A A+ A++

Łapanka na Żoliborzu. Być może właśnie wtedy aresztowano Witolda Pileckiego

10 maja wojska hitlerowskie wkroczyły do Luksemburga, Belgii i Holandii, kierując się prosto w samo serce Francji. To był moment, na który czekało całe polskie podziemie. Połączone siły aliantów miały być potęgą, która zmiażdży napastnika i albo pokona III Rzeszę, albo odwróci uwagę nazistów na tyle, aby można było myśleć o przygotowaniu powstania w Polsce.

Matka Jana zainstalowała w swoim mieszkaniu nielegalne radio. Zbierali się przy nim większą grupką. Na początku z wielką niecierpliwością oczekiwano dobrych wieści, ale z czasem wiadomości z frontu wywoływały coraz większy smutek. BBC donosiło, że armia niemiecka rozgromiła Brytyjczyków pod Dunkierką i wkroczyła do Paryża. Wkrótce stało się jasne, że Niemcy szybko dokończą dzieła zniszczenia, a kampania na zachodzie kontynentu skończy się dla Francuzów całkowitą klęską. Oznaczało to, że wojna mogła się ciągnąć jeszcze bardzo długo.

Artykuł stanowi fragment książki Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego. Ochotnik to długo wyczekiwana historia Witolda Pileckiego, która ukaże się 2.09.2020 nakładem Wydawnictwa Znak Horyzont we współpracy z Instytutem Pileckiego. Książka została objęta patronatem Ciekawostek Historycznych

Gubernator Hans Frank, który w tej sytuacji stwierdził, że nie musi już przejmować się tym, jak na jego działania zareaguje społeczność międzynarodowa i zagraniczne media, nakazał przeprowadzenie masowych aresztowań mężczyzn w wieku poborowym. 20 czerwca 1940 roku w Palmirach rozstrzelano trzystu pięćdziesięciu ośmiu przedstawicieli polskich elit.

Masowe aresztowania

Tysiące Polaków z Generalnej Guberni zostało deportowanych do obozów koncentracyjnych w Niemczech. Któregoś dnia Witold w ostatniej chwili uniknął aresztowania, kiedy esesmani przeprowadzili nalot na mieszkanie Eleonory. Usłyszał ciężarówki i miał tylko tyle czasu, aby schować dokumenty w skrytce pod podłogą i wymknąć się przez tylne drzwi, zanim żandarmi wpadli do środka. Ukrywał się potem w różnych miejscach, korzystając z dokumentów wystawionych na nazwisko Tomasza Serafińskiego.

Nasilone represje okupantów doprowadziły do serii aresztowań członków siatki zorganizowanej przez Witolda. Jednego tylko dnia gestapo aresztowało większość obsługi i kelnerów z Bodegi. Szybko zatrudniono nowych pracowników, ale tym razem gestapo udało się umieścić wśród nich szpiega. Była nim zakochana w niemieckim oficerze młoda, lekkomyślna Polka, która przekazała SS kilka nazwisk, między innymi to należące do jednego z kolegów Witolda – ginekologa Władysława Deringa, który był także jej wujem. 3 lipca 1940 roku, tuż przed świtem, esesmani wyciągnęli Deringa i jego żonę z mieszkania.

fot.Domena publiczna 20 czerwca 1940 roku w Palmirach rozstrzelano trzystu pięćdziesięciu ośmiu przedstawicieli polskich elit.

Członkowie podziemia nie wiedzieli, co właściwie stało się z Deringiem, ale wcześniej dochodziły już do nich wieści o powstaniu w czerwcu obozu koncentracyjnego SS w dawnych koszarach wojskowych znajdujących się na terenie Oświęcimia, z dala od centrum miasta. Po wcieleniu go do Rzeszy zmieniono jego nazwę na Auschwitz. Takie obozy stały się już symbolem nowych porządków w III Rzeszy od czasu dojścia Hitlera do władzy. Na mocy dekretu nadzwyczajnego Hitlera prawo dopuszczało bezterminowe aresztowanie jako „środek zapobiegawczy”, który można było zastosować wobec każdego obywatela uznanego przez SS za wroga państwa. Od początku wojny naziści na tej podstawie wtrącili do powstałych w różnych miejscach Rzeszy obozów tysiące polityków, lewicowych aktywistów, Żydów, homoseksualistów i innych oskarżonych o tzw. dewiację społeczną.

To nie naziści byli pionierami koncepcji eliminowania przeciwników politycznych w ten sposób, ale Auschwitz wyróżniał się tym, że był to pierwszy obóz niemiecki, do którego trafiali ludzie według klucza narodowościowego – w tym wypadku chodziło o Polaków. W pierwszym okresie istnienia obozu Niemcy nie rozróżniali pochodzenia etnicznego więzionych w nim Polaków – przeważali katolicy, ale wśród pierwszych więźniów byli też żydzi i osoby narodowości niemieckiej.

Zinfiltrować Auschwitz

Armia podziemna nie dysponowała w tym czasie zbyt szczegółową wiedzą na temat Auschwitz. Przywódcy organizacji zauważyli jednak, że Niemcy wysyłają do obozu coraz więcej ludzi. Do sierpnia 1940 roku więziono tam ponad tysiąc osób. Listy od więźniów Auschwitz też nie zawierały istotnych informacji. Niepokoiła za to liczba zawiadomień, które administracja obozu wysyłała do rodzin zmarłych więźniów. A o skali przemocy świadczyły choćby rzeczy osobiste odsyłane krewnym, które niekiedy nosiły ślady krwi.

Kilka tygodni później, tj. w sierpniu 1940 roku, aresztowano szefa sztabu Tajnej Armii Polskiej Władysława Surmackiego. W związku z tym Jan Włodarkiewicz zwołał w mieszkaniu Jadwigi Tereszczenko nadzwyczajne spotkanie dowództwa organizacji. W pomieszczeniu panowała nerwowa atmosfera, powietrze było gęste od dymu papierosowego. Gdy Jan poprosił o uwagę, zaczął od ogłoszenia połączenia TAP z organizacją głównego nurtu podziemia, na którą tak nalegał Witold.

fot.xiquinhosilva/ CC-BY-2.0 W roku 1940, armia podziemna nie dysponowała zbyt szczegółową wiedzą na temat Auschwitz.

W powietrzu wyraźnie czuło się wzajemną niechęć Witolda i Jana, który zwrócił się do dawnego przyjaciela słowami: „Spotkał ciebie zaszczyt”.

Wyjaśnił, że temat obozu został poruszony w rozmowach z Roweckim. Szef ZWZ uważał, że dopóki nie uda się zbadać, co właściwie dzieje się w tym tajemniczym miejscu, Niemcom wszystko ujdzie na sucho. Potrzebował kogoś, kto byłby w stanie zinfiltrować obóz, zebrać dane i, jeśli to możliwe, stworzyć w Auschwitz komórkę ruchu oporu, a następnie zorganizować ucieczkę.

„Twoje nazwisko wymieniłem u Grota jako jedynego oficera, który tego dokona” – wyjaśniał Jan.

Witold przyjął te słowa ze spokojem, choć z trudem przyszło mu ukrycie targających nim emocji. Wiedział, że w ten sposób został ukarany za odmowę wsparcia manifestu ideowo-politycznego TAP. Nie zamierzał jednak dać mu satysfakcji. W kolejnych słowach Jan wyjaśnił, że – jak donosił jego informator w policji granatowej – Niemcy planują w najbliższych dniach wielką łapankę. SS postawiło sobie za cel wysłanie do Auschwitz każdego wykształconego Polaka lub każdego, kto tylko wygląda na intelektualistę. Nadarzyła się okazja, aby dostać się do obozu, chociaż osoby podejrzane o pracę w podziemiu prawdopodobnie były natychmiast rozstrzeliwane.

W tych okolicznościach Jan nie mógł wydać Witoldowi rozkazu wykonania takiego zadania. Liczył, że zgłosi się na ochotnika.

Ochotnik?

Witold analizował swoje szanse. Świadoma decyzja o nieunikaniu niemieckiej łapanki wydawała się czystym szaleństwem. Nawet jeśli Niemcy nie rozstrzelaliby go od razu, mógł zostać przesłuchany i zdemaskowany. A co się z nim stanie, gdy już znajdzie się w Auschwitz? Jeżeli w obozie panowały tak ciężkie warunki, jak podejrzewało podziemie, jego szanse na utworzenie w tym miejscu siatki ruchu oporu i zorganizowanie buntu wydawały się niemal zerowe. Z drugiej strony, jeśli obóz jest po prostu zwykłym ośrodkiem internowania, to mogłoby się okazać, że spędzi długie miesiące w niewoli, zwyczajnie marnując swój czas, podczas gdy wszystko, co ważne, będzie się działo w Warszawie.

Analizował poziom ryzyka i koszty związane z faktem, że nakłonił Jana do zaakceptowania przywództwa Roweckiego. Jak by to wyglądało, gdyby odmówił wykonania pierwszego zadania zleconego bezpośrednio przez Roweckiego? Znalazł się w pułapce.

Poprosił o czas do namysłu. Przez kilka dni zastanawiał się, co robić. W spisanych później wspomnieniach Witold nie mówi o strachu o własne bezpieczeństwo, co nie zmienia faktu, że z pewnością martwił się losem swojej rodziny. Maria pogodziła się z myślą, że aktywnie działa w konspiracji i przebywa w Warszawie. Od czasu do czasu Witold przyjeżdżał do Ostrowi Mazowieckiej. Mimo wszystko dzieliła ich niewielka odległość i zdążyłby zareagować, gdyby z nią lub z dziećmi działo się coś złego. Przebywając w Auschwitz, nie mógłby już im pomóc. A jeśli jego prawdziwa tożsamość zostałaby odkryta, mógłby narazić rodzinę na represje hitlerowców.

Witold Pilecki w polskim mundurze

Łapanki, o których wspominał Jan Włodarkiewicz, zaczęły się 12 sierpnia 1940 roku. W tym czasie esesmani z pomocą policji granatowej ustawili blokady na głównych arteriach w centrum miasta. Mężczyzn w wieku poborowym, którzy mogli służyć w polskiej armii w czasie kampanii wrześniowej, zabierano prosto z ulic i mieszkań. „Oczywiście akcja nie była prowadzona szczególnie delikatnie” – zauważył w swoich wspomnieniach Ludwik Landau. „Tramwaje zatrzymywano z bagnetami nastawionymi, grożąc ich użyciem w razie próby ucieczki; podobno dwie osoby były zabite przy próbie wymknięcia się, jedna bagnetem, druga zastrzelona”.

Tego popołudnia aresztowano ponad półtora tysiąca mężczyzn. Witold zastanawiał się nad wykonalnością zadania, nie dzieląc się z nikim swoimi wnioskami. „Nie lubił się ujawniać ze swymi myślami, często pokrywał milczeniem sprawy, które uważał za niepodlegające dyskusji – wspominała Eleonora. – Nie pytałam o szczegóły, […] wiedziałam, że praca ta wymaga ścisłej tajemnicy”.

Kilka dni później doszło do kolejnego spotkania Witolda z Janem. Wtedy komendant TAP przekazał mu potwierdzone informacje: Dering i Surmacki trafili do Auschwitz. „Ot, widzisz, nie skorzystałeś z takiej dobrej okazji” – zauważył z przekąsem Jan.

Odpowiedź Witolda nie została odnotowana przez żadnego z uczestników tamtych zdarzeń. Świadomość, że jego koledzy znajdują się w obozie, mogła być decydującym czynnikiem, który przekonał Witolda do odsunięcia na bok wszelkich obaw i zaakceptowania misji. Z Deringiem przyjaźnił się od czasu kampanii bolszewickiej, a Surmacki był jego sąsiadem z okolic Lidy.

Ostateczna decyzja

Powiedział Janowi, że gotów jest podjąć się tej misji. Kilka tygodni później Niemcy mieli przeprowadzić kolejną masową łapankę na Żoliborzu. Pilecki planował, że właśnie dzięki niej trafi do Auschwitz. Gdy klamka zapadła, nie pozostało nic innego, jak tylko zająć się praktycznymi kwestiami przygotowań do aresztowania. Witold przekazywał swoje obowiązki innym oficerom podziemia. Spędził trochę czasu z Marią i dziećmi. Postanowił nie mówić jej o swojej misji. Uznał, że byłoby lepiej, gdyby nie musiała udawać niewiedzy, jeśli przesłuchiwałoby ją gestapo. Wiedziała tylko tyle, że został wybrany do ważnej misji i że po raz kolejny postawił dobro kraju przed rodziną.

18 września Witold spakował trochę rzeczy do plecaka i udał się do mieszkania Eleonory. Spodziewał się, że Niemcy sprawdzą je podczas łapanki, do której miało dojść następnego dnia rano. Zjedli ze szwagierką i małym jeszcze siostrzeńcem Markiem coś w rodzaju ostatniego wspólnego posiłku. Gdy wieczorem chłopiec poszedł spać do pokoju obok, Witold wydawał się spokojny. Dokładnie sprawdził mieszkanie, aby mieć pewność, że nie ma w nim żadnych obciążających dokumentów.

fot.domena publiczna Ofiary łapanki w Warszawie

Jeszcze raz omówili cały plan. Jeśli zostanie wysłany do obozu, Eleonora miała być osobą kontaktową i przekazywać Janowi zebrane w obozie informacje przeznaczone dla oficerów kierownictwa podziemia. Gdyby został zdekonspirowany, Eleonora szybko trafiłaby na gestapo. Była świadoma ryzyka. A jednak wydawała się nawet bardziej zdeterminowana niż Witold. Jej postawa musiała działać na niego uspokajająco, gdy układał się do snu na kanapie w salonie. Miał nadzieję, że jeśli poda się za Tomasza Serafińskiego, którego dokumentami dysponował, zapewni rodzinie bezpieczeństwo.

19 września obudził się wcześnie rano i szybko ubrał. Nie musiał długo czekać, żeby usłyszeć szum silników zbliżających się ciężarówek. Kilka chwil później usłyszał łomotanie do drzwi. Otworzyła je Eleonora, również już ubrana i przygotowana do działania. Za drzwiami stał zdenerwowany i zatroskany Jan Kiliański, dozorca budynku, który przyszedł ostrzec ich przed łapanką.

– Panie Janie, dziękuję – uspokoił go Witold.

Witold przeszedł do sypialni, którą Eleonora dzieliła z Markiem. Chłopiec stał w swoim łóżeczku z oczami szeroko otwartymi ze zdumienia. Wyraźnie słyszeli teraz rwetes, trzaski i pokrzykiwania niemieckich żołnierzy. Wtedy zauważył leżącego na podłodze ulubionego misia Marka. Pochylił się, żeby go podnieść i podać dziecku. Chłopiec był przestraszony, ale intuicyjnie rozumiał, że nie powinien płakać. Trzasnęły drzwi wejściowe do budynku. Na betonowych schodach słuchać już było stukot podkutych żołnierskich butów, a potem krzyki.

Wtedy znów pojawił się Kiliański.
– Już są w budynku. To pana ostatnia szansa.
Witold jeszcze raz mu podziękował. Dozorca się oddalił.

Po krótkiej chwili Niemcy dobijali się już do drzwi mieszkania Eleonory. Do środka wtargnął żołnierz, wymachując bronią.

– Wstawać, ruszać się! – krzyczał. Witold miał już na sobie kurtkę i zamiast uciekać, spokojnie skierował się w stronę żołnierza.

Wyszeptał jeszcze do Eleonory:

– Zamelduj, że rozkaz wykonałem.

Artykuł stanowi fragment książki Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego. Ochotnik to długo wyczekiwana historia Witolda Pileckiego, która ukaże się 2.09.2020 nakładem Wydawnictwa Znak Horyzont we współpracy z Instytutem Pileckiego. Książka została objęta patronatem Ciekawostek Historycznych

Na schodach roiło się od żołnierzy i gestapowców. Odprowadzili aresztowanych na ulicę. Świtało. Wśród zebranych Witold rozpoznał tyczkowatego sąsiada Sławka Szpakowskiego. Zatrzymano co najmniej setkę mężczyzn. Niektórzy mieli ze sobą torby i płaszcze, jakby przygotowywali się do jakiejś podróży służbowej. Inni dreptali boso ciągle jeszcze w piżamach.

Potem Niemcy kazali mężczyznom uformować kolumnę i poprowadzili aresztowanych w stronę placu Wilsona znajdującego się w odległości około kilometra. Na miejscu żołnierze sprawdzali dokumenty. Wypuszczano tych, których uważano za niezbędnych dla wysiłku wojennego III Rzeszy, robotników, pracowników kolei i im podobnych. Reszta trafiła do zakrytych ciężarówek. Witold znalazł się w tej drugiej grupie. Wskoczył na pakę ciężarówki, gdy silniki obudziły się do życia.

Źródło:

  • Artykuł stanowi fragment książki Ochotnik. Prawdziwa historia tajnej misji Witolda Pileckiego. Ochotnik to długo wyczekiwana historia Witolda Pileckiego, która ukaże się 2.09.2020 nakładem Wydawnictwa Znak Horyzont we współpracy z Instytutem Pileckiego. Książka została objęta patronatem Ciekawostek Historycznych
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTesco zamyka się na Widzewie. Poznaliśmy datę zamknięcia. Co powstanie na tym terenie?
Następny artykułPowszechny Spis Rolny 2020 – upewnijmy się czy to rachmistrz