„Gazeta Wyborcza” nie ma żadnych zahamowań, by wykorzystywać tragedię do własnych gierek. Redakcja z Czerskiej zapomniała o wstrząsającym raporcie z kontroli w szpitalu w Pszczynie sprzed kilku lat, za to chętnie opisuje wszystko, co dzieje się wokół śmierci ciężarnej 30-latki. Wygląda jednak na to, że jedna tragedia to za mało, bowiem na internetowych łamach „GW”, ale także innych mediów, opisywana jest tragedia ze Świdnicy, która ma być – jak wskazuje redakcja – efektem ubiegłorocznego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Tymczasem relacja męża pacjentki wskazuje na coś zupełnie innego.
CZYTAJ TAKŻE:
— Tego „Wyborcza” nie chce pamiętać? Tak redakcja z Czerskiej pisała o kontroli w szpitalu w Pszczynie: Miażdżące wyniki; Milion zł kary
— Protest po śmierci 30-latki z Pszczyny. Na marszu Tusk i politycy opozycji. Histeria Szczerby: Kaczyński zgotował kobietom piekło
— NASZ WYWIAD. Korzekwa-Kaliszuk: Aborcyjna lewica nie ma oporów, żeby sięgać po kłamstwa, manipulacje, żeby tylko realizować swoje cele
„Orzeczenie TK podziałało mrożąco na lekarzy”
„Wyborcza” opisała na swoich łamach historię Anny i Łukasza ze Świdnicy. Para, która już wcześniej straciła dwójkę dzieci, oczekiwała na narodziny dziecka „chuchając i dmuchając” na wszystko.
Wierzyli, że w końcu, po tym wszystkim, co przeszli, zostaną rodzicami. Tylko tym razem zmieniło się prawo. Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego podziałało mrożąco na lekarzy
— stwierdziła redakcja dodając, że „do tej tragedii doszło w nocy z 13 na 14 czerwca tego roku w Świdnicy”.
Mąż kobiety, relacjonując tragiczne wydarzenia podkreślił, że kiedy pani Anna miała dreszcze, a gorączka zaczęła rosnąć, usiłowali skontaktować się z lekarzem prowadzącym.
Próbowaliśmy się skontaktować z naszym lekarzem prowadzącym, ale okazało się, że jest na urlopie. Postanowiliśmy więc pojechać do szpitala
— mówił pan Łukasz szacując, że było po godzinie 20.
Dodał, że ciężarną w szpitalu zajęto się „bardzo szybko”.
Gdy w końcu nas przyjęli, żona nie miała już siły ustać. Położyła się na kozetce, ściągnąłem jej ubranie, buty, przeniosłem ją na fotel. Wtedy dowiedziałem się, że dziecko już nie żyje. (..) Ania czuła się bardzo źle – mówi jej mąż. – Nie mogła już nic robić, pomagałem pielęgniarce, ona wymiotowała. Ale ja nie wpadłem na to, że to może być sepsa…
— mówił mężczyzna.
Później kontaktował się z żoną przez wiadomości tekstowe. Jak dodał, wszystkie materiały ma prokuratura. Mężczyzna powiedział także, że kontakt z żoną stracił w nocy, kiedy została podana jej oksytocyna aby wywołać poród. Rano pojechał do szpitala.
Mniej więcej w tym samym czasie zadzwonił do niego lekarz prowadzący, który wrócił z urlopu i powiedziała, że idzie na blok operacyjny, bo Ania „bardzo krwawi z macicy do brzucha”. – Do tego czasu kazali jej rodzić – mówi pan Łukasz. – Ten lekarz, który się Anią opiekował i podejmował decyzję i jakaś lekarka, która nie była decyzyjna. Dawali jej oksytocynę i miała rodzić martwe dziecko…
— czytamy na łamach „Wyborczej”. Mężczyzna dodał, że w tym momencie jego żona straciła przytomność. Zmarła około południa kilkanaście godzin po przyjęciu.
Sprawa śmierci Izy z Pszczyny, która wstrząsnęła Polską, pokazała, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie jest tylko martwym przepisem i ma wpływ na kobiety. Sprawa śmierci Ani ze Świdnicy, jeszcze bardziej bezsensowna, pokazuje, do jakiego stopnia wyrok Trybunału Konstytucyjnego w Polsce zmienił sytuację kobiety w Polsce
— stwierdziła redakcja z Czerskiej.
Śledztwo prokuratury i oświadczenie szpitala
Jeszcze w czerwcu po doniesieniach medialnych sprawą zainteresowała się prokuratura. Śledczy zebrali dokumentację medyczną. Chcieli też przeprowadzić sekcję zwłok, jednak okazało się, że jest na nią za późno, bo ciało pacjentki już skremowano.
Do sytuacji odniósł się również szpital, który w wydanym oświadczeniu poinformował, że pacjentka „natychmiast przekazana została do Oddziału Ginekologiczno-Położniczego z Pododdziałem Patologii Ciąży” gdzie „niezwłocznie wdrożono szeroką diagnostykę i leczenie”.
Pomimo intensywnych działań nad ranem doszło do nagłego pogorszenia stanu pacjentki. Niestety działania podejmowane przez lekarzy i pielęgniarki nie przyniosły efektu i pacjentki nie udało się uratować. Pacjentka zmarła tego samego dnia około południa. Mając na uwadze powyższe pragniemy podkreślić, że pacjentka nie oczekiwała na udzielenie pomocy w SOR, ani w żadnym innym miejscu, a niezwłocznie po zgłoszeniu się pacjentki do szpitala przystąpiono do udzielania jej świadczeń, w zgodzie z obowiązującymi procedurami. Jesteśmy głęboko zasmuceni tym tragicznym zdarzeniem. Rodzinie i bliskim zmarłej pacjentki przekazujemy wyrazy głębokiego współczucia. Uwzględniając dobro rodziny zmarłej, szpital nie będzie udzielał dodatkowych informacji w tej sprawie
— podkreślono w oświadczeniu.
Mąż pacjentki ze Świdnicy przekonuje, że sytuacja jego żony i 30-latki z Pszczyny to takie same historie. Warto jednak zwrócić uwagę, że w odróżnieniu od tragedii w Pszczynie, w tym przypadku dziecko nie żyło już w momencie przyjazdu matki do szpitala. Sam mężczyzna zwrócił uwagę, że lekarz prowadzący przebywał na urlopie, a w szpitalu pojawił się dopiero nad ranem.
Łączenie tych dwóch spraw z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, co tak ochoczo czyni „Wyborcza” i inne media, jest manipulacją.
wkt/wyborcza.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS