czerwca. To urodziny tej w założeniu utopijnej metropolii.
2.
Zanim przedstawię syntezę moich przemyśleń, zaanonsuję nowohuckie wydarzenie, które doskonale wpisuje się w znaczący kalendarz i tematykę mojego wpisu. Dziś 23 czerwca 2021 roku o 13:00 odbyło się uroczyste otwarcie Domu Utopii – Międzynarodowego Centrum Empatii. To nowe centrum artystyczno-edukacyjne w Nowej Hucie ma realizować działania kulturalne i edukacyjne, które w istotny sposób wpisują się w historię miejsca − krakowskiej Nowej Huty, a jednocześnie promować lokalnych artystów w Polsce i w kręgach międzynarodowych, wzmacniać relacje mieszkańców ze sztuką. Z ogromną przyjemnością skorzystałem z zaproszenia twórców tego wyjątkowego miejsca.
Małgorzata i Bartosz Szydłowski byli moimi przewodnikami po okazałym i supernowoczesnym budynku na os. Szkolnym 26. Mieściło się tam skrzydło budynku Zespołu Szkół Elektrycznych nr 2, które zlikwidowano ze względu na niż demograficzny. Budynek stał przez wiele lat pusty, ale na szczęście został poddany niemal magicznej metamorfozie.
Kiedy podziwiałem architektoniczną bryłę i spacerowałem po korytarzach i kolejnych pomieszczeniach Centrum, miałem skojarzenie z budynkiem słynnego Bauhausu w Dessau oraz ideą uczelni artystyczno-rzemieślniczej utworzonej przez Waltera Gropiusa i działającej w latach 20. i 30. XX wieku.
Porównanie na wyrost, ale inicjatywa twórców Teatru Łaźnia Nowa ma moim zdaniem duże szanse, aby stać się bardzo ważnym i oryginalnym ośrodkiem kulturalnym – na pewno w Nowej Hucie, jestem przekonany, że także na skalę całego kraju, a być może znaną i cenioną na świecie. Bartosz Szydłowski udowodnił przecież, że potrafi przyciągnąć do swojego teatru wybitnych artystów z kraju i zagranicy, a Małgorzata Szydłowska – scenografka i autorka nowatorskiej koncepcji przebudowy i adaptacji postindustrialnej przestrzeni – może zaskoczyć swoją inwencją przybyszów z różnych regionów naszego globu. “Dom Utopii” może być więc naszym nowohuckim oknem na świat.
Otwieramy drzwi. Wejdźcie do środka.
3.
To przypadek – jak przyznał w rozmowie ze mną Bartosz Szydłowski – że inauguracja “Domu Utopii” odbyła się właśnie 23 czerwca. Ale czy nie jest to znaczący zbieg okoliczności? To właśnie tego dnia miasto Nowa Huta zaczęło wyłaniać się z Matki Ziemi. Jednak kiedy piszę te słowa, muszę nawiązać do tego, o czym już kiedyś pisałem. Zadałem już bowiem pytania: kiedy tak naprawdę rodzi się nowe miasto? Czy można to dokładnie określić ? W przypadku Nowej Huty są takie dni, które się szczególnie wyróżniają, mimo że można by wskazać inne ważne cezury. Przy czym wyraźnie trzeba oddzielić kreację przemysłowego molocha – gigantycznej machiny kombinatu metalurgicznego – od poczęcia miejskiego organizmu przeznaczonego dla rzeszy przybyszów zewsząd. Skupię się na tej ostatniej materii – ożywionej – z komórkami mieszkań, aortami alej, neuronami sąsiedzkich relacji.
Jeśli tak pisać życiorys Nowej Huty, to dopiero 18 grudnia stukną jej 72 lata. To stuk młotka, który zakończył budowę pierwszego bloku. Właśnie 18 grudnia 1949 roku pierwsi lokatorzy wprowadzili się do dwupiętrowego budynku o spadzistym dachu na osiedlu Wandy. (Według dawnej nowohuckiej nomenklatury było to osiedle A-1 Południe). Jest to dom pod numerem 21. Na jego fasadzie dwadzieścia lat później przytwierdzono skromną tablicę z napisem: “W tym miejscu rozpoczęto wielkie dzieło wznoszenia Nowej Huty, symbolu socjalistycznych przeobrażeń Polski Ludowej 1949-1969”.
Budynek ma trzy klatki schodowe. Mieszkania są jedno-, dwu- i trzypokojowe. Architekturą i atmosferą te grupki kamieniczek przypominają osiedla budowane w Polsce tuż przed wybuchem II wojny światowej. Nic dziwnego, bo wywodzą się jeszcze z tamtych koncepcji. Do ich walorów trzeba dodać jeszcze jeden element: zieleń. To osiedle-ogród jakich wiele w starej Nowej Hucie.
18 grudnia 1949 roku blok numer 21 został zasiedlony. Czytaj: ożywiony. Jednak czy miastu potrzebni są mieszkańcy, żeby się narodziło? Wbrew pozorom nie jest to absurdalne pytanie. Może jest prenatalne życie takiego domu, czas przejściowy po jego poczęciu do pełnej egzystencji, już z lokatorami? Wówczas Nowa Huta jako miasto zrodziłaby się 23 czerwca 1949 roku. Tego właśnie dnia, dokładnie 72 lata temu, wbito pierwszą łopatę pod budynek, o którym tu piszę.
Podkreślam tę datę także z innego powodu, bo to nie jest zwyczajny dzień. Jest naznaczony w kalendarzu astronomicznym, ale także w rytualnym i liturgicznym.
4.
Noc z 23 na 24 czerwca to wigilia Świętego Jana Chrzciciela. Kościół katolicki świadomie wybrał owego patrona, aby zmienić pogański charakter tego okresu w roku. Bardzo żywe przez długi czas po chrystianizacji Polski były obchody sobótki związane z letnim przesileniem Słońca. Na 23 czerwca przypadają imieniny Wandy. Imię Wanda, co ważne w kontekście, który tu kreślę, nie ma żadnej świętej patronki. Nie było świętej o takim imieniu. Nie było to z pewnością bez znaczenia dla komunistów, którzy walczyli z katolicyzmem.
Wanda to tajemnicza, legendarna postać. To moim zdaniem najprawdziwszy nowohucki archetyp. Większość z nas kojarzy ją z historią o ‘Wandzie, co nie chciała Niemca”. Najbardziej popularna wersja tej opowieści głosi, że Wanda była polską księżniczką, córką króla Kraka. Kiedy odmówiła ręki niemieckiemu księciu, Rydygier na czele swoich wojów dokonał agresji na polskie ziemie. (Zbieżność nazwisk z Rydygierem, patronem szpitala w nowohuckich Bieńczycach jest przypadkowa. Ludwik Antoni Rydygier był polskim chirurgiem.) Wojska pod dowództwem Wandy odparły atak. Księżniczka jednak rzuciła się w nurt Wisły. Samobójczy czyn miał odebrać Rydygierowi pretekst do kolejnych napaści. Jest też wersja tej legendy mówiąca, że Wanda targnęła się na życie w ofierze dziękczynnej za wiktorię na bitewnym polu.
Wszystko to brzmi dość absurdalnie nawet jak na często irracjonalną treść wielu mitów, legend, podań czy ludowych klechd. Jak wspominałem w swoich podcastach, Cyprian Kamil Norwid napisał misterium “Wanda” po tym, jak odwiedził słynny Kopiec w Mogile. Było to ostatnie polskie miejsce, które obdarzył taką uwagą, zanim już na zawsze pożegnał się z krajem i udał się na emigrację. Rękopis pierwszej wersji utworu zaginął w zagadkowych okolicznościach. Norwid napisał misterium jeszcze raz. Jednak to nie było to samo dzieło. Dlaczego? Jak sam wytłumaczył: “dwa razy ściśle to samo TWORZYĆ byłoby to POTWORZYĆ”. Nasz wieszcz kochał takie gry słów i często fałszywe etymologie, aby jak kabalista języka polskiego odnajdywać ukryte, głębinowe treści pod płaszczyzną polszczyzny. “Płaszczyzna polszczyzny” to już moja licentia poetica. Rzecz jasna nie mam tu na myśli jakiejś geometrii języka, ale zgrane formuły, oklepane wyrażenia, albo bezmyślne kalki. Norwid poszedł bardzo daleko w reinterpretacji legendy. Temu skomplikowanemu utworowi poświęcono niejedno studium. Nie ma tu miejsca, aby dokonywać szczegółowej analizy. Dość powiedzieć, że Norwidowa Wanda, płonąc na ofiarniczym stosie przemienia się w wiślaną wodę. Warto dodać, że inna nazwa Wisły to Vandalus, a Wanda bierze się z “węda”, czyli “wędka”, “vandene” – “rusałka” lub “vanduo” – “woda, fala”.
Wyraźnie widać, że w tej kobiecej postaci kryje się coś więcej niż tylko bohaterka bajeczki ze szkolnych podręczników, po gombrowiczowsku “upupiona”. Jest w niej mityczny, mistyczny majestat i niezwykła, pierwotna moc. Oddał to nasz kronikarz – błogosławiony Wincenty Kadłubek. (Jest stale obecny duchowo w kościele na Szklanych Domach.) Oto jak opisuje reakcję wrogiego władcy, którego księżniczka oczarowała (“zaczarowała”?). Tyran uległ niesłychanemu urokowi, wojsko nagle rażone zostało jakby jakimś promieniem słońca; wszyscy jakoby na rozkaz bóstwa odstąpili od walki: twierdzą, że uchylają się od świętokradztwa, czczą nadludzki jej majestat. Jednak najbardziej tajemnicze słowa wypowiedział sam tyran-agresor. To jak magiczna formuła nieznanego kultu: Wanda morzu, Wanda ziemi, obłokom niech Wanda rozkazuje, bogom nieśmiertelnym za swoich niech da się w ofierze.
Intrygującą interpretację tej hermetycznej formuły przedstawił na swojej stronie Wojciech Zabielski – licencjonowany przewodnik po Krakowie. Słowa takie mogą sugerować, że Wanda nie była istotą ludzką, gdyż była słonecznym promieniem, lub też władała mocą takich promieni. Miała cechy bóstwa, skoro walka z nią byłaby świętokradztwem, do tego miała nadludzki majestat. Tylko bóstwo mogłoby wydawać rozkazy morzu, ziemi, obłokom lub słońcu. Zatem Wanda mogła być pogańską: słowiańską lub celtycką boginią ziemi, wody i przestrzeni. Tak chyba rozumiał ją błogosławiony Kadłubek, a dopiero późniejsi kronikarze nadawali jej stopniowo cech ludzkich. Czy to jako bogini, czy zwykła kobieta powróciła do swoich źródeł, czyli do wody.
Kiedy napisałem o “archetypowym” charakterze postaci Wandy, miałem na myśli właśnie tę sakralną aurę, która ją otacza, przedziwny magiczny nimb. Racjonalnym wytłumaczeniem mogłoby być jednak celtyckie pochodzenie tego kobiecego bóstwa. Być może Wanda jest naszą nowohucką Boginią Matką? Ten trop wykluczył jednak w rozmowie ze mną dr hab. Jacek Górski, dyrektor Muzeum Archeologicznego w Krakowie, autor książki “Prastara Nowa Huta”. Chociaż warto podkreślić, że w czasie budowy kombinatu natrafiono na wielką liczbę celtyckich artefaktów.
5.
Jest jednak inna frapująca hipoteza na temat kalendarza sakralnego. Zwróciła na nią uwagę Elżbieta Lijewska w artykule “Tajemnice krakowskich kopców. Wokół dedykacji do misterium Norwida ‘Wanda'”. Opisała zdumiewającą koincydencję, fascynujące korespondencje pomiędzy bardzo starymi krakowskimi kurhanami. Jeśli wybierzemy się na kopiec Wandy 4 listopada lub 6 lutego, zobaczymy zachodzące słońce dokładnie nad kopcem Krakusa; natomiast stojąc na kopcu Krakusa 2 maja lub 10 sierpnia zaobserwujemy słońce wschodzące nad kopcem Wandy. Są to przybliżone daty celtyckich świąt Samhain, Imbolc, Beltaine i Lughnasadh. Owe święta ściśle wiązały się z kultem zmarłych i “były często obchodzone w sąsiedztwie mogił — kurhanów”, ponoć także w legendach krakowskich widać ślady wierzeń celtyckich. Celtycką hipotezę Janusza Kotlarczyka o kopcach jako obiektach geodezyjno-astronomicznych potwierdzają pomiary za pomocą techniki satelitarnej GPS, uwzględniające położenie drugiego kopca Kraka (w Krakuszowicach) oraz niektórych wzgórz w Krakowie i okolicy. Celtowie dzielili rok na połowę letnią i zimową. Początek roku wypadał w okolicy 1 listopada, kiedy z kopca Wandy zachód Słońca widać na tle kopca Krakusa. Letnia połowa rozpoczynała się w maju, gdy wschód Słońca obserwowano na tle kopca Wandy. Zdaniem prof. Władysława Górala kopce i niektóre naturalne wzgórza wokół Krakowa i Wieliczki tworzyłyby rodzaj prehistorycznej sieci astronomiczno-geodezyjnej. Mimo woli przypomina się obraz wschodów słońca nad Stonehenge w Anglii, gdy pierwsze promienie światła przebijają się przez megalityczną konstrukcję. Może więc niezwykłą intuicję wykazał Norwid, gdy jedną z kluczowych scen swojego misterium zbudował wokół obrazu promienia słońca. Mistyczno-“astronomiczne” widzenie było dla Wandy sygnałem, który kazał jej złożyć siebie w ofierze na kopcu-stosie ofiarnym. Taką fascynującą interpretację przedstawiła badaczka.
6.
Na początku lat 90. XX wieku w kulturalnym dodatku do “Czasu Krakowskiego” zaproponowałem hipotezę, że wpisanie się komunistów w tę tradycję nie musiało być przypadkowe. A nawet jeśli, to demiurgowie nowego utopijnego “miasta słońca” z pięcioma arteriami, jak promienie słoneczne wychodzącymi z Centrum, chcąc nie chcąc, stali się kontynuatorami tej pogańskiej linii. Mocno zastawiające jest to, że patronką pierwszego nowohuckiego osiedla stała się właśnie Wanda. Dająca do myślenia jest okoliczność, że pierwsza łopata pod fundamenty pierwszego nowohuckiego domu została wbita w dzień Wandy, w wigilię dnia świętego Jana. Tak jakby to był komunistyczny, demoniczny kontrrytuał, skierowany przeciwko egzorcyzmowaniu przez Kościół chtonicznych miejscowych mocy. W tym kontekście warto przywołać jeszcze jedną ważną historyczną informację związaną z terenami obecnej Nowej Huty. Cystersi przybyli do Mogiły w 1222 roku z klasztoru w Lubiążu na Dolnym Śląsku. Niewykluczone, iż zostali tu sprowadzeni dlatego, że był tu silny ośrodek kultu pogańskiego związany właśnie z kopcem Wandy.
Jeśli nawet jest to legenda, to budzi zastanowienie wyłaniająca się w tym miejscu prawidłowość historiozoficzna. To jak cywilizacyjna sinusoida. Kult Bogini Wandy zostałby poddany chrześcijańskiej metamorfozie, religijnemu przewartościowaniu, dostosowaniu do nowej katolickiej cywilizacji. Dominująca przez wieki kultura łacińska, która wcześniej “pokryła” starszą tradycję jak nowy tekst stare pismo na pergaminie palimpsestu, była po II wojnie światowej totalnie wymazywana przez pogański komunizm. Nowa Huta miała być bowiem miastem bez jednego kościoła, metropolią ateistyczną, w której wykuwano by Nowego Sowieckiego Człowieka, bezwolnego manekina w gabinecie figur “wojskowych” – niezwyciężonej Armii Czerwonej. Każdy nowohucianin leżący przez bożkiem bolszewickiego Baala, miał być drewnianym balem, pniem wydrążonym z żywych tradycji, z podciętymi korzeniami. Do słowiańskich, pogańskich, solarnych źródeł wiodą nas choćby nasze nowohuckiej nazwy topograficzne, miejska onomastyka: kino Świt, kino Światowid, osiedle Słoneczne. Ta promienista leksyka łączyła się z nowymi komunistycznymi “świętymi”, przeróżnymi “oświeconymi” typkami spod ciemnej gwiazdy, czarnego alchemicznego słońca. To w takiej retorcie miał się zrodzić mefistofeliczny homunculus, mały człowieczek, twór komunizmu. Cytując raz jeszcze Norwida: TWORZYĆ go raz jeszcze po dawnych poganach to POTWORZYĆ. Bolszewicy, osobiści wrogowie Pana Boga, chcieli tu wykreować potwora, nowe wcielenie pierwotnego złego ducha. Nie spodziewali się jednak, że napotkają tak wielki opór i upór prostych ludzi.
7.
Frapującą sprawą dla mnie jest fakt, że pierwszy bardzo poważny, krwawo stłumiony bunt w Nowej Hucie dotyczył nie spraw materialnych, niedoborów rzeczy i żywności, szalejącej drożyzny, ale wiary, religii. To słynna obrona Krzyża.
Historia ta jest już bardzo dobrze opisana. Przypomnę więc tylko najważniejsze fakty. 17 marca 1957 roku, w miejscu gdzie miał powstać pierwszy kościół w Nowej Hucie, ludzie postawili krzyż. To było bardzo symboliczne miejsce – róg Marksa i Majakowskiego. To tu spotykali się diabelnie inteligentny twórca zbrodniczej pseudofilozofii oraz utalentowany piewca rewolucji, dewastacji wszystkiego, co cywilizowane w imię tej demonicznej ideologii. Marks z Majakowskim początkowo wygrali z Chrystusem. Komuniści cofnęli pozwolenie na budowę świątyni i rozkazali usunąć symbol wiary nowohucian. 27 kwietnia 1960 r. na plac wjechały koparki. Operatorzy dostali polecenie, by wykopać krzyż. Kobiety zaczęły twardo bronić chrześcijańskiego znaku. Rozgorzały uliczne walki, które przeniosły się do budynku Rady Dzielnicowej. Milicja nie mogła sobie początkowo poradzić ze zbuntowanymi nowohucianami. Sprowadzono posiłki z różnych stron kraju, zmobilizowano wojsko. Łapanki na ulicach, totalne kontrole w blokach, przeszukiwanie mieszkań i hoteli, więzienia i wygnanie – taka była odpowiedź komunistów. Ale krzyż pozostał na miejscu. Mimo że władza postawiła na swoim i wybudowała szkołę zamiast kościoła. W tym miejscu świątynia powstała dopiero w 2001 roku.
Natomiast w październiku 1967 r. kilkaset metrów dalej zaczęto budować kościół Arka Pana. Bardzo nowoczesna to architektura sakralna, inspirowana słynnym dziełem Le Corbusiere’a, bryłą kaplicy Notre Dame du Haut w Ronchamp.
8.
Pogaństwo-chrześcijaństwo-komunizm-postkomunizm-neopogaństwo? Czy historia zatacza kręgi? Czy podlega prawu cykli? Nowa Huta jest tu świetnym laboratorium. To jak Miasto Słońca wytopione w alchemicznym piecu dziejów.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS