A A+ A++

Fragmenty książki Fabrice Hadjadjeg, Zmartwychwstanie, instrukcja obsługi

Istnieje publikacja o smutnej sławie, zatytułowana Samobójstwo, instrukcja obsługi. Czytelnik znajdzie tam wyczerpującą listę instrukcji, jak strzelić sobie w łeb albo zatrzymać akcję serca. Niestety, w kwestii zmartwychwstania trudno o skuteczną samoobsługę. Odebrać sobie życie – to jest do zrobienia. O wiele trudniej byłoby sobie życie dać. Można skoczyć z szóstego piętra, ale jak się dźwignąć, kiedy się leży sześć stóp pod ziemią? Człowiek jest w stanie wyeliminować się spośród żyjących, ale wstać z martwych nie potrafi.

Zupełnie tak samo jest z początkiem życia. Tu też nie ma samoobsługi. Tak samo, jak niepodobna o własnych siłach zmartwychwstać, nie można bez pomocy przyjść na świat. A jednak – ciężki to cios dla naszej pychy – urodziliśmy się. Ktoś zauważy z pewnością, że owszem, człowiek jako jednostka nie może sam siebie sprowadzić na świat, ale człowiek jako gatunek jest do tego zdolny. Czyż nie płodzimy dzieci? Natomiast zmartwychwstanie jest niemożliwe tak samo dla jednostki, jak i dla gatunku. Zbudowana przeze mnie analogia z pewnością ma ograniczenia, ale może prowadzić do wniosku, że urodzenie się jest dla człowieka trudniejsze do osiągnięcia niż zmartwychwstanie. Może właśnie dlatego najnowsza technologia stawia sobie za cel, żeby jednostkę ludzką wyprodukować, eliminując konieczność narodzin. Cóż, to zrozumiałe.

Akceptacja faktu, że zostało się urodzonym, jest rzeczą trudniejszą i de facto bardziej podstawową, niż akceptacja perspektywy zmartwychwstania. Po części dlatego, że świadomość, iż urodziliśmy się ze związku pewnej pani z pewnym panem, jest mniej ekscytująca niż wizja odrodzenia w Bogu. Ale też dlatego, że jeśli raduje nas perspektywa życia wiecznego, musi to oznaczać, iż już tutaj, na tym łez padole, gdzieś pomiędzy strefą przemysłową a galerią handlową, nastawiliśmy się na to, żeby cieszyć się życiem. Po co chcieć żyć wiecznie, jeśli już teraz życie nam obrzydło? Jeśli narodzin nie uważamy za rzecz zwyczajnie cudowną, po co nam cud zmartwychwstania? Z drugiej strony, wiara w zmartwychwstanie sprawia, że dostrzegamy cud, jakim są zwyczajne narodziny. Jeśli mamy zaakceptować fakt, że przyszliśmy na świat tu i teraz, z ciałem, któremu wiele brakuje do ideału, po to, żeby wieść życie pełne trudu oraz cierpienia w zdegradowanym środowisku i wreszcie zdechnąć, prawdopodobnie w przykrych okolicznościach, to musimy wierzyć, że za tym wszystkim kryje się jakiś głębszy sens.

Perspektywa zmartwychwstania sprawia, że żadnych narodzin nie możemy uznać za bezsensowne czy daremne (w religiach, które nie uznają zmartwychwstania, narodziny są z reguły postrzegane jako dopust albo degradacja; wyznawcy tych religii nie popełniają samobójstwa, bo jedyne, co mogłoby ich zadowolić, to gdyby się w ogóle nie urodzili). Tak czy inaczej, zarówno wiara w zmartwychwstanie, jak i akceptacja własnych narodzin wpisują się w tę samą postawę – afirmację życia. Życia, które nas przewyższa, zawsze jest o krok przed nami i nieustannie nas zaskakuje.

Niniejsza instrukcja obsługi nie zagwarantuje więc, że „to zadziała” (tak jak tego oczekujemy od broszury dołączonej do komputera albo do pistoletu). Jej intencją jest, żebyśmy nie rozstawali się z życiem. Niech doświadczenie życia okaże się ważniejsze niż korzyść majątkowa, prawda istnienia ważniejsza niż możliwość zainkasowania.

(…)
Teza, która przyświeca tej niewielkiej książeczce, jest następująca: objawienia Zmartwychwstałego mają zdecydowanie przyziemny charakter. Jeśli ukazuje się uczniom, to nie po to, żeby wszyscy zapomnieli o Bożym świecie, zapatrzeni w niesamowitą wizję. Wręcz przeciwnie – przypomina nam o miłości bliźniego. Uczy nas spojrzenia z góry, spojrzenia na te same rzeczy, które widzą wszyscy śmiertelnicy, ale z perspektywy Ducha. Ewangelista Jan ujmuje to zwięźle: „Duch bowiem jeszcze nie był, ponieważ Jezus nie został jeszcze uwielbiony” (J 7,39). Jezus wyjaśnia dokładniej w mowie pożegnalnej przed męką: „Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was” (J 16,7).

Dopełnieniem Paschy jest Pięćdziesiątnica. Owszem, wyjście z Egiptu to wspaniała historia, ale byłaby tragicznie smutna, gdyby Izraelici wyrwali się z niewoli tylko po to, żeby każdy z nich mógł zostać małym faraonem. Owszem, podziwiamy Zwycięzcę śmierci, ale Jego tryumf okazałby się straszną porażką, gdyby wierzący w Niego wyzbyli się lęku przed śmiercią tylko po to, żeby nadąć się pychą, w pogardzie mieć dzieło Stwórcy i wyrzucić z pamięci obraz pokornego Odkupiciela. Uwielbienie Jezusa musi prowadzić do tego, by Zmartwychwstały zniknął sprzed oczu uczniów i posłał im Pocieszyciela, Ducha, który tchnie życie w codzienność i sprawia, że zaciera się granica między tym, co zwyczajne, i tym, co niezwykłe. Czasowniki, które w naszych przekładach Biblii przetłumaczono na podniosłe i uroczyste „zmartwychwstać”, po grecku oznaczają bardzo prozaiczne czynności: obudzić się, wstać. Podnieść się na nogi. Tak anioł Gabriel zwraca się do Józefa: „Wstań, weź Dziecię i Jego Matkę” (Mt 2,13). Jezus poleca paralitykowi: „Wstań, weź swoje łoże i idź” (Mk 2,11). Cóż bardziej banalnego, niż stać na własnych nogach? Potrzeba eksparalityka, byśmy uzmysłowili sobie, że jest to nie lada przywilej. A kiedy człowiek ten własnymi rękami podnosi łoże, na którym go dotąd noszono, przywilej okazuje się podwójny. Obłożnie chory staje się noszowym. (Noszowi często zapominają o tym, jak bardzo są uprzywilejowani. Myślą, że przede wszystkim pomagają innym, podczas gdy to ich przecież Bóg utrzymuje w pionie…). Niedawny paralityk niesie łoże, do którego był przykuty, niczym transparent obwieszczający, że doświadcza właśnie swoistej, niebagatelnej przyjemności. I jest w tym lepszy od najpotężniejszego androida, cudu nowoczesnej technologii, który planuje zastąpić przestarzałe, nieefektywne nogi napędem atomowym.

Podobnie – być ojcem to rzecz najzwyczajniejsza na świecie. Daleko nie szukając, ojcem został nawet nasz własny staruszek. Mamy więc skłonność, by sądzić, że lepiej jest zostać specjalistą w jakiejś elitarnej, innowacyjnej dziedzinie. A przecież ani Maria, ani Józef nie pracowali w takim sektorze. Mijają lata i wieki, a Święta Rodzina wciąż pokazuje, że to nie postęp techniczny czy rozwój artystyczny, ale właśnie macierzyństwo i ojcostwo są najbardziej niezwykłym i wiecznie nowym wyzwaniem ludzkości. Aniołowie zstępują z nieba z powodu takiego właśnie banału, a na wieść o wynalezieniu hiperzaawansowanej sztucznej inteligencji ruszyć się im nie chce (chyba że trzeba coś namieszać w programie). Technika idzie do przodu, tworząc coraz doskonalsze maszyny głównie po to, żebyśmy mogli spokojnie umościć się pod kocykiem i zrelaksować, oglądając ulubiony serial. Natomiast Chrystus zmartwychwstał przede wszystkim po to, żebyśmy mogli wstać rano, tak po prostu, i dziękować za to Bogu. Nawet jeśli w kuchni nie czeka na nas najnowszej generacji ekspres do kawy Nespresso.

Fragment pochodzi z książki Zmartwychwstanie. Instrukcja obsługi – Fabrice Hadjadj, wydanej przez Wydawnictwo W drodze.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKoronawirus. Codzienny raport z naszego regionu. (AKTUALIZACJA – g. 17.32)
Następny artykuł30 laptopów trafi do uczniów z gminy Dobroszyce