A A+ A++

I AM A DESIGNER NOT A FUCKING SCREWDRIVER

Choć uwielbiam ten globalny apel projektantów do klientów z całego świata, to jednak całkiem często jestem w pewnym sensie tym „śrubokrętem”. A dokładnie „ołówkiem”. Chodzi o to, że sporą część moich zleceń obejmują projekty, w których rysunek ma wymiar czysto funkcjonalny. Podlega on ścisłym wytycznym klienta i nie ma tu miejsca na dowolną interpretację. Takimi projektami są na przykład ilustracje do podręczników szkolnych czy instrukcji. Proces projektowy jest tutaj bardzo uproszczony. Polega na wybraniu przez klienta jednego z moich stylów, przekazanie mi wytycznych i konsultację, czy się tego trzymam.

Drugą grupę projektów stanowią te, gdzie mogę wykazać się własną inwencją i podejść do tematu swobodniej. Tu proces jest zdecydowanie bardziej skomplikowany, choć czasami muszę zmieścić się w niesamowicie krótkim czasie.

Od czego zaczynam proces projektowy?

Po ustaleniu z klientem potrzeb projektu i spraw formalnych, raz jeszcze analizuję wytyczne zlecenia. Przeglądam wskazówki z maili lub zapiski z rozmów. Jeżeli nic takiego nie mam, a coś wymaga uściślenia, piszę maila z listą dodatkowych pytań lub umawiam się na rozmowę.

Czasami pomysły wpadają mi do głowy już podczas wstępnych rozmów z klientem, jednak w części przypadków muszę zakasać rękawy i coś wymyślić. A to wbrew pozorom ciężka praca. I nie polega na gapieniu się w sufit i czekaniu na natchnienie (choć czasami też).

Skąd się biorą dobre pomysły?

Następne, co robię, to zadaję sobie pytania: Jakie powinno być to co projektuję? Co powinno charakteryzować ten projekt? Jakie emocje lub wrażenia powinien wywoływać, gdy będzie się na niego patrzeć? Czy jest „ciepły”, czy „zimny”? „Miękki” czy „twardy”? „Kobiecy” czy „męski”? Do kogo będzie adresowany i czego oczekują ci odbiorcy, albo w jaki sposób powinni odebrać moje dzieło?

Mniej więcej tym torem krążyły moje myśli, gdy zastanawiałam się nad ilustracją do opowiadania Sważena – autorstwa przyjaciółki mojego brata – Justyny. Ilustracja miała być prezentem zachęcającym autorkę do dalszego pisania. Dla mnie było rzadką możliwością przygotowania całej pracy od początku do końca, według własnego pomysłu, bez odgórnych wytycznych, poświęcając na to tyle czasu ile potrzebowałam. Niby sytuacja wymarzona, ale jakże często kolejna mądrość prof. Mirosława Adamczyka (jednego z moich wykładowców) okazała się słuszna: „najtrudniejszy projekt, to ten bez żadnych wymogów”. W takich sytuacjach kurs należy obrać samodzielnie.

Opowiadanie Sważena ma trzy, bardzo charakterystyczne cechy, które stanowiły dla mnie punkt zaczepienia.

  • Po pierwsze zostało osadzone w słowiańskim folklorze, a jego język i klimat przypomina stare polskie baśnie i legendy.
  • Po drugie, opowiadanie jest mocno sfeminizowane w tym sensie, że czuć tu rękę kobiecą, bohaterkami są kobiety, a motyw przewodni stanowi miłość matczyna i więź z córką.
  • Po trzecie ilustracja powinna oddawać klimat upalnego lata, spalonej słońcem ziemi i być utrzymana w ciepłych tonacjach, jako że jedną z kluczowych postaci jest słowiańska bogini ognia i żaru Swara-Żara.

Innymi kluczowymi pytaniami, jakie sobie zadaję są: Czy mogę przemycić coś w podtekście? Czy mogę uniknąć dosłowności lub skryć pod nią drugie dno? Jak mogę opowiedzieć historię?

strzałka

ilustracjastrzałka

Taki cel postawiłam sobie przy projektowaniu okładki do książki Bestia. Czy alkoholizm musi być przekleństwem?pani Ewy Jasik-Wardalińskiej. Moja klientka – terapeutka uzależnień – miała dość jasną wizję tytułowej bestii alkoholowej. Widziała ją jako potwora przypominającego wilkołaka. Ja dodałam do tego wizerunku cechy gadzie, które wielu ludziom wydają się dość obrzydliwe, a oprócz tego wąż ma też swoją symbolikę. Jednak ilustracja stylistycznie nie odpowiadała mi jako motyw przewodni okładki (a miała się tam znaleźć). Musiałam więc zastanowić się, jak ugryźć ten problem. W toku pracy postanowiłam wykorzystać potencjał typografii. Jedna z liter została zamieniona w butelkę, z której wyciekała czerwona plama wina układająca się w kształt bestii. Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że postać nasuwa także skojarzenia z dżinem z butelki, co również miało swoją symbolikę – dżinny w kulturze arabskiej to złe duchy ściągające na ludzi nieszczęście.

Przy okazji rozważań o tym, jaki powinien być mój projekt, nie omieszkam zastanowić się czego w swojej pracy chcę uniknąć.

Przy ilustracji do Sważeny panicznie wręcz nie chciałam popaść w tandetne fantasy o realistycznej konwencji, bo to w mojej opinii zrujnowałoby cały klimat tego utworu. Natomiast tworząc konkursową propozycję logo wystawy Generał Stanisław Maczek i jego żołnierze dla Muzeum Historii Polski wiedziałam, że muszę uniknąć nawiązań militarnych czy patriotycznych, a przynajmniej uniknąć łopatologicznego podejścia do nich. No bo proszę Was – wystawa o 1. Dywizji Pancernej i jako logo czołg lub pocisk? Niby samo się nasuwa, ale czy może być większa sztampa? Nie! Potrzebowałam czegoś prostego i eleganckiego.

ilustracjastrzałka

Szkice wykonane podczas prac nad projektem logo dla MHP

ilustracjastrzałka

od lewej: symbol 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka | pierwsza wersja logo | ostateczna wersja po konsultacji z MHP

Moje rozumowanie okazało się trafne. Dokładnie ten argument podano, gdy spytałam dlaczego mój projekt wygrał. – Bo inni przygotowali czołgi i pociski, a Pani podeszła do tego inaczej – wyjaśnił mi opiekun wystawy.

Ratunku – nie mam pomysłu!

Jak napisałam wcześniej, nierzadko pomysły pojawiają się w mojej głowie, już w trakcie czytania briefu, jednak czasem kompletnie nie wiem, co mam z danym tematem zrobić. A w skrajnych przypadkach, składam rezygnację.

Oto kilka moich działań, gdy natchnienie zrobiło sobie przerwę

  • Wpisuję hasła związane z tematem w wujka Googla lub Pinteresta. Czasami w ten sposób szukam inspiracji do całego pomysłu na projekt, a czasami do jego części np. kolorystyki. Staram się jednak nie gapić na cudze prace zbyt długo, a nawet wtedy pamiętać o tym, by wystrzegać się chęci naśladowania innych. Mogłoby to skutkować niezamierzonym plagiatem, niezdecydowaniem „to super i to super i to super!” lub depresją „czemu ja tak nie umiem?” Raczej staram się zrozumieć, co mnie porusza w wybranych pracach. Jaki był sposób myślenia autora?

Bardzo często inspiracją jest jakiś detal: konkretny kolor, grubość linii, motyw. Więcej o tym przeczytasz w moich artykułach: Przepraszam, czy pani mnie skopiowała? oraz Zawód ilustrator | jak wypracować własny styl cz. 1

  • Biorę kartkę i ołówek lub uruchamiam photoshopa i po prostu rysuję cokolwiek związanego z tematem projektu – choćby była to największa sztampa albo bazgroły. Już sam proces rysowania aktywizuje moje kreatywne komórki.
  • Proszę o rozmowę z klientem. Nie zawsze omówienie projektu odbywa się twarzą w twarz, czy telefonicznie. Bardzo często załatwiamy sprawę mailowo. Ale gdy jestem skrajnie wypruta z pomysłów dzwonię do klienta i swobodnie gawędzę z nim o projekcie. Zadaję mu dokładnie te same pytania, które zadaję sobie samej. Pytam czy ma jakaś wizję. Czy oczekuje konkretnego podejścia lub bym czegoś się wystrzegała. Co wyobraża sobie kiedy zamknie oczy.

W mojej opinii każdy klient wie czego chce a przynajmniej wie, czego nie chce. Nawet kiedy mówi, że nie wie. Moim zadaniem jest dowiedzenie się tych rzeczy.

Taką rozmowę przeprowadziłam m.in. przy okazji projektu Bestii, który nie tylko obejmował okładkę, ale cały projekt książki wraz z jej zilustrowaniem. Kiedy moja klientka opowiadała o swojej publikacji od razu wyobraziłam sobie postacie z Bestiariusza Słowiańskiego, choć ani razu nie padło do tego nawiązanie. Gdy wysłałam klientce przykładowe prace z tej publikacji i oświadczyłam, że ten klimat pasowałby do jej dzieła, kobieta powiedziała „Tak – dokładnie o tym myślałam!”

W ten sam sposób zainspirowała mnie rozmowa z opiekunem wystawy o generale Maczku. Zadzwoniłam do niego dwa razy. Za pierwszym – przez dwadzieścia minut, w bardzo zajmujący sposób, opowiadał mi o tym człowieku i o wystawie. Za drugim – namawiał bym nie rezygnowała z konkursu, a na odchodne dodał coś bardzo ważnego: „Proszę przyjrzeć się odznaczeniom 1 Dywizji – wyglądają jak kobieca biżuteria, gdyby usunąć te czołgi i pociski”.

Kiedy po naszej rozmowie poszłam na spacer z psem, to właśnie te słowa zadźwięczały mi, gdy patrzyłam na… geometryczne kolczyki na wystawie sklepu jubilerskiego. I już wiedziałam, w jaki sposób chcę zaprojektować to logo.

  • Wyjście z domu lub zajęcie się czymś kompletnie nie związanym z pracą to ostateczne działanie, gdy wszystko inne zawodzi. I najczęściej przeze mnie ignorowane – niestety. Kiedy nie mogę wpaść na pomysł lub projekt nie idzie po mojej myśli, pracowałabym do sądnego dnia lub śmierci z wyczerpania. Wtedy mój mąż, najczęściej siłą i podczas zażartej kłótni, każe mi przerwać pracę, wyjść na spacer, pójść spać lub przypomina o jedzeniu. W 99% przypadków ma rację. Im więcej myślę o tym, że nie mam pomysłu lub że coś mi nie wychodzi, tym jestem mniej kreatywna. Kiedy zajmę się czymś zupełnie innym, a przede wszystkim – gdy odpocznę od tematu – mózg ma czas, by wszystko sobie poukładać i spojrzeć na sprawę z szerszej perspektywy. Wówczas pomysł przychodzi niespodziewanie, jakby spłynęło na mnie nagłe olśnienie. I jak w transie wracam do domu lub siadam w fotelu rozważając różne opcje tego pomysłu.

Według Amerykańskich Naukowców (oczywiście) większość dobrych pomysłów przychodzi do nas podczas jazdy samochodem lub pod prysznicem. Agatha Christie (podobno) wymyślała swoje morderstwa zmywając naczynia.

Tworzenie bazy projektu – czyli o zdjęciach referencyjnych

Pomysł – jest. Siły do pracy – są. Wstępną kompozycję w bardzo szkicowy sposób rysuję na papierze lub w programie graficznym, by pomysł nie uciekł. Czasami dodaję do niego notatki.

ilustracjastrzałka

*autorzy zdjęć referencyjnych znajdują się na końcu artykułu

Jeśli projekt obejmuje realistyczne postacie lub przedmioty, tworzę kolarz ze zdjęć referencyjnych – własnych lub znalezionych w Internecie. Służą mi do lepszego ustalenia kompozycji, pomagają zachować postawność anatomiczną, czy układ światła. Najczęściej nie wykorzystuję całych fotografii, a ich fragmenty – ręka z stąd, noga stamtąd… Dlatego nazywam to „kolażem”.

ilustracjastrzałka

Oprócz refek mających pomóc mi wyznaczyć podstawę ilustracji, na tablicy umieszczam dodatkowe zdjęcia lub bazowe kolory, które pomogą mi w lepszym opracowaniu tematu. Na przykład przy ilustracji do Sważeny patrzyłam na różne twarze starych ludzi. (Niestety z rękami miałam większy problem i nie wyszły, tak jak powinny).

To jest beznadziejne – czyli końcowe opracowanie projektu

Podstawy pomysłu i kompozycji ustalone. No to lecimy z opracowaniem. Z jakiegoś powodu pierwsze podejście do tematu jest zawsze zbyt dosłowne. Gdy następnego dnia patrzę na swoje dzieło świeżym okiem, walę się w głowę zastanawiając „jak mogłam coś takiego zrobić?!” po czym rozpoczynam proces czyszczenia. Być może słyszałeś Czytelniku, jak czasami wspominam o jednym z dzieł Picassa – studium byka, które pokazuje proces odrealnienia tego zwierzęcia, a jednak zachowując jego „bykowość”. Ja robię mniej więcej to samo.

Byk, Pablo Picasso

Gotowe. Patrzę na moje dzieło. Duma mnie rozpiera. Oby klient czuł to samo. Tydzień później, po szczęśliwym zakończeniu projektu myślę: A mogłam to zrobić inaczej…

Redakcja i korekta tekstu: Magdalena Białek

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGwiazda “prześwietla” Świątek! I widzi możliwą pułapkę. “Nad tym musi pomyśleć”
Następny artykułUciekał mazdą przed policją, uszkodził dwa radiowozy, a w końcu dachował