Wczoraj, 16 lipca (23:00)
Maciej Janowski nie miał w ostatnich latach szczęścia do Grand Prix Czech. W 2015 roku stał tam na najniższym stopniu podium, a potem już nie był w stanie nawet powtórzyć tego wyniku. Udało się dopiero teraz i to z nawiązką. Polak w wielkim stylu wygrał tegoroczną inaugurację w stolicy Czech, pokonując w finale, po świetnej akcji na dystansie, Emila Sajfutdinowa. Niech to będzie zapowiedź jego medalu w indywidualnych mistrzostwach świata. Skoro udało się odczarować Pragę, niech się uda odczarować całe Grand Prix!
Janowski parę razy ocierał się o podium klasyfikacji generalnej indywidualnych mistrzostw świata. Z reguły pięknie zaczynał sezon, był liderem, a potem impetu zaczynało brakować. W efekcie trzy razy kończył rozgrywki na najbardziej niewdzięcznym dla sportowca, czwartym miejscu. Czy teraz scenariusz się powtórzy? Oby nie.
Polak jak chyba nikt innych ze światowej czołówki, naprawdę zasłużył na ten medal. Jest jednym z ledwie czterech zawodników w całej historii Grand Prix, którzy w siedmiu sezonach z rzędu wygrywali przynajmniej jeden turniej o mistrzostwo świata. Pozostała trójka to prawdziwi arcymistrzowie. Tony Rickardsson był sześć razy mistrzem świata, Greg Hancock czterokrotnie sięgnął po ten tytuł, a Jason Crump ma w kolekcji trzy złote medale. Tymczasem Maciej Janowski nie ma nawet jednego marnego brązu. A czas ucieka. W sierpniu świętował będzie już swoje 30. urodziny.
Ta regularność powinna zostać w końcu nagrodzona. Jest ona też najlepszą odpowiedzią dla tych, którzy próbują deprecjonować tegoroczne … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS