Piłkarska wiosna w Polsce, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, jest nią tylko z nazwy. W Gdyni termometry tylko nieśmiało wychylały się powyżej zera. Nie pogoda jednak była języczkiem u wagi w żółto-niebieskim obozie.
Fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta
Zarzutów było wiele, jak choćby niegospodarność czy brak aktywności w oknie transferowym, co nijak miałoby się pokrywać z obietnicami o budowie silnej Arki. Sami piłkarze, jak choćby kapitan Adam Marciniak, przed meczem z Cracovią przekuwali to na korzyść gdyńskiego zespołu.
– To pierwszy raz, odkąd jestem w Arce, kiedy okienko transferowe nie wygląda jak wielka wyprzedaż. Do tej pory każda przerwa między rundami odbywała się pod hasłem „przebudowa”. Tym razem szliśmy według planu i jestem pewny, że niebawem przyniesie to pozytywny efekt. Pozostanie w drużynie kluczowych zawodników, jak Pavels Steinbors czy Michał Nalepa, i transfery będące jedynie konkretnymi uzupełnieniami sprawią, że będzie to z korzyścią dla nas.
Serbski pech z minusem
W Arce próżno było szukać nowych nazwisk. Poza jednym – to serbski skrzydłowy Nemanja Mihajlović, którego wyjście w pierwszym składzie było niemałą niespodzianką. Nie dość, że dołączył do drużyny trzy tygodnie wcześniej, to sporo mówiło się o jego brakach fizycznych i lekkiej nadwadze.
– Jeśli mam być szczery, na dzisiaj Nemanja jest gotowy co najwyżej na 45 minut – mówił na konferencji przed meczem trener Arki Aleksandar Rogić. – Ma jednak spory potencjał, był wyróżniającym się zawodnikiem w lidze serbskiej – dodał szkoleniowiec.
Tymczasem Mihajlović nie tylko wybiegł na drugie trzy kwadranse (ostatecznie wytrwał 70 minut), lecz także dał się poznać gdyńskim kibicom z kilku stron. Najpierw, gdy na początku meczu stanął oko w oko z niestrzeżoną przez golkipera Cracovii bramką, trudność sprawiło mu wpisanie się na listę strzelców. A warto dodać, że odległość dzieląca go od szczęścia nie przekraczała sześciu metrów.
Później, kiedy wydawało się, że na przerwę zejdziemy bez wspomnień bramkowych, piłka niefortunnie trafiła go w murze po strzale Sergiu Hanki i diametralnie zmieniła kierunek swojego lotu. Efekt? Gol dla Cracovii, która wobec dwóch świetnych sytuacji Arki (w tym jednej wspomnianego Mihajlovicia) nie stworzyła sobie ani jednej klarownej okazji.
Boiskowa postawa Serba jest jednak obiecująca. Krótko trzyma piłkę przy nodze, kilkakrotnie złamał akcję, zostawiając w tyle rywali. Niestety, koniec końców może mówić o niefortunnym debiucie w Arce.
Żal do losu
Spotkanie po przerwie wyraźnie zbrzydło. Optyka ze strony gości przeszła na środek szali. Cracovia postawiła na cierpliwe oczekiwanie na to, co zrobią gospodarze. Ci, choć próbowali, mieli wyraźne braki w dokładności, w efekcie czego o świetnych szansach można było zapomnieć.
To arkowcy jednak zdecydowanie mogą mówić o niedosycie. „Pasy” wygrały szczęśliwie, nawet bramkę zdobywając przy dużym uśmiechu losu. Podział punktów w Gdyni byłby bez wątpienia bardziej sprawiedliwy, bo nikt w tym starciu nie zasłużył na wygraną.
Arka Gdynia – Cracovia 0:1 (0:1)
Bramka: Hanca (37.).
Arka: Steinbors – Marciniak, Marić (90. Danch), Maghoma Ż, Wawszczyk Ż – Deja Ż – Mihajlović (71. Samanes), Nalepa Ż (81. Da Silva), Vejinović Ż, Jankowski – Serrarens.
Cracovia: Pesković – Rapa, Helik, Dytjatjew Ż, Pestka Ż – Gol – Hanca Ż (90. Vestenicky), Loshaj (62. Thiago Ż), Van Amersfoort, Wdowiak (71. Fiolić) – Lopes.
Widzów: 6815.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS