A A+ A++

Dyskusje o wszechobecnej dziś pracy z domu zwykle koncentrują się wokół kwestii logistycznych aspektów takiego modelu działania (np.: czy wszystko da się zrobić spoza biura?), jej aspołecznej oraz dysocjacyjnej właściwości, wpływającej na rozluźnienie więzi zespołów i izolację poszczególnych ich członków, a na koniec – po zebraniu pierwszych wyników – także na sprawie efektywności. Wiadomo już, że największy wzrost produktywności w dobie home office deklarują osoby z branży usług finansowych, profesjonalnych i technologii, a największy spadek pracownicy sektora prawnego, oświaty i zatrudnieni w działach R&D.

Niewiele w tych wszystkich analizach pozostaje miejsca na pozornie drugoplanowy, a z pewnością bardzo „miękki” aspekt, jakim jest zarządzanie zespołem rozproszonym po swoich mieszkaniach. Kierowanie ludźmi w trybie zdalnym to nowa jakość, bo w znacznym stopniu traci się element kontroli i nadzoru. Można starać się pilnować wszystkich na bieżąco – są tacy szefowie, którzy przez cały dzień roboczy na kamerkach utrzymują kontakt wzrokowy ze swoim zespołem – ale to pomysł dość upiorny. Mniej ekstremalny model to regularne odprawy, prowadzone kilka razy dziennie.

Czytaj też: Praca zdalna, ale jaka?

Nie każdemu menedżerowi odpowiada jednak tak inwazyjny sposób dyrygowania zespołem. Musi więc radzić sobie na nowo, chociaż właściwie sytuacja całkiem nowa nie jest. Bo taki właśnie model zdalnej pracy i zarządzania od dawna – chociaż na niewielką skalę – rozwijany jest m.in. w branży IT. Szczególnie popularny jest w spółkach tworzących oprogramowanie typu open-source – najsłynniejsza to Red Hat – gdzie właściwie na co dzień operuje się nawet nie zespołami, ale społecznościami, które wspólnie pracują.

Swego czasu w „Quartz” opowiadała o tym Leslie Hawthorn, ekspert ds. zaangażowania społeczności w biurze CTO właśnie w Red Hat. Swoje wskazówki, jak radzić sobie z tak rozproszoną ekipą, zaczęła od kwestii samego tworzenia zespołu.

– Kiedy zastanawiasz się, jak i gdzie zbudować społeczność, zacznij od prostej listy celów dla tej społeczności. Czasami najważniejszą funkcją społeczności jest zapewnienie ludziom o podobnych poglądach struktury, w której lepiej się poznają, aby mogli jak najlepiej współpracować – mówi Hawthorn.

Co istotne – nie należy w tym przypadku abstrahować od szerszego kontekstu, jakim jest cała firma i pracownicy innych zespołów, którzy także tworzą szerszą społeczność. Izolacja fizyczna tak samo wpływa na pojedynczego pracownika, jak na ekipę, w której działa. Tendencje do ekskluzywności funkcjonują na każdym poziomie organizacji, a im mniej okazjonalnych spotkań, jakie mieliśmy w codziennym życiu biurowym, tym większe oddalenie od innych, z którymi na co dzień nie pracujemy. Z każdym tygodniem izolacji organizacja robi się coraz bardziej zatomizowana, a silosy coraz lepiej odgrodzone. Kolejny istotny aspekt podnoszony przez Hawthorn to jasne określenie reguł.

– Większość grup rozpoczyna działalność w sposób organiczny i w miarę upływu czasu przyjmuje normy. Chociaż jest to naturalne ludzkie zachowanie, mogą pojawić się problemy, gdy normy grupy są raczej dorozumiane niż jawne. Poleganie na takiej „wiedzy plemiennej” to świetny sposób na powstawanie dysfunkcyjności. Jeśli coś ma znaczenie dla twojego zespołu, twojej organizacji czy twojego projektu, zapisz to – mówi ekspertka Red Hat.

Hawthorn wskazuje więc na nieoczywistą konsekwencję przejścia od pracy stacjona … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułEkspresowa cyfryzacja
Następny artykułBitwa na rekordy. Betard Sparta w świetnym stylu powraca na zwycięską ścieżkę