Otwocczanin Wojciech Drzyżdżyk jest jednym z najlepszych w Polsce specjalistów od fotografii przyrodniczej. To jego pasja, podobnie jak zamiłowanie do przyrody i turystyki. Każdą wolną chwilę spędza w lasach, na bagnach i łąkach, a gdy ma więcej wolnego, jedzie nad Biebrzę albo w góry, najchętniej w Bieszczady. I z każdej takiej wyprawy przywozi genialne kadry!
PRZEMEK SKOCZEK
Na miejsce rozmowy wybraliśmy las. Zgodnie z tematem. Pierwszą ważną lekcją był dla mnie rzut oka na zawartość bagażnika samochodu Wojtka. To oczywiście kombi, bo w innym nie upchnąłby tego wszystkiego, co zawsze ze sobą wozi. Są to m.in.: dwie pary kaloszy, wodery, trzy karimaty, siatka maskująca, trochę ubrań na zmianę, czapki, rękawiczki, śpiwór, kilka statywów, jakiś suchy prowiant, kuchenka gazowa i butla, obowiązkowo środek na komary. Jest nawet worek z owsem, który przydaje się do wabienia „ofiary”. Do tego oczywiście spory plecak pełen sprzętu stricte fotograficznego, w tym kilka obiektywów na różne okazje. Ostatnie zachował na koniec, wyciągając powoli aparat z monstrualnym obiektywem o długości około pół metra i średnicy talerza na zupę.
A zatem wszystko jasne. Najważniejsza jest jednak długa lufa.
– Nie ukrywam, że w tym przypadku rozmiar faktycznie ma znaczenie. A raczej miewa, bo do niektórych zdjęć wystarczy mniejsza optyka, na przykład gdy portretujemy żuczki albo motylki. Jeśli jednak chcemy ustrzelić dużego czy płochliwego zwierza, musimy robić to z daleka, a to wymaga odpowiedniego obiektywu. Musi mieć przede wszystkim odpowiednią jasność, a to oznacza, że będzie duży i ciężki. Jak powszechnie wiadomo, przez większą dziurę wpada więcej światła. Gdy obiektyw jest ciemny, automatycznie wydłuża się czas naświetlania, a to zawsze będzie ze stratą dla ostrości. Taki obiektyw jak ten, z ogniskową 600, pozwala robić bardzo dobrej jakości fotografie nawet ze 100-200 metrów. Oczywiście obowiązkowy jest dobry statyw. Zapewniam, że stabilizator obrazu nie wystarcza. Nie zachęcam jednak do inwestowania na starcie w taki sprzęt. Jest oczywiście kosztowny, a hobby może okazać się ulotne. Znam mnóstwo takich przypadków.
Z drugiej strony do fotografowania przyrody nie wystarczy aparat w telefonie albo podstawowy obiektyw w przeciętnej lustrzance. W ostatnich latach widzę wzrost zainteresowania ptakami, ich obserwacją i fotografią. To cieszy. Niestety często ludzie przeżywają rozczarowanie, bo wydaje im się, że jak podejdą wystarczająco blisko, to z małym obiektywem dadzą radę. Owszem, podejdą i zrobią zdjęcia ptakom, ale przydomowym: kawkom, sikorkom czy gołębiom. Gorzej, jak chcesz pójść w teren i złowić coś rzadszego. Bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Dużo osób zaczyna od fotografowania sikorki, ale szybko marzą o myszołowach czy puszczykach, a te nie są już tak chętne na bliskie spotkania z człowiekiem. Wtedy okazuje się, że trzeba jednak kupić większy obiektyw. Dlatego zalecam stopniowe wchodzenie w temat i kupno na początek czegoś średniej klasy. Jednak ostrzegam – zaczyna się niewinnie od skromnych wydatków, a kończy na tym, że wydaje się wszystko, co się ma, albo nawet człowiek się zapożycza.
I tu wracamy do tej armaty (wskazuję na potężny obiektyw). Swoje pewnie waży? A przecież w terenie masz więcej sprzętu i wszystko na plecach. Już wiem, dlaczego zawsze dbałeś o formę.
– Wraz z korpusem to ponad siedem kilo. Niby niewiele, ale jak się z tym pochodzi kilka godzin… A w plecaku mam jeszcze pięć innych obiektywów, do tego dochodzi statyw. Jest co dźwigać, więc kondycja bardzo się przydaje. Ta zabawa polega przecież w dużej mierze na wędrówce po dość trudno dostępnym terenie. I na to przy fotografowaniu przyrody też trzeba być przygotowanym. Często jest mokro, zimno, błotniście, są krzaki, zwalone drzewa, latem tną owady. To nie jest jak spacer do lasu. Jeśli nie jesteśmy przygotowani na tego typu niedogodności, trudno będzie rozwinąć tę pasję. Trzeba po prostu polubić takie spartańskie warunki.
Jaką porę roku lubisz najbardziej?
– Wszystkie oprócz lata. Jest dla mnie najmniej ciekawe. Przyroda jest już w pełnym rozkwicie, jest statyczna, niewiele się dzieje. A do tego, gdy lato jest upalne – a to sytuacja coraz częstsza – zwierzęta przestają żerować w ciągu dnia i czekają na chłodniejszy wieczór albo noc. Oczywiście nie wszystkie, ale są takie, których w upał za dnia się nie spotka. Te wysokie temperatury dają też w kość fotografowi, a w las nie idzie się w krótkich spodenkach i sandałach. Mimo upału trzeba mieć wysokie buty, długie spodnie i bluzkę z rękawem, czasem kaptur na głowie. Pot człowieka zalewa po paru minutach. A wtedy pojawiają się komary, nieodłączny towarzysz letnich eskapad.
Moim zdaniem piękniejsza jest jesień, także zima, gdy spadnie śnieg, ale najbardziej lubię wiosnę, bo jest niezwykle intensywna. Wtedy przyroda budzi się do życia i każdy dzień przynosi nowe obrazy. Trzeba jednak pamiętać, że wszystko bardzo szybko się zmienia. Zdarza się, że coś nas zachwyca, ale nie mamy akurat odpowiedniego sprzętu. Wracamy więc jutro albo pojutrze, a tam już zupełnie inna sytuacja.
Przygotowujesz się zawsze do jakiegoś tematu czy ot, tak sobie wędrujesz i czekasz, aż coś się pojawi?
– W profesjonalnej fotografii takie przypadkowe zdjęcia, gdy nagle coś się nam trafia, stanowią niewielki procent. Większość zdjęć, które ogląda się w albumach albo na dobrych portalach internetowych, to prace, do których fotograf dobrze się przygotował. Wiedział, gdzie zwierzę żeruje, gdzie ma swoje siedlisko, i tam siedzi i czeka. Czasem kilka godzin, a czasem dni. Pewien znajomy czatował w lesie 11 dni, zanim udało mu się zrobić zdjęcia wilka. Cierpliwość to kolejna ważna cecha w tym zawodzie.
Siedzi się w krzakach z siatką maskującą na głowie?
– Czasem tak, są specjalne kamuflaże. Umiejętność ukrycia się przed zwierzyną jest ważna. Dużo zależy od sytuacji, miejsca, naszego celu. Czasem buduje się w lesie specjalne czatownie, rodzaj szałasu, na przykład przy jakiejś polanie chętnie odwiedzanej przez zwierzęta albo wodopoju. To jednak skazuje nas na jedno miejsce. Można mieć odpowiedni namiot, który też pozwala na dobre ukrycie się przed zwierzętami. Kiedyś takie czajenie się sprawiało mi frajdę, ale teraz wolę być w ruchu. Lubię chodzić i lubię zmienność wokół mnie.
Przez cały ten czas wędrujemy wąską ścieżką wśród drzew, w końcu docieramy nad leśne jeziorko. Wojtek uznaje, że to dobre miejsce do stacjonowania. Wśród krzaczków pokazuje samicę kaczki krzyżówki, ślady obecności bobrów, wyławia głosy ptaków, najpierw strzyżyka, potem gila.
Żeby skutecznie fotografować przyrodę, trzeba ją dobrze poznać: zwyczaje zwierząt, miejsca ich występowania, głosy, jakie wydają.
– Zdecydowanie tak. Takie informacje są bardzo przydatne. Część wiedzy teoretycznej można zdobyć wcześniej, skarbnicą jest oczywiście internet. Znajdziemy tam prawie wszystko, nawet głosy ptaków. Ich rozpoznawanie dużo ułatwia, bo zazwyczaj najpierw słyszymy odgłosy i kierując się nimi, możemy znaleźć i sfotografować ptaki. Oczywiście dobrze wiedzieć, czyim tropem idziemy, bo wtedy łatwiej wypatrzyć cel. Na przykład strzyżyk, którego właśnie słyszeliśmy, to kapitalny ptaszek, mały, ale charakterny, taki łobuziak. Bardzo je lubię. Gdy go słyszę, raczej nie przypatruję się koronom drzew, bo żeruje wśród krzaków i gałęzi leżących wprost na ziemi. Nie jest nawet bardzo płochliwy, ale ogromnie ruchliwy i tak brązowo ubarwiony, że łatwo zlewa się z otoczeniem. Te ptasie i w ogóle zwierzęce odgłosy są też różne zależnie od okoliczności. Inne towarzyszą godom, inne wyrażają złość czy strach, a jeszcze inne służą komunikacji. To wiedza, którą nabywa się z czasem. Trzeba mieć tylko uszy i oczy otwarte.
Widzimy tu ślady bobra, charakterystyczne trociny i stożkowaty kikut drzewa. To częsty obrazek, ale samo zwierzę niezwykle trudno wypatrzyć.
– Niekoniecznie. Trzeba tylko usiąść i cierpliwie poczekać. Warto jednak najpierw sprawdzić, czy ślady bytowania bobrów są świeże, bo te zwierzęta migrują. Wpływają na to dostępność pokarmu i poziom wody. Niestety nawet nasze bagna latem potrafią zupełnie wyschnąć i bobry przenoszą się w inne miejsca, a czasami jesienią powracają wraz z pojawiającą się w bagnie wodą. Wróćmy do śladów. Jeśli te trociny są jasne, a w dodatku obok widzimy, jak tu, wyrobioną ścieżkę zejścia do wody, po której bóbr się ześlizguje, ciągnąc za sobą swój ciężki, płaski ogon, to mamy pewność, że są w tym jeziorku. Bobry lepiej słyszą, niż widzą. Zdarzyło mi się, że robiłem zdjęcia jakiejś rośliny wodnej. Nie chowałem się, ale stałem bez ruchu i nagle pojawił się bóbr płynący prosto na mnie. Nie zauważył mnie, zanurkował, wypłynął dwa metry ode mnie i dopiero wtedy się zdziwił. A potem zrobił to, co bobry zawsze robią w podobnej sytuacji, chcąc wystraszyć potencjalnego napastnika: zanurkował, mocno waląc ogonem w powierzchnię wody. Ochlapał mi trochę sprzęt.
Jakie ciekawe i w miarę łatwo dostępne miejsca poleciłbyś nowicjuszom?
– Na pewno Wisłę. Tam mają siedliska ptaki wodne i łatwo można je obserwować. Te na piaszczystych łachach są dość daleko od brzegu i bez dużego obiektywu trudno je fotografować, ale w wysokich skarpach mają swoje jamki zimorodki. To piękne, kolorowe ptaki, bardzo wdzięczne do fotografowania. Nad Wisłą można też spotkać łosie. Łoś przy niskim stanie potrafi przejść na wiślaną wyspę albo nawet pokonać całą szerokość rzeki.
Nie zapominajmy jednak, że przyroda to nie tylko zwierzęta. One są oczywiście bardziej spektakularne i na początku też najbardziej interesowałem się nimi. Teraz już wiem, jak wiele satysfakcji można czerpać z fotografowania roślin czy owadów. No, to akurat też zwierzęta, ale nieco inna kategoria. Owady stwarzają ten dodatkowy problem, że u niektórych budzą lęk albo odrazę. Czasem czytam komentarze pod zdjęciami owadów w internecie, że generalnie to one są obrzydliwe, ale akurat na moim zdjęciu bardzo fajne. Traktuje to jako komplement, że udało mi się wydobyć piękno nawet z „okropnego robala”.
Tu wrócę na chwilę do sprzętu. Do fotografii roślin i owadów trzeba mieć zupełnie inne obiektywy, specjalnie skonstruowane do robienia zdjęć z bliska. Ich niezaprzeczalną zaletą jest znacznie niższa cena. Oczywiście przy fotografii makro także są dostępne bardzo nowoczesne techniki, między innymi focus stacking, który polega na tym, że wykonuje się od kilku do nawet kilkuset zdjęć jakiegoś obiektu, np. oka muchy czy pszczoły. Na każdym zdjęciu w polu ostrości powinien znajdować się inny obszar. Potem za pomocą Photoshopa zbiera się wszystkie najostrzejsze obszary ze zdjęć, nakłada i skleja w jedno. Efekt jest zawsze niesamowity.
À propos oka. W fotografii, nie tylko przyrodniczej, lecz także portretowej, jest taka zasada, że ostrość łapiemy na oko. Często ludzie, robiąc zdjęcie, celują w środek obiektu, na korpus, a potem okazuje się, że temu zdjęciu czegoś brakuje. Nieważne, czy fotografujemy człowieka, owada, ptaka, czy duże zwierzę – to oko powinno być ostre. I dobrze, żeby coś się w nim działo, żeby złapało trochę światła, nie było czarną plamą. Jeśli jest jakiś błysk w oku, to zdjęcie żyje.
Zachęcamy do odwiedzenia internetowej galerii fotografii Wojciecha Drzyżdżyka:
https://photos.app.goo.gl/hbedWdnFBPFFhtRK8
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS